czwartek, 14 lutego 2013

Liebster Awards

Dziś dostałam nominację, za którą serdecznie dziękuję.
Oto pytania dla mnie i odpowiedzi:


1. Ile masz lat?
- w marcu skończę 16 :)
2. Jak długo już piszesz?
- pierwsze opowiadanie zaczęłam pisać z przyjaciółką w sierpniu 2012 roku :)
3. Ile masz blogów?
- 2,5 bo jeden jest wspólny :P
4. Twoje zainteresowania?
- muzyka, muzyka i jeszcze raz muzyka (no i chłopcy oczywiście :P)
5. Co chcesz w życiu osiągnąć?
- sama nie wiem... po prostu chcę być szczęśliwa ;))
6. Masz zwierze?
- mam dwa psy i akwarium z rybkami :P
7. Twój kolor oczu?
- na to pytanie nie mogę odpowiedzieć jednym kolorem, bo moje oczy to mieszanka zieleni, brązu, żółci, szarego i niebieskiego -,-
8. Imiona twoich przyjaciół?
- Asia, Andżelika, Sonia i każda z moich Czytelniczek :D
9. Ulubiona piosenka 1D?
- wszystkie... na serio nie umiem wskazać jednej
10. Ulubiona osoba z 1D?
- LOUIS!!!
11. Kogo najmniej lubisz z 1D?
- nie ma takiej osoby. Każdego kocham po równo, no może Lou trochę mocniej :P


A co do kolejnych opowiadań to... Na razie nie mam pomysłu na kolejną opowieść. Przepraszam Was bardzo mocno. Ale jeśli tylko coś wpadnie mi do głowy, to dam znać.
A jeśli któraś z Was chce mnie bliżej poznać to czekam na Fb lub GG :P

Kama ;**

środa, 13 lutego 2013

Chapter 24

 Dla Każdego Czytelnika <33
  

Nie wiedziałam, co mamy zrobić, aby się stąd wydostać... I jeszcze to cholerne poczucie winy! Ja wiem, że to przeze mnie, to przeze mnie tu trafiliśmy, to przeze mnie Lou poznała tego debila... I to przeze mnie teraz cierpi...
Siedzieliśmy w tym pokoju bez jedzenia, wody i światła. Zza drzwi nie wydobywały się żadne odgłosy, które mogłyby świadczyć o tym, że ktoś po nas przyszedł. Taaa marzenia. Przecież skąd Zayn albo Harry wpadną na pomysł, że zostaliśmy uwięzieni...? Ja sama w to nie wierzę, a co dopiero oni.
- Mamo, i co teraz będzie?- zapytała nagle Lou, wyrywając mnie z rozmyślań.
- Kochanie, nie wiem. Jestem bezsilna, tak jak ty czy tata- spojrzałam najpierw na nią, a potem przyjrzałam się Louis'owi, który kombinował coś przy zamku w drzwiach- Co ty robisz?- zwróciłam się do niego.
- Próbuję nie być bezsilny- powiedział poważnie, ale zaraz potem opuścił ręce na znak, że się poddaje- Dlaczego tego się nie da otworzyć?!
- Nie denerwuj się- położyłam dłonie na jego ramionach- Jakoś się stąd wydostaniemy.
Louis odwrócił się w moją stronę i spojrzał mi głęboko w oczy.
- To raczej ja powinienem was pocieszać i mówić, że wyjdziemy z tej rudery, a tymczasem ty robisz za naszą podporę. Przecież gdyby nie ty, ja bym się dawno załamał- uśmiechnął się lekko, co odwzajemniłam.
- Ehem... A ja to co? W końcu jestem twoją córunią, nie...?- Lou podeszła do nas i przytuliła się do swojego ojca.
- Tak, masz rację. Kocham cię jak nikogo innego. No, może twoją mamę- zaśmiał się, a ja zamrugałam szybciej oczami.
- Co?- zdziwiłam się.
- Powiedziałem to na głos? O Boże...- przybił sobie faceplama- Miałaś się o tym nie dowiedzieć, nikt miał o tym nie wiedzieć.
- Ale czemu nie chciałeś mi powiedzieć?- zapytałam z ciekawości.
- Bo widzę, że ciebie i Zayn'a do siebie ciągnie, więc nie chciałem wam przeszkadzać- westchnął ciężko.
- Oh my God... Tato, na jakim ty świecie żyjesz?! Nie wiesz, że o kobietę walczy się do końca, a nie daje sobie spokój, zanim się spróbowało?!- Lou wymachiwała rękami  ze zdenerwowania, a ja po prostu zaczęłam się śmiać z całej sytuacji.
Kiedy udało mi się opanować, spojrzałam na moją kochaną dwójkę, która gapiła się na mnie jak na debila.
- Lou uspokój się... A ty Louis patrz mi na usta... Mnie i Zayn'a nic, a nic nie łączy. No... Nie licząc Will'a- uśmiechnęłam się- Podobasz mi się od dawna, Lou.
- Na serio?- zdziwił się.
- Na serio- przytuliłam się do niego z całej siły.
- No to na co jeszcze czekacie. Słodki buziak raz!- poleciła Lou i klapnęła na łóżko.
Spojrzałam w oczy Louis'a i mimowolnie się uśmiechnęłam. Zbliżyłam się do niego i powoli zatopiła w jego ustach. Smakowały niczym słodkie truskawki z czekoladą i bitą śmietaną. Nie chciałam się od nich odrywać, ale musiałam...
- O wow... To nie był buziak, a mega pocałunek- Lou zaklaskała w dłonie.
- Kocham cię, Kate- wyszeptał Louis prosto do mojego ucha.
- Ja ciebie też...- właśnie teraz to do mnie dotarło. Kochałam go, na prawdę go kochałam.
Pocałowałam go jeszcze raz, a kiedy nasze języki się spotkały drzwi do pokoju gwałtownie się otworzyły. Natychmiast się od siebie oderwaliśmy i spojrzeliśmy na postacie w progu. Stali tam dwaj mężczyźni w mundurach. Policja...
- Witam- jeden z nich podszedł do Louis'a i uścisnął mu rękę- Starszy sierżant Tom Sedat. Dobrze, że was znaleźliśmy.
- A panowie nas szukali?- zapytałam.
- Dostaliśmy zgłoszenie od pana- drugi z nich spojrzał na karteczkę, którą miał w kieszeni- Harry'ego Styles'a, że nie wróciliście wczoraj do domu i podał nam ten adres. Sprawdziliśmy go i oto jesteście- wyjaśnił.
Trzeba to będzie jakoś wynagrodzić Harry'emu.
- A co z mężczyzną, który nas tu przetrzymywał?- zapytała Lou. Nie spodziewałam się tego po niej.
- Mężczyzna? Jakim mężczyzną?- zapytał pierwszy policjant- Dom jest pusty.
Zdębiałam... Jak to pusty? To znaczy, że przez ten cały czas byliśmy w tym domu sami?! Boże...
- No przecież... Ale on...- dziewczyna zaczęła się jąkać, a Louis ją przytulił.
- Proszę nam podać jego dane i jeśli macie, to jakieś zdjęcie- polecił mi mężczyzna.
Zrobiłam to, o co poprosił i potem wszyscy wyszliśmy w tego domu...
- Może podwieź was do domu?- zaproponowali policjanci.
- Z chęcią skorzystamy- uśmiechnęłam się do nich i wsiedliśmy do ich samochodu.

Po kilkunastu minutach dojechaliśmy pod naszą bramę. Serdecznie podziękowaliśmy policjantom, a ja poprosiłam ich jeszcze, aby dali znać, gdy złapią Michael'a. Musiałam się dowiedzieć, co się z nim dzieje...
Zamknęłam drzwi od samochodu i podeszłam do Louis'a i Lou. Wspólnie weszliśmy do domu, gdzie tuż za progiem dopadli nas dosłownie wszyscy! Pytania, pytania i jeszcze raz pytania- tylko to teraz słyszałam. Nie wiedziałam, w którą stronę spojrzeć, bo nie chciałam nikogo pominąć.
Kiedy w końcu atmosfera się uspokoiła ja, dzieci i chłopcy z żonami przeszliśmy do salonu. Goście zajęli miejsca na kanapach i fotelach, a ja, jak przystało na panią domu ruszyłam do kuchni w celu zrobienia kawy i herbaty.
Zalewałam właśnie jedną filiżankę kawy, gdy poczułam czyjeś ręce na swoich biodrach. Potem ten ktoś złożył delikatny pocałunek na mojej szyi. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się chwilą. W końcu się odwróciłam i cmoknęłam Louis'a w usta.
- Pomożesz mi?- zapytałam, otwierając oczy.
- Jasne- uśmiechnął się i złapał za dwa kubki herbaty i zaniósł je do salonu.
Przy ostatniej kolejce zabrałam jedną filiżankę kawy i wkroczyłam do pokoju razem z nim.
Całe towarzystwo było wciągnięte w rozmowę o naszej przygodzie. Przerwałam to.
- Proszę o uwagę. Louis i ja chcemy wam coś ogłosić- po tych słowach spojrzałam na speszonego Lou.
- Słuchamy- Harry założył nogę na nogę i chytrze się uśmiechnął.
- Yyy... Więc...- Louis zaczął się jąkać.
Wtedy nasza niezawodna córka wkroczyła do akcji.
- O Dżizys...(:P) Im chodzi o to, że oni się kochają i są razem, więc możecie zacząć zbierać kasę na ślub.
- Nie wybiegajmy w przyszłość. Po prostu ja i Louis jesteśmy razem- cmoknęłam go w policzek.
- GRATULACJE!- każdy z obecnych zaczął składać nam życzenia.
Siedzieliśmy tak jeszcze kilka godzin, pogrążeni w rozmowach na wszelakie tematy...


*trzy miesiące później*

Stałam przed lustrem w pięknej fryzurze i długiej białej sukni. Nie mogłam uwierzyć w to, jak wyglądam. Nigdy bym nie przypuszczała, że kiedykolwiek zobaczę siebie w takim wydaniu...
- Gotowa?- usłyszałam głos Lou. Zobaczyłam ją w lustrzanym
odbiciu. Miała na sobie białą sukienkę do kolan, a blond włosy spięte w koka.
- Sama nie wiem... Boję się- odwróciłam się do niej.
- Nie masz czego. Wszystko będzie dobrze- uśmiechnęła się do mnie i zaczęła mi wpinać we włosy welon.
- Dziękuję ci, kochanie.
- Ale za co ty mi dziękujesz?- zdziwiła się.
- Za to, że jesteś, i że mi pomagasz- po moim policzku spłynęła jedna, mała łza.
- Nie musisz mi za to dziękować. I nie płacz, bo rozmażesz sobie makijaż- otarła mokry ślad chusteczką.
Podeszłam do okna, a kiedy spojrzałam na dekoracje na podwórku, ktoś zapukał do drzwi. Lou je otworzyła, a do pokoju wszedł William.
- Już czas- powiedział poważnie i z złapał mnie pod jedną rękę, a Lou pod drugą. Wzięłam głęboki oddech i razem z moimi dziećmi zeszłam na dół. Następnie wyszliśmy przez taras do ogrodu, gdzie czekali już wszyscy. Nie było dużych tłumów. Tylko najbliższa rodzina i przyjaciele. A wśród nich On... Stał obok księdza w czarnym garniturze i czekał właśnie ma mnie...
Ciągle nie mogę uwierzyć, ze wychodzę za mąż za chłopaka, którego bym nie poznała, gdyby nie wielki plan Michael'a. A właśnie... Michael trafił za kratki, ale nie będę mówić o nim, bo nie chcę psuć sobie najpiękniejszego dnia w życiu.
Podeszłam do mojego narzeczonego i podała mi dłoń. Dalej wszystko potoczyło się jak na pięknym ślubie i weselu...
Kiedy tańczyłam z moim mężem kolejny taniec, coś, a raczej ktoś przykuł moją uwagę. Mama z tatą stali pod drzewem i patrzyli to na mnie, to na Lou i Will'a. Nie miałam ochoty z nimi rozmawiać. Nie widziałam ich tyle lat, więc po co niby miałabym to robić.
Nigdy im nie wybaczyłam tego, co mi zrobili...
Spojrzałam prosto w oczy Louis'a, a potem wtopiłam się w tego usta. Robiłam to zawsze, gdy był przy mnie...
- Kocham Cię, Lou- szepnęłam.

- Kocham Cię, Kate- odpowiedział i złożył kolejny pocałunek na mych ustach.

-----------------------------------------------

Wiem, że rozdział beznadziejny, ale nic innego nie udało mi się napisać...

I tak oto zakończyłam to (denne) opowiadanie... Mam nadzieję, że choć trochę Wam się podobało.
Chciałam podziękować Wam podziękować, uściskać, wycałować itp. itd. :P
Dziękuję za każde wejście, za każdy komentarz i ogólnie za WSZYSTKO.!

Zostałam nominowana do konkursu na  Blog Miesiąca. Na prawdę nie wiem, za co dostałam tą nominację, ale bardzo serdecznie dziękuję :) A Was, Drogi Czytelniczki proszę o głos na mnie :P Szczegóły tutaj --->  KLIK

Więc tak oto dobiegła końca moja "wielka" kariera blogerki...
Nie usuwam tego bloga więc, tak jak nie usunęłam blogów o Kayli (KLIK) i Sarze i Ali (KLIK), także możecie je czytać do woli :P

Ściskam Was mocno, mocno i jeszcze raz bardzo dziękuję za WSZYSTKO !!!

Kama ;**

piątek, 8 lutego 2013

Chapter 23

*rano*
 

Obudziłam się w kuchni przy stole kuchennym. Twarz miałam schowaną między rękami, na których dało się zauważyć czarne ślady po tuszy do rzęs.
Wstałam z krzesła i przeszłam do lodówki, aby napić się czegoś zimnego, a następnie ruszyłam schodami na piętro, zobaczyć czy Lou wróciła. Zapukałam lekko w drzwi jej pokoju, jednak nikt mi nie odpowiedział. Pchnęłam je lekko i weszłam do środka.
Nie było nikogo... Pokój był zupełnie pusty.
Usiadłam na łóżku córki i schowałam twarz w dłonie. Czułam jak po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Nie mogłam zrozumieć dlaczego ona nie powiedziała mnie, albo Louis'owi o tym, że się z NIM spotyka... Właśnie, Louis... Przez te wszystkie lata bardzo się do siebie zbliżyliśmy i nie patrzę na niego tylko jak na ojca mojej córki, tylko jak na kogoś ważniejszego. Nie, to nie miłość. To bardziej mocne zauroczenie.
Podniosłam wzrok i dopiero teraz zobaczyłam, że Louis stoi przede mną.
- Przepraszam, jeśli cię przestraszyłem- powiedział z troską w głosie i usiadł obok mnie- Nie wróciła?
- Nie wróciła...- westchnęłam ciężko i oparłam głowę o jego ramię- Musimy do niego pojechać.
- Poczekajmy, aż Zayn pojedzie odwieźć Will'a do szkoły, wtedy pojedziemy.
- Nie! Ja nie mogę czekać! Ja jadę teraz, a jeśli jedziesz ze mną to się zbieraj- powiedziałam szybko i poszłam na dół, aby się ubrać.
- Nie puszczę cię do niego samej- zaczął się ubierać i razem wsiedliśmy do samochodu.
Po kilkunastu minutach byliśmy już pod jego domem... Nienawidziłam tego miejsca.
- Zapomniałem telefonu- powiedział lekko zdenerwowany Louis.
- Ja mam, więc jakby co to ci pożyczę- mówiąc to, wyszłam z auta.
Podeszłam do drzwi i zaczęłam walić w nie pięścią.
- OTWIERAJ!- wydarłam się tak, że Louis stojący obok zatkał sobie ucho- Przepraszam- powiedziałam do niego.
Drzwi powoli się otworzyły, a w progu stanął Michael.
- Kopę lat...- uśmiechnął się chamsko.
- Gdzie jest Lou?!- krzyknęłam mu prosto w twarz.
- Nie unoś się tak- złapał mnie swoimi ohydnymi dłońmi za ramiona.
- Puszczaj mnie!- wyrwałam mu się i ominęłam go w progu.
Louis został przy wejściu i starał się zatrzymać "gospodarza", abym mogła poszukać Lou.
W domu panowała kompletna cisza, ale ja doskonale wiedziałam, że moja córka gdzieś tu jest. Po prostu czułam jej obecność. Biegałam z pokoju do pokoju i w między czasie wyłapywałam poszczególne słówka z "rozmowy" panów takie jak: "pedofil", "zasrany ojczulek", czy "seks z nieletnią", ale już nie miałam siły zwracać na nich uwagi. Teraz liczyła się dla mnie tylk Lou.
Kiedy wpadłam do ostatniego pokoju myślałam, że dostanę zawału. Okna były zasłonięte, więc było dosyć ciemno, ale nie na tyle, abym nie mogła zauważyć postaci leżącej na łóżku. Zaświeciłam światło i dopiero wtedy zrozumiałam, jak bardzo bałam się o moje dziecko. Wcześniej sama nie dopuszczałam do siebie złych myśli, ale teraz, kiedy  na własne oczy zobaczyłam półnagą Lou, przywiązaną do jego łóżka...
- Boże Święty, Lou!!!- pisnęłam i rzuciłam się na nią, żeby ją uwolnić.
Wyciągnęłam jej coś, co przypominało skarpetę, z buzi, a ona momentalnie nabrała powietrza i rozpłakała się.
- Mamo, ja nie chciałam, ja nie wiedziałam. Myślałam, że on mnie kocha! Zapewniał, że mnie kocha! On... On był taki miły i cudowny i zaprosił mnie do siebie, a ja, głupia dałam mu się omotać i on to wykorzystał!- krzyczała, z trudem łapiąc oddech.
- Ciii... Nie płacz. Odpowiedz mi tylko na dwa pytania. Jak ty go poznałaś i dlaczego zaczęłaś się z nim zadawać? Przecież on mógłby być twoim ojcem!
Kiedy Lou trochę się uspokoiła, zaczęła mówić co się stało...
- Pół roku temu dostałam od niego SMS'a i zaczęłam z nim pisać. Kiedy on zaproponował spotkanie, ja już byłam w nim zakochana, a gdy zobaczyłam, że on to ten sam Michael, o którym mówiłaś te złe rzeczy, to nie mogłam ci powiedzieć.
Po jej słowach do pokoju wbiegł Michael i Louis.
- Tato!- Lou podbiegła do Louis'a i z całej siły go przytuliła.
Spojrzałam na Michael'a, który zaczął się po prostu śmiać. Zaczęłam dostawać ataku furii i gdyby nie to, że była z nami moja córka, zabiłabym tego sukinsyna na miejscu.
- Po szesnastu latach w końcu się na tobie odegrałem. To wszystko miało trochę inaczej wyglądać, ale skoro twoja naiwna córeczka się we mnie zakochała to dla mnie było prościej.
- Co ty bredzisz?- skrzywiłam się.
- Mówię tylko to, że to koniec. Już więcej nie będziesz musiała mnie oglądać!
- Skrzywdziłeś naszą córkę dla jakiejś zemsty?!- teraz odezwał się Louis.
- TAK! Ta wasza pieprzona córeczka okazała się łatwym dzieckiem, że wcale nie musiałem się starać- zaczął się nam śmiać prosto w twarz.
Miałam już tego dosyć. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i już miałam wykręcić numer na policję, ale Michael wyrwał mi go z ręki.
- Co?! Po psy chce się dzwonić! O nie... Nie wyjdziecie stąd!- krzyknął i trzasnął drzwiami od pokoju, w którym byliśmy. Usłyszałam jeszcze tylko dźwięk przekręcanego klucza i szloch Lou.
- Przepraszam was. Ja na prawdę nie chciałam, żeby to tak wyszło- dziewczyna płakała jeszcze bardziej.
- Ohhh już daj spokój- Louis ją przytulił- Lepiej pomyślmy, jak się stąd wydostać?
- Dlaczego on nas zamknął? Co on chce przez to osiągnąć?- dopytywała się córka.
- On ma w tym interes pieniężny- westchnęłam- Na pewno chce za nasze uwolnienie kasę...
Zaczęłam bić pięściami w drzwi, ale nikt nie odpowiadał. W końcu wpadłam na pewien pomysł.
- Lou, daj mi swoją komórę. Napiszemy do niego SMS'a, czego od nas oczekuje.
- Na nic ci się nie zda, bo nie mam kasy na koncie- westchnęła ciężko, a ja zbladłam.
- I co my teraz zrobimy?- zapytał Louis...
- Nie wiem. Nie mam pomysłu- przytuliłam się do niego i naszej córki...


---------------------------------------------

Wiem, wiem, że znowu się spóźniłam z rozdziałem, ale przez ten tydzień miałam niezłe urwanie głowy w szkole i sprawy organizacyjne z komersem (który mam jutro tj sobota) więc same widzicie...

Wiem również, że ten rozdział jest beznadziejny. Mnie się on kompletnie nie podoba ;((

A co do opowiadania to muszę Was zasmucić, a może ucieszyć... Następny post (nie wiem kiedy go dodam) , który pojawi się na tym blogu będzie ostatnim postem w mojej "karierze" blogerki. Kończę z opowiadaniami.!

Więc... Do następnego-ostatniego...

Kama ;**

sobota, 2 lutego 2013

Chapter 22

*16 lat później*


Przez te wszystkie lata moje życie nie zmieniło się tak bardzo jak się tego spodziewałam. Nadal mieszkam w domu chłopaków z zespoły One Direction, tyle że z małą różnicą. Przez te lata Niall i Liam zdążyli się ożenić i założyć swoje rodziny.
Nasz Harry się nie ustatkował... Co prawda co jakiś czas kręci z jakimiś dziewczynami, ale zawsze mówi, że to nie jest "ta jedyna". Bądź co bądź ja nadal w niego wierzę.
Co do Zayn'a i Louis'a to... Nie mają żon, ani nawet dziewczyn, bo każda, która ich zainteresuje nie chce umawiać się z facetem, który ma dziecko. Przyznaję, że myślałam nad tym, żeby zniknąć z ich życia, ale nie wybaczyliby mi tego. Jeśli chodzi o zespół to chłopaki nagrali siedem wspaniałych płyt, z czego każdą znam na pamięć. Teraz koncertują tylko na jakiś bardzo ważnych imprezach lub galach.
A co do mnie to... Zostałam kurą domową. Wychowywałam dzieci i gotowałam obiadki Zayn'owi, Louis'owi i Harry'emu. A teraz, kiedy Lou i William mają po 16 lat, już nie potrzebują mnie tak często jak kiedyś.
William- z nim nie ma większych problemów. Dobrze się uczy, nie sprawia kłopotów wychowawczych. Czasami sobie myślę, że on nie jest synem Zayn'a, bo kompletnie nie są do siebie podobni charakterem.
Za to Lou... Od pół roku nie
można z nią wytrzymać. Stała się wulgarna i nie da się z nią normalnie porozmawiać. nie rozumiem dlaczego się tak zmieniła. Przecież wszystko było w porządku. Na prawdę nie wiem, co się z nią stało.

Była 15.30, więc dzieci powinny zaraz wrócić ze szkoły. Wstawiłam blachę z pizzą do piekarnika i czekałam na to, aż dzieci albo któryś z chłopaków wróci do domu.
- Jesteśmy!- usłyszałam głos Zayn'a z korytarza.
Wyszłam do drzwi, aby zobaczyć kto z nim przyszedł i zobaczyłam Louis'a, Harry'ego i Will'a.
- A gdzie Lou?- zapytałam.
- Nie wiemy. Młodego zgarnęliśmy po drodze ze szkoły, ale  jej nie widzieliśmy- powiedział Harry.
- Nie jestem młody!- Will lekko go popchnął.
- Chodźcie na obiad- pogoniłam ich i zaczęłam nakładać pizzę na talerze.

*kilka godzin później*

Lou nadal nie było w domu. Siedziałam w kuchni przy oknie i wyglądałam, czy czasem nie wraca. Ta dziewczyna zmieniła się nie do poznania. Już nie wiem jak mam do niej dotrzeć. Zastanawia mnie tylko to, co lub kto ją tak zmienił...?
Podeszłam do szafki, aby napić się trochę wody. Kiedy upijałam ostatni łyk, drzwi wejściowe z hukiem się zamknęły.
Czym prędzej pobiegłam w tamtą stronę i zobaczyłam swoją córkę z telefonem w ręce.
- Dziewczyno, gdzieś ty była?!- wrzasnęłam.
- Uspokój się... Byłam na mieście z koleżanką.
- Jaką koleżanką?!- krzyczałam dalej.
- A co to jest, jakieś przesłuchanie? Odwal się ode mnie!- wyrwała rękę z mojego uścisku i pobiegła na górę, po drodze mijając się z Louis'em.
Podłamana poszłam do salonu i usiadłam na kanapie. Ukryłam twarz w dłoniach i zaczęłam płakać.
- Kate, nie płacz- Louis przytulił mnie do siebie.
- Ja już nie wiem jak mam do niej dotrzeć. Ona zachowuje się poniżej krytyki! Może nie jestem stworzona do wychowywania dzieci...
- Jesteś wspaniałą matką. Na dowód tego masz Will'a. A Lou się nie przejmuj. Porozmawiam z nią, w końcu to też moje dziecko.
- Dziękuję, jesteś kochany- wtuliłam się w niego mocniej.
Posiedzieliśmy tak jeszcze chwilę, a potem Pasiak poszedł na górę. Ja położyłam się na kanapie i przymknęłam na chwilę oczy, aby oderwać się od rzeczywistości.
- MASZ SZLABAN!- usłyszałam dźwięk trzaskania drzwiami i kroki na schodach.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam Louis'a. Był wściekły...
- Co się stało?- zapytałam.
- Próbowałem z nią pogadać, ale ona nawet na mnie nie spojrzała, tylko cały czas gapiła się w ten swój telefon!- wykrzyczał i padł na fotel.
- Pogadajmy z William'em. Może on coś wie, czemu ona się tak zmieniła.
- Pójdę po niego...
Po chwili ze schodów schodził już Louis z Zayn'em i Will'em.
- Byłem akurat u niego więc pomyślałem, że też przyjdę- wyjaśnił swoją obecność Mulat.
Chłopaki zajęli miejsca, a ja spojrzałam na syna.
- Will, powiedz nam, co wiesz na temat zmiany zachowania Lou?- zaczęłam.
- Ale mamo, ja nic nie wiem- powiedział dziwnym tonem.
- Przecież musisz coś wiedzieć. Jesteście rodzeństwem, chodzicie do tej samej klasy... Na pewno coś wiesz- Zayn zachęcił swojego syna do mówienia.
- Dobra... Ostatnio słyszałem jak Lou chwaliła się koleżankom, że ma chłopaka starszego od siebie, bo skończył już szkołę.
Zatkało mnie, ale kątem oka widziałam, że nie tylko mnie... Lou ze zdziwienia otworzył usta, a Zayn zrobił wielkie oczy.
- Ona ma chłopaka?- zapytałam w końcu.
- Ma i to już od dosyć dawna- odpowiedział Will.
- A wiesz coś o nim?- zapytał Louis.
- Niestety nie... Mogę już iść?
- Tak. Dzięki.
Will i Zayn wrócili na górę, a ja i Louis ciągle siedzieliśmy bez ruchu.
- Dlaczego ona nam nie powiedziała, że ma chłopaka?- zapytał mnie Louis.
- Nie wiem... Idę do niej- wstałam i ruszyłam na górę.
Zapukałam do pokoju córki i weszłam do środka. Lou siedziała na łóżku z telefonem w rękach.
- Dlaczego nie chciałaś porozmawiać z tatą?- zapytałam na wejściu.
- Po co?  Przecież to co on chciał mi powiedzieć, wcześniej powiedziałaś mi ty- powiedziała bez emocji, nie odrywając wzroku od komórki.
- Ale ja nie umiem to ciebie dotrzeć! Stałaś się okropna! Gdzie jest moja dawna córeczka?!
- Nie ma jej! Już nigdy jej nie będzie! Zrozum to w końcu, że jestem inną osobą niż kiedyś!- krzyknęła, złapała piżamę i wybiegła z pokoju.
Po raz kolejny się rozpłakałam i usiadłam na łóżku Lou. Nagle poczułam, że na czymś usiadłam. Podniosłam się lekko i wzięłam do ręki ten przedmiot. Był to telefon. Telefon Lou.
Właśnie w tym momencie przyszedł SMS. Wiedziałam, że nie powinnam go czytać, ale pokusa była większa. Otworzyłam wiadomość... "Tęsknię za Tobą, Kochanie <3" - tak brzmiała jego treść. Od: "Kotek <3".
Zabrałam komórkę ze sobą na dół, aby pokazać wiadomość Louis'owi. Nie wyłączając SMS'a zablokowałam telefon i zeszłam do kuchni. Przy stole siedział ojciec Lou.
- Zobacz- podałam mu telefon.
- Komórka Lou i co z nią?- spojrzał na mnie.
- Zobacz SMS'a- założyłam ręce na piersiach.
Chłopak odblokował ekran i przeczytał wiadomość.
- To pewnie jej chłopak- powiedział podając mi telefon.
- No coś ty... Nie wiedziałam...- przewróciłam oczami.
- Musimy się dowiedzieć kim on jest.
- Poproszę Will'a żeby się czegoś dowiedział, a teraz idę odłożyć ten telefon.
Spojrzałam na ekran komórki i wcisnęłam przycisk odblokowujący, aby zobaczyć jeszcze raz tego SMS'a. Właśnie wtedy po raz pierwszy zobaczyłam tapetę Lou. Było to zdjęcie, na którym Lou była z chłopakiem, ale nie byle jakim chłopakiem.
- Louis!- wrzasnęłam i usiadłam na schodach. Załamałam się... Jak on mógł zrobić coś takiego?!
- Co się stało?- Louis, Harry i Zayn do mnie doskoczyli.
- Zobaczcie tapetę- powiedziałam przez łzy.
- To niemożliwe- powiedział Zayn.
- Jak on może spotykać się z moją córką?!- wrzasnął Louis i pobiegł na górę, a ja za nim. Wpadł do pokoju dziewczyny i zaczął się drzeć.
- Jak możesz się z nim spotykać?! Czy ty wiesz kto to jest?!- przyłożył jej telefon niemalże do nosa.
- Skąd to masz?! I o kim ty mówisz?!- wyrwała mu komórkę i spojrzała na wyświetlacz- Jak śmiecie czytać moje SMS'y?!
- Robimy to dla Twojego dobra- wtrąciłam się.
- "Dobra"?! Jakiego "dobra"?! To jest moja prywatność i nie możecie sobie grzebać w moim telefonie!- krzyknęła i wybiegła z pokoju, popychając w progu William'a. Potem już tylko usłyszeliśmy dźwięk trzaskania drzwiami...
- No i pięknie... Prawie środek nocy, a ona ucieka- Louis machał nerwowo rękami i chodził po pokoju.
- Uspokójcie się- Zayn, który właśnie przyszedł próbował rozładować atmosferę.
- Jak mam być spokojny skoro moja córka spotyka się z bandytą i teraz uciekła z domu! Pewnie do niego!- Louis darł się na cały dom.
- Jeśli nie wróci do rana, to pojedziemy do niego i...
- I zabijemy!- dokończył za Mulata Louis.
- Louis! To też jest moja córka! Nie zapominaj o tym...- przytuliłam go.
- Poczekamy do rana- zaczął spokojnie Zayn- Jeśli nie wróci to do niego pojedziemy. A teraz idziemy się położyć. Dobranoc...- machnął ręką i już go nie było.
- Ja też idę. Dobranoc mamo, cześć Louis- powiedział Will i poszedł do siebie.
- Louis, uspokój się. Wiem, że się o nią martwisz, ja też się martwię, ale musimy się opanować i cierpliwie czekać.
Starałam się zachować zimną krew, choć w środku bałam się o nią jak nigdy wcześniej. Louis był nadopiekuńczym tatą, ale wiedziałam, że kocha Lou nad życie.
- Idę do siebie- powiedział w końcu i wypuścił mnie z objęć.
Ja zeszłam na dół i usiadłam przy oknie z nadzieją, że Lou się pojawi.


-------------------------------------------------

Przepraszam, że nie dodałam rozdziału wczoraj, ale nie miałam przez cały dzień internetu...
Szczerze Wam mówię, że te rozdział nie podoba mi się wcale, a wcale...

Następny rozdział dodam około wtorku-środy

Kama ;**

wtorek, 29 stycznia 2013

Chapter 21

KONIEC MĘCZARNI!!! (od. aut.) :P

Rozdział z obiecaną dedykacją dla mojej Kuzynki- Wiki <33


 - Co wy tu robicie?- zapytałam nadal zszokowana.
- Nawet się z nami nie przywitasz?- odezwała się mama.
- Yyy... Cześć- powiedziałam krótko i wpuściłam rodziców do domu, a Michael'owi zagrodziłam przejście ręką.
- A mnie nie ugościsz?- zapytał z chytrym uśmiechem.
- Po co to robisz? Nie możesz dać mi i mojej nowej rodzinie świętego spokoju?!
- Przecież ta dwójka to też twoja rodzina, nie pamiętasz?
- Nie! Już nie! Od roku już nie...- krzyknęłam w jego stronę, ale wiedziałam, że muszę się opanować. Nabrałam powietrza w płuca i wypuściłam je powoli- Po co to wszystko?- zapytałam ze spokojem.
- Musisz jakoś zapłacić za to co zrobiłaś. Już nie pamiętasz, że wykorzystałaś każdego z tych chłopaków i naciągnęłaś ich na dzieci?!- wypominał mi to, co zrobiłam przez ostatni rok.
- Chcę ci przypomnieć, że zrobiłam to dla ciebie, bo kiedyś cię kochałam, a teraz spadaj!- po tych słowa po prostu zamknęłam mu drzwi przed nosem. Już miałam się rozpłakać, ale w ostatnim momencie przypomniałam sobie, że w salonie czekają na mnie moi rodzice.
Powoli zaczęłam iść w tamtą stronę, układając sobie w głowie, co mam im powiedzieć. "Cześć, jak miło was widzieć po roku." albo "Witam was w domu ludzi, którzy przygarnęli mnie po tym, jak wy mnie wyrzuciliście" Nie... To bez sensu. Trudno, jakoś to będzie.
Weszłam do salonu i spojrzałam na rodziców, siedzących na kanapie.
- Po co przyszliście?- zapytałam prosto z mostu.
- Chcieliśmy zobaczyć wnuki- powiedział spokojnie tata.
- CO?!- krzyknęłam- Po tym wszystkim przychodzicie tu, żeby zobaczyć wnuki?! Chyba zwariowaliście?!
- Kate! Jak ty się zachowujesz?! Nie tak cię wychowaliśmy!- tata stanął na równe nogi, a z ramienia spadł mu rękaw od kurtki.
Dopiero teraz zobaczyłam jak schudli i zapuścili się. Ich ubrania były stare i za duże na nich, a twarz pokrywała warstwa brudu. Co oni ze sobą zrobili?!
- Zachowuję się tak, jak przystało na porzuconą córkę! Nie zobaczycie MOICH dzieci!- krzyknęłam i opadłam bezsilnie na fotel. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Widać, nie mamy tu czego szukać! Wychodzimy Mario!- krzyknął tata i zaczął iść w stronę wyjścia.
Nie zatrzymywałam ich. Nie chciałam ich zatrzymać. Chciałam się teraz po prostu wypłakać...
- Kate?- usłyszałam głos Liam'a. Dopiero teraz spostrzegłam się, że chłopców nie było przy tej ostrej wymianie zdań między mną na rodzicami. Ja nawet nie wiem, czy chcę nadal nazywać ich rodzicami. Teraz to są dla mnie zupełnie obcymi ludźmi.
Spojrzałam w stronę Liam'a, obok którego stał jeszcze Niall i Zayn.
- Przepraszam was za to, co się tu działo. Ja nie sądziłam, że Michael posunie się do czegoś takiego.
- Przecież to nie jest twoja wina- Niall usiadł na oparciu fotela i objął mnie ramieniem.
- Kate, kiedy byli tu twoi ro...- przerwałam Zayn'owi w pół słowa.
- Nie nazywaj tak tych ludzi. Oni już nie są tym kim byli kiedyś- powiedziałam całkiem poważnie.
- Ok. To... Kiedy byli tu ci ludzie to dzieci się obudziły i Hazza i Louis'em do nich poszli, więc może chodźmy zobaczyć czy wszystko u nich gra...?
- Jasne..- westchnęłam i podniosłam się z siedzenia.
Razem z chłopakami ruszyłam na górę i podeszłam pod drzwi do pokoju dzieci. Niall przyłożył ucho do drewna i zaczął nasłuchiwać.
- Cicho- powiedział po chwili.
- Za cicho- dopowiedział Liam.
- Coś jest nie tak- skończyłam i pchnęłam drzwi.
Weszliśmy do pokoju i zobaczyliśmy coś, czego ja bym się w życiu nie spodziewała.
Harry z Louis'em karmili Lou, a William spał sobie spokojnie w swoim łóżeczku.
- Yyy... Co im zrobiliście, że nie płaczą? Jakiś środek nasenny w mleku, czy jak?- zapytał Zayn, a ja skarciła go wzrokiem.
- Po prostu mamy rękę do dzieci- Loczek szeroko się uśmiechnął.
- Hahahahaha. Skoro tak, to możecie robić za opiekunki, co wy na to?- zaśmiałam się, ale oni chyba nie przyjęli tego zbyt radośnie.
- A będziesz nam choć trochę pomagać?- zapytał Pasiak i zrobił maślane oczka.
- Pewnie, że tak- uśmiechnęłam się.
- To w takim razie mówcie mi niania!- uniósł butelkę po mleku w górę, a ja i pozostali się zaśmialiśmy.
Położyłam nakarmioną Lou do łóżeczka i wtedy coś sobie przypomniałam.
- Chłopaki, wiecie o czy zapomnieliśmy?- spojrzałam na nich.
- Zmienić im pieluchy?- zapytał Niall.
- Nieee... Jest białe, kwadratowe i papierowe- opisywałam przedmiot, który miałam na myśli.
- Serwetka? Miałem im wytrzeć buzię?- zapytał Hazza, a ja przybiłam sobie facepalm'a.
- Koperta, durnie...- westchnęłam- Wyniki!
Chłopcy, jak jeden mąż, wybiegli z pokoju i zbiegli po schodach. Ja tylko cicho się zaśmiałam i ruszyłam za nimi.
Wbiegłam do salonu, gdzie zespół już na mnie czekał. Zabrałam kopertę z szafki i uniosłam lekko do góry.
- Kto czyta?- zapytałam.
- JA!- krzyknęli równocześnie, ale to Niall złapał papier w dłonie.
Zajęliśmy swoje miejsca i czekaliśmy aż Blondyn otworzy wyniki. Moje serce dudniło tak głośno, że bałam się o to, czy Liam siedzący obok to usłyszy. Byłam tak bardzo ciekawa co pisze na tej kartce, a z drugiej strony strasznie się tego bałam. Doskonale wiem, że każdy z tej piątki idiotów byłby cudnym ojcem dla tych małych gagatków.
- Jak to możliwe?!- krzyknął zdziwiony do granic możliwości Niall.
- CO?!- ja i pozostała czwórka unieśliśmy się lekko.
- No, bo... Ehh sami zobaczcie- westchnął i podał kartkę Harry'emu, który siedział obok niego.
- Co tam pisze?- dopytywałam się, wczytującego się w wyniki Hazzy.
- To musi być jakaś pomyłka!- powiedział i podał kartkę Liam'owi.
Ten tylko otworzył szeroko usta i szybko zamrugał.
- Pokaż mi to- zabrałam mu z dłoni kartkę i zaczęłam czytać.
"Badania na ojcostwo Lou i William'a Blunt. Wyniki pozytywne. Lou Blunt- córka Louis'a Tomlinsona, William Blunt- syn Zayn'a Malika."
- CO?!- wrzasnęłam i spojrzałam na dwójkę wymienioną na papierze- Jak to możliwe, że...?
- ŻE CO?!- Lou i Zayn nadal się dopytywali o co chodzi. Podałam im wyniki i patrzyłam na ich reakcję.
Oni spojrzeli po sobie zszokowani. Z resztą każdy z nas patrzył na innych z wielkim niedowierzaniem.
- Musimy jechać do szpitala, upewnić się, czy to nie jest błąd- powiedział Zayn.
- Jadę z tobą- Lou się wyprostował.
- Nie. Ja pojadę. Wy jesteście za mocno zszokowani. Jeszcze spowodujecie jakiś wypadek i tyle będzie- powiedział Harry i zabrał kluczyki do samochodu.
- Pojadę z tobą, tak na wszelki wypadek- Niall zaczął się ubierać, a potem wspólnie z Loczkiem wyszli z domu.
- Zobaczę co u dzieci- powiedział Liam i wszedł po schodach na górę.
Ja, Louis i Zayn nadal siedzieliśmy w salonie. Po ich minach widziałam, że są nieźle skołowani.
- Chłopaki... Jeśli nie chcecie to nie musimy nadawać dzieciom waszych nazwisk i nie musicie ich wychowywać. Ja sobie dam radę...
- Czyś ty zgłupiała!- krzyknął uradowany Louis i podniósł mnie z fotela. Zaczął obracać mnie wokół własnej osi, przez co ja również zaczęłam się śmiać.
- Lou, puść mnie!- mówiłam przez śmiech.
- Lou to moja córka!- kręcił mną dalej.
- Louis, puść mnie- poprawiła się.
Pasiak w końcu postawił mnie na ziemi, a ja spojrzałam na Zayn'a. Mulat siedział na kanapie i nad czymś myślał.
- Zayn? Wszystko ok?- zapytałam.
- Tak... Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że zostałem ojcem, że... mam syna- spojrzał mi głęboko w oczy, w których dało się zauważyć nutkę radości połączoną ze strachem.
- A co będzie, jeśli się okaże, że badania są mylne i cieszymy się z czegoś co nie jest prawdą?- zapytał nagle Louis.
- No właśnie... Co będzie, kiedy się okaże, że tak na prawdę ojcem jest Harry, albo Liam, albo sam Zayn? Przecież ja tego nie przeżyję! To by było okropne!- Lou usiadł na podłodze w siadzie skrzyżnym i schował twarz w dłoniach.
- Albo sam Louis- Zayn usiadł koło niego z tej samej pozycji.
- Chłopaki, nie martwcie się... Dla mnie nie ważne kto jest ojcem. Ważne jest to, że każdy z was chce się opiekować dziećmi i dzięki temu możemy je wychowywać razem- objęłam ich ramionami i przytuliłam do siebie.
- A co to za przytulanki beze mnie?- usłyszeliśmy oburzony głos Liam'a, który schodził ze schodów.
- Aaa... To taki mały trójkącik- zaśmiałam się i zaprosiłam do nas Li gestem ręki- Teraz to kwadracik.
Siedzieliśmy na podłodze w takiej pozycji chwilę czasu, ale kiedy do domu weszli Harry i Niall'em, wstaliśmy na równe nogi.
- No i?- zapytał Zayn.
- Jest tak, jak pisze na wynikach. Dzieci Kate mają dwóch ojców- powiedział Blondyn.
- Tak, czy siak... Ja nadal zastanawiam się, jak to jest możliwe...- westchnął Harry- I żałuję, że to nie ja jestem jednym z tatusiów.
- Ale za to wiem, że będziesz świetnym wujkiem- dałam mu buziaka w policzek- Tak samo jak Niall i Liam- ich również ucałowałam.
- A my?- Lou i Zayn stali ze smutnymi minami i czekali na swojego buziaka.
- A wy możecie iść do swoich dzieci. Może się nad wami ulitują i nie zapłaczą na wasz widok- zaśmiałam się.
- Ha ha ha... Ale śmieszne...


---------------------------------------------

Zgodnie z obietnicą po 30. komentarzach dodaję rozdział.

No i jak czujecie się po poznaniu ojca/ojców dzieci.? Zaskoczone.? Rozczarowane.?
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że wybrałam Louis'a i Zayn'a ale większość z Was prosiła mnie o to, aby to Lou był szczęśliwym tatusiem, a Zayn'a wybrałam dla Perrie M i Nath Malik :)

Dziękuję Wam za tyle miłych komentarzy i oczywiście czekam na kolejne.
Odpowiem na pytanka: Otóż mam (jeszcze) 15 lat, ale  marcu kończę 16, a co do "tak świetnego" pisania to... Piszę tak jak umiem. Jeśli Wam się podoba to się bardzo z tego powodu cieszę, a jeśli nie to mówcie co mam zmienić. Nie bójcie się. Przyjmę krytykę bez płaczu ;P

Jeszcze sprawa do moich Anonimków. Pod ostatnim rozdziałem miałam od Was bardzo dużo komentarzy i mam do Was prośbę, abyście się podpisywały, bo chcę wiedzieć, czy jest Was tu tak dużo, czy po prostu jedna osoba pisze kilka komentarzy. Mam nadzieję, że rozumiecie.
 
Następny rozdział dodam około piątku...

Kama ;**

PS: Jeśli chcecie poznać mnie bliżej to piszcie do mnie na fb lub GG (adres i numer w zakładce obok). Zazwyczaj jestem niewidoczna, więc piszcie kiedy chcecie, a raczej odpiszę :P To tyle...

sobota, 26 stycznia 2013

Chapter 20

 Rozdział dedykowany Zosi Skwierawskiej <33



Była 6.37. Chłopcy zaraz wstaną, jeśli już nie wstali i będą mnie szukać. Już sobie wyobrażam jaką będę miała awanturę na wejściu.
Powoli wstałam i zimnej ziemi i wsiadłam do samochodu. Przekręciłam kluczyki w stacyjce i ruszyłam w stronę domu.

----------------------------------------------------------------------

Powolnym krokiem ze spuszczoną głową weszłam do domu. Od razu usłyszałam głosy chłopaków, dochodzące z kuchni. Od razu udałam się w tamtą stronę. W planach miałam tylko zobaczyć co robią i wycofać się na piętro, dlatego starałam się być cicho. Schowałam się za futryną i wysunęłam głowę, aby zobaczyć, co się dzieje w środku.
Harry stał przy piekarniku i wyjmował z niego blachę z ciastkami, Louis i Niall siedzieli z dziećmi na rękach przy stole, a Liam szykował mleko w butelkach. Nie było tylko Zayn'a, więc pewnie jeszcze spał.
- Co ty tu robisz?- usłyszałam za sobą głos Mulata i gwałtownie się odwróciłam.
- Ja... ja...- zaczęłam się jąkać. Kompletnie nie spodziewałam się tego, że Zayn zaskoczy mnie od tyłu.
- Z resztą nie będziesz tłumaczyć się tylko mnie...-westchnął i złapał moją dłoń, a potem pociągnął do kuchni.
Stanęliśmy za progiem, a pozostali chłopcy od razu na nas spojrzeli. Nie wiedziałam, czy mam się odezwać, czy czekać, aż oni coś powiedzą. Byłam przestraszona. Nie miałam pojęcia, co będą chcieli teraz ze mną zrobić. Może wyrzucą mnie z domu, albo odbiorą dzieci pod pretekstem pozostawienia ich bez opieki na noc. Dobra, zaczynam dramatyzować, przecież chłopcy nie wiedzą, że mnie nie było w nocy.
- Możesz nam powiedzieć, gdzie byłaś w nocy?- Liam w końcu przerwał niezręczną ciszę.
- Ja... Byłam w swoim pokoju- wydusiłam z siebie.
- Też tak myśleliśmy, dopóki nie wszedłem do ciebie w nocy, zobaczyć, czy wszystko gra- Lou pokiwał smutno głową.
- Może byłam akurat wtedy w łazience, nie pomyślałeś o tym?- założyłam ręce na piersi.
- Po ciemku?- pytali dalej.
- Nie chciałam was budzić rażącym światłem- kłamałam.
- Kate!- wrzasnął w końcu Harry- Nie udawaj niewiniątka! Pojechałaś do niego, przyznaj się!
Zamurowało mnie... Nie spodziewałam się tego po nim. Kiedy w końcu oprzytomniałam, opadłam na podłogę, wybuchając płaczem.
- Ja... Przepraszam...- mówiłam przez łzy- Myślałam, że jeśli do niego pojadę i dam mu się przelecieć to odda mi te wyniki. Ale on potem wyrzucił mnie z domu, krzycząc, że zrobiłam to źle i nie zasługuje na te wyniki- beczałam niczym małe dziecko. Lou i William też się rozpłakali. Chłopcy próbowali wszelkich sił, aby choć trochę uspokoić maluchy. Na marne... Dzieci płakały równie głośno i rozpaczliwie co ja.
- Kate, opanuj się i pomóż nam- Zayn potrząsnął mną, abym się opamiętała.
Podniosłam się, przetarłam oczy wierzchem dłoni i wzięłam jedno z dzieci na ręce. Przytuliłam je do siebie i zaczęłam lekko kołysać.
- Ciii... Jestem przy tobie. Nie płacz już- mówiłam spokojnie.
Po paru chwilach maluch uspokoił się i Niall zabrał go ode mnie, natomiast ja wzięłam na ręce drugiego bobasa.
Zaczęłam cicho nucić jedną z piosenek zespołu, na co oni spojrzeli na mnie zdziwieni. Ja tylko wzruszyłam lekko ramionami i odwróciłam się do nich tyłem.
Kiedy sytuacja została opanowana, poprosiłam Niall'a, aby poszedł ze mną położyć Lou i William'a w ich pokoiku.
Położyliśmy ich w łóżeczkach i pozwoliliśmy się zdrzemnąć. Wróciliśmy na dół, gdzie chłopcy czekali na moje wyjaśnienia. Blondyn dołączył do "rzędu przytupywania nóżką" i przybrał poważną minę.
- Więc...?- odezwał się Zayn.
- Więc...- powiedziałam niepewnie i usiadłam na kanapie- Jeszcze raz was przepraszam. To nie tak miało wyglądać. Ja na prawdę liczyłam, że on mi odda te wyniki.
- Ok, już się nie tłumacz, tylko powiedz nam jedno, a mianowicie: Dlaczego nas okłamałaś?!- powiedział niespokojnym tonem Harry.
- Przepraszam... To się już więcej nie powtórzy- schowałam twarz w dłoniach.
- Mamy taką nadzieję- Louis objął mnie ramieniem- A czy... On ci zrobił coś złego?
Zdziwiona, podniosłam na  niego wzrok.
- Nie... To znaczy nic, po za wywaleniem mnie z domu w samej bieliźnie-zarumieniłam się- Tylko lekko zmarzłam...
- Co za...- zaczął Harry.
- Nie kończ!- przerwał mu Niall.
Wszyscy się zaśmialiśmy dla rozładowania napięcia.
- A kiedy jedziemy do szpitala na powtórne badania?- zapytał Louis.
- Możemy jechać dzisiaj, kiedy dzieci się obudzą- powiedziałam spokojnie.
- Dzieciaki, budzić się, bo wujo-tata chce jechać do szpitala- Zayn podniósł się z fotela i wyprostował jak struna.
- Wujo-tata?- zdziwiłam się.
- No wiesz... Jeszcze nie wiem, czy będę ich wujkiem, czy tatą, więc połączyłem te dwa słowa- zaśmiał się, a my do niego dołączyliśmy.

*dwie godziny później*

Maluchy obudziły się chwilę temu. Właśnie kończyłam ubierać Lou, kiedy do pokoiku wszedł Louis.
- Samochód gotowy do drogi, a jak nasi główni pasażerowie?- zapytał.
- Pasażer pierwszy- wskazałam na William'a- gotowy, a pasażerka druga jeszcze chwilę.
- Czyli mogę zabrać małego i zapiąć go w foteliku?- podszedł do chłopca, który leżał na pajacyku.
- Tak, tylko musisz mu założyć kurteczkę i buciki- uśmiechnęłam się do niego.
- Tak jest, szefowo- zasalutował i zabrał William'a na dół.
Spojrzałam na małą Lou, która słodko się do mnie uśmiechała. Wyglądała jak ja na jednym ze zdjęć, które moi rodzice trzymali w albumie fotograficznym.
- Jesteś tak słodka jak mamusia- zaśmiałam się i podniosłam ją na wysokość swoich oczu- Mam nadzieję, że twój tata cię pokocha.
Po tych słowach wstałam i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, a na korytarzu zobaczyłam, jak Louis siłuje się z małymi sznuróweczkami przy niemowlęcych bucikach.
- Pomóc ci?- zapytałam, przechodząc obok niego, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Nie, nie trzeba- machnął ręką.
- Louis, czy nie zdziwiło cię to, że zakładasz chłopcu różowe buciki?- zapytałam, wstrzymując oddech, aby nie wybuchnąć niepohamowanym śmiechem.
Pasiak spojrzał na bucika, a potem na mnie i znowu na bucika.
- Fakt. Ale może chciałem zapoczątkować nowy trend, hmmm...?
- No skoro tak- już nie wytrzymałam i zaczęłam się brechtać. Nawet mała Lou się uśmiechnęła.
Chłopak podał mi buciki, które chciał założyć małemu i złapał odpowiednią parę.
Kiedy dzieci były gotowe, wyszliśmy z domu i dołączyliśmy do reszty zespołu.
- Dłużej się nie dało?- zapytał Zayn.
- Przepraszamy, ale Louis chciał zostać kreatorem mody- zaśmiałam się i wsadziłam małą Lou do fotelika.
- Aleś ty śmieszna...- Pasiak klepnął mnie w plecy, a potem podał mi William'a.
- Możecie jakoś dogłębniej nam to wyjaśnić?- zwrócił się do nas Liam.
- Po prostu...- zaczęłam, ale Louis mi przerwał.
- Po prostu ubierałem małego- powiedział.
- W różowe buciki- dokończyłam, śmiejąc się. Chłopaków wyraźnie też to rozbawiło, bo poszli w moje ślady i zaczęli się tarzać ze śmiechu po ziemi.
- Dobra, jedźmy już, bo nam w końcu szpital zamkną- pogonił nas Tommo i wsiadł za kierownicę.
My również zajęliśmy swoje miejsca i ruszyliśmy w stronę szpitala.

Po około 40. minutach byliśmy na miejscu. Od razu skierowaliśmy się do sali w której poprzednio robiono nam badania DNA. W gabinecie przywitaliśmy się w lekarzem i przeszliśmy do rzeczy.
- Co was do mnie sprowadza?- zapytał przyjaźnie.
- Chcemy powtórzyć badania na ojcostwo- powiedziałam.
- A co się stało? Nie dostaliście pierwszych wyników?
- Dostaliśmy, ale...- zawahałam się.
- Zgubiliśmy je- Liam mnie wyręczył.
- Aha... No dobrze. To może od razu przejdźmy do zabiegowego, gdzie pielęgniarka pobierze wam krew.
Przytaknęliśmy głowami i poszliśmy za lekarzem.
Pielęgniarka najpierw pobrała krew od Liam'a, potem kolejno od Zayn'a, Louis'a i Harry'ego.
- A teraz przepraszam, ale musicie wyjść, ponieważ chcę pobrać krew od dzieci- powiedziała miło, ale stanowczo pielęgniarka.
- Dlaczego?- zdziwili się chłopcy.
- Ponieważ będę pobierać krew z głowy, wywołując u nich płacz, a wiem z niektórych przypadków, że rodzice nie chcą a to patrzeć- wyjaśniła.
Posłusznie wyszliśmy na korytarz, a zaraz potem usłyszeliśmy płacz jednego z maluchów.
- To jest okropne!- krzyknęłam, wtulając się z Niall'a.
Czekanie dłużyło się w nieskończoność, a kiedy w końcu doktor po nas wyszedł, mogliśmy zabrać dzieci.
- Teraz musicie trochę poczekać na wyniki- powiadomił nas mężczyzna.
- Trochę, to znaczy ile?- zapytał Harry.
- Jakieś dwie godziny- westchnął lekarz- Postaramy się zrobić to jak najszybciej, ale niczego nie obiecuję- powiedział i odszedł od nas.
Teraz nie pozostało nam nic innego, jak czekać. Usiedliśmy na krzesłach i zaczęliśmy odliczać minuty...

*1,5 godziny później*

- Ja już dłużej nie wytrzymam!- Zayn chodził nerwowo po korytarzu od 20. minut.
- Uspokój się, bo dzieci przestraszysz- zwróciłam mu uwagę.
Nagle usłyszeliśmy dzwonek telefonu, a Louis sięgnął do kieszeni.
- Sorrki- powiedział szybko i odszedł od nas o kilka kroków.
Kiedy on niespokojnie rozmawiał z kimś przez telefon, my zauważyliśmy w końcu korytarza lekarza, który nas przyjmował. Mężczyzna podszedł do nas i szczerze się uśmiechnął.
- Proszę, oto wasze wyniki- wręczył mi białą kopertę.
- Dziękujemy- westchnęłam z ulgą.
Pożegnaliśmy się z nim, a Lou w tym czasie skończył rozmawiać prze komórkę. Podszedł do nas i zaczął mówić.
- Dzwonił Paul. Mamy jak najszybciej jechać do domu, bo on tam na nas czeka. Mówił, że to coś ważnego.
- No to jazda. Wyniki przeczytamy na miejscu- powiedział Niall i ruszyliśmy do wyjścia.

Kiedy wjechaliśmy na podwórko po prostu nie dało się nie zauważyć wściekłego Paul'a pod drzwiami. Czym prędzej wyszliśmy z auta i otworzyliśmy dom.
- No to o co chodzi?- zapytał Liam tuż za progiem.
- To ja idę położyć dzieci- powiedziałam i zabrałam maluchy na piętro.
Rozebrałam je, nakarmiłam i ułożyłam do snu. Należał im się...

Kiedy schodziłam ze schodów, przez przypadek usłyszałam dosyć niemiłą rozmowę chłopaków z menadżerem.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Mamy ją tak po prostu wyrzucić?!- awanturował się Blondyn.
- Nie! Macie uważać na paparazzi, bo oni czyhają na was na każdym kroku. W gazetach już są wasze zdjęcia z dziećmi i zaraz się wyda, że to któryś z was jest ojcem. A właśnie, który z was?- zapytał, a ja weszłam do salonu.
- Tu mam wyniki- pokazałam na kopertę w moich rękach. Usiadłam na fotelu, ale nie dane mi było jej otworzyć, bo po domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Otworzę- Louis wstał z kanapy i ruszył w stronę korytarza. Chwilę go nie było, ale zaraz wrócił.
- Kate, ktoś do ciebie- powiedział niepewnie, a ja bardzo się zdziwiłam. Przecież nikt mnie nie odwiedza, bo nie ma kto.
Wstałam z fotela i przeszłam na korytarz. Podeszłam do drzwi i zamarłam. W progu stał Michael, ale nie sam...
- Mama, tata...


---------------------------------------------------

Trochę to trwało, ale w końcu udało mi się wydusić z siebie ten rozdział...

Dziś króciutko...
Czekam na Wasze opinie, a następny rozdział pojawi się dopiero po 30. komentarzach. Wiem, że to dużo, ale liczę, że dacie radę :)

Pozdro.!

Kama ;**

sobota, 19 stycznia 2013

Info...

Hey...
Przepraszam, że nie dodaję nowego rozdziału, ale go po prostu nie mam. Wena mnie opuściła i nie chce wrócić, dlatego mam dla Was wiadomość.
Zawieszam bloga na czas nieokreślony.!
Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Te z Was, które piszą opowiadania, wiedzą co to znacz mieć blokadę, a ja właśnie taką mam...
Mam też do Was wielką prośbę. Jeśli będziecie tak miłe i napiszecie mi na GG, Twitter'a lub Facebook'a swoje pomysły na dalsze rozdziały, albo nawet kolejny rozdział to będę wdzięczna.
Jeszcze raz przepraszam... :'(

Kama ;**