piątek, 28 grudnia 2012

Chapter 14

*dzień koncertu*
 

Wakacje minęły bardzo szybko. Przez te dwa miesiące zdarzyło się wiele niezwykłych i strasznych rzeczy zarazem. Zerwałam kontakty z Michael'em, to znaczy bardziej on ze mną, ale mniejsza... Rodzice wyrzucili mnie z domu, poznałam najwspanialszych chłopaków na świecie, a co najważniejsze zaszłam w ciążę z jednym z nich.
Siedziałam na kanapie w salonie i myślałam nad swoim dotychczasowym życiem... Chłopcy byli na ostatniej już próbie przed koncertem z okazji zakończenia wakacji. Przez ostatnie pięć dni jeździłam z nimi, ale dziś nie miałam ochoty ruszać się z domu.
Wieczór zbliżał się wielkimi krokami, co wiązało się wyjściem na koncert. Tam musiałam być obecna, bo chłopcy, jak to oni powiedzieli, nie chcę spędzać tego dnia beze mnie. Ja w sumie też chcę być w wtecy z nimi...
Mogę szczerze powiedzieć, że zaprzyjaźniliśmy się, choć mieszkam u nich niecały tydzień. Nie wiem co bym bez nich zrobiła. Oni uratowali mi życie. Jestem ich dłużniczką i nie wiem w jaki sposób się im odwdzięczę.
Zegar wybił godzinę 16.30, co oznaczało, że za pół godziny przyjedzie po mnie kierowca, który ma mnie zawieźć na miejsce, gdzie odbędzie się dzisiejsza impreza.
Postanowiłam zająć ten czas jedzeniem. Zamieniam się w Niall'a. Zauważyłam, że gdy ten chłopak przekracza próg domu, od razu kieruje się do kuchni. Ja też się tam teraz udałam. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej słoik z ogórkami kiszonymi, na które mam non stop ochotę. Od wczoraj nie jem nic, po za zielonymi przyjaciółmi.
Zjadłam kilka korniszonków, po których umyłam zęby i nim się obejrzałam, kierowca stał pod domem.
Założyłam buty i wyszłam. Zamknęłam drzwi na klucz i wsiadłam do samochodu.
- Dzień dobry- przywitałam się.
- Witam panią- kierowca szczerze się do mnie uśmiechnął- Kierunek- hala koncertowa.
- Tak- zasalutowałam i ruszyliśmy w drogę.
Na miejsce jechaliśmy około 20. minut. To i tak mało, jak na londyńskie korki. Kierowca wskazał mi drzwi, którymi miałam wejść do środka. Było to tylne wejście, bo choć nie widziałam frontu, wiedziałam, że jest tam tłoczno. Fanki dało się usłyszeć bardzo wyraźnie. Krzyczały ze szczęścia. W sumie nie dziwię im się. Ja też darłabym się na cały regulator, gdybym miała za chwilę zobaczyć swoich idoli.
Weszłam do budynku i przeszłam przez długi, ciasny korytarz do garderoby chłopaków. Nie trudno było ją znaleźć, bo nie na każdych drzwiach był napisz "ONE DIRECTION".
Zapukałam, a po chwili w progu stanął Harry.
- Hello!- uśmiechnął się.
- Uważaj, bo dostaniesz szczękościsku- przyłożyłam dłoń do jego policzka, a jego mina od razu zbladła. Hehe, zgasiłam go! Mój prywatny sukces!
Minęłam zaskoczonego chłopaka w drzwiach i weszłam do garderoby.
- Ale mu pojechałaś- Lou przybił ze mną piątkę.
- Wiem- zaśmiałam się i usiadłam na kanapie.
- Jak się dzisiaj czujesz?- zapytał z troską Liam, siadając obok mnie.
- Jest ok. Oczywiście zjadłam już pół słoika ogórków, ale ogólnie jest dobrze. Dziękuję, że pytasz- przytuliłam się do niego.
- Ej! Ja też chciałem cię o to zapytać!- krzyknął oburzony Harry i wystawił ramiona do uścisku.
Ja tylko głośno prychnęłam i zwróciłam się do reszty.
- Po co miałam przyjeżdżać tu tak wcześnie? Koncert dopiero za godzinę- spojrzałam na Zayn'a pytająco, a on się uśmiechnął.
- Musisz jakoś wyglądać, no nie?
No nie... Czy on uważa, że jestem brzydka i potrzebuję jakiejś mega tapety?!
- Teraz to żeś pojechał- Niall wywrócił oczami i objął mnie ramieniem- Chodzi o to, że teraz pójdziesz do kosmetyczki i naszej stylistki, które sprawią, że będziesz jeszcze piękniejsza niż jesteś.
- Aha, no ok- wzruszyłam ramionami, a Zayn'owi szczena opadła.
- Widzisz Zayn... Musisz się jeszcze wiele nauczyć- wyśmiał go Lou i złapał mnie za rękę- a ciebie zaprowadzę do kosmetyczki.
Tylko się uśmiechnęłam i razem z Louis'em wyszłam z garderoby.
Szliśmy w ciszy, dopóki Pasiak nie zatrzymał się przy jakiś drzwiach.
- To tu- powiedział i wszedł do środka, a ja za nim.
Był to gabinet kosmetyczny połączony z salonem fryzjerskim i garderobą.
Nagle podeszła do nas jakaś dziewczyna. Louis przywitał się z nią całusem w policzek i wyjaśnił mi, że to ich stylistka, która ma się mną zająć. Zaraz potem wyszedł i dostawił mnie samą.
- No to co, zaczynamy- uśmiechnęła się do mnie Lou- stylistka. Kiwnęłam lekko głową na znak zgody i usiadłam na krześle do mycia głowy. Jedna z fryzjerek umyła mi włosy, potem je wysuszyła i uczesała.
Następnie przesiadłam się na miejsce u kosmetyczki, gdzie pomalowano mi paznokcie i zrobiono makijaż.
- Została tylko sukienka- powiedziała Lou, kiedy stałam przy wieszakach z ubraniami.
- Miałam ubrać sukienkę, którą dostałam ostatnio od chłopaków...- powiedziałam niepewnie.
- I właśnie tą ubierzesz- dziewczyna wzięła do ręki jeden z miliona wieszaków i podała mi go.
Nadal nie mogłam się nadziwić na tą sukienkę. Do tej pory miałam tylko jakieś stare i zniszczone z lumpeksów, a ta... Światowa półka! Do tego miałam jeszcze tą bransoletkę, którą wręczył mi Liam. Poprawiłam ją na nadgarstku i ruszyłam do przebieralni, by założyć na siebie mój dzisiejszy strój.
Gotowa stanęłam przed Lou i jej pomocnicami.
- Wyglądasz cudnie- uśmiechnęła się do mnie.
- Dziękuję- zarumieniłam się i spojrzałam na zegarek na ścianie. Była 19.55- Zaraz koncert!
Szybko wróciłam z Lou do garderoby chłopaków, jednak ich już tak nie było.
- Kulisy!- krzyknęła stylistka i pociągnęła mnie dalej przez korytarz.
Dobiegłyśmy za scenę w ostatniej chwili. Chłopcy właśnie mięli wybiegać, ale gdy mnie zobaczyli zatrzymali się na moment. Nie zdążyli jednak nic powiedzieć.
- Chłopaki, ruchy!- krzyknął ich menadżer.
Oni odwrócili się do niego i tylko Harry zdążył powiedzieć ciche "Ślicznie wyglądasz" i wybiegli na scenę.
Zespół zaczął grać "I Would", a chłopcy zaczęli śpiewać. Potem było "Rock Me" i kolejne i kolejne...
Znałam już niektóre z ich piosenek na pamięć, bo jednak na próbach byłam.
Co chwilę ktoś do mnie podchodził i chwalił mój dzisiejszy wygląd i mówił, że chłopaki mają szczęście, że na mnie trafili. Niektóre osoby z otoczenia 1D wiedziały, że jestem w ciąży, jednak nie znali całej historii. Może to i dobrze, bo nie mam ochoty na rozgłos.
Kiedy skończyli śpiewać "Live While We're Young", zbiegli ze sceny i po kolei pocałowali mnie w policzek.
- Byliście wspaniali!- pochwaliłam ich i przymknęłam oczy, bo nagle zaczęło mi się kręcić w głowie. Liam mnie podtrzymał, abym nie upadła.
- Za dużo wrażeń jak na jeden wieczór- powiedział stanowczo.
- Nie. Ja tylko...- przerwał mi.
- Jestem zmęczona i muszę się położyć spać- dokończył za mnie. To nie do końca tak miało być, ale nie miałam siły się z nim kłócić.
Chłopcy się jeszcze przebrali i mogliśmy razem wracać do domu.

Weszliśmy do willi i każdy z nas rozszedł się do swoich pokoi. Nie licząc Niall'a, bo ten poszedł do kuchni.
Wzięłam piżamę i weszłam z nią do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, zmyłam makijaż i gotowa do spania wyszłam na korytarz. W drodze do pokoju minęłam się z Zayn'em.
- Kate- zaczepił mnie.
- Hmmm...?- przystanęłam.
- Nie myśl sobie, że uważam, że jesteś brzydka. Jesteś piękna, nawet bardzo... Chodzi o to, że byłem zestresowany przed koncertem i nie za bardzo wiedziałem co mówię, dlatego...- przerwałam mu.
- Nie gniewam się na ciebie i cieszę się, że uważasz, że jestem piękna- dałam mu buziaka i policzek i weszłam do pokoju.
Od razu położyłam się na łóżku, przykryłam kołdrą i zamknęłam oczy. Rzeczywiście byłam zmęczona, bo od razu zasnęłam.


-----------------------------------------

Przepraszam, że nie dodałam wczoraj, ale nie miałam czasu, aby go napisać.
Na szczęście już napisałam i od razu dodaję :)

Mam nadzieję, że Wam się podoba.!
Liczę, że napiszecie mi swoje opinie w komentarzach :D

Z ankiety wynika, że jest Was tu 21...
Dlatego następny rozdział pojawi się dopiero po 21. komentarzach.
Wiem, że to szantaż, ale ostatnio wgl nie mam weny i chcę wiedzieć, czy opłaca mi się dalej pisać to opowiadanie...

Jedna z Dziewczyn prosi, aby polecić jej nowego bloga, więc to robię, choć i tak uważam, że polecanie go nie jest mu potrzebne, bo i ez tego sobie świetnie poradzi :P

A, no i jeszcze dwa pytanka...
Co dostałyście pod choinkę.?
Co robicie w Sylwestra.?
Jeśli będziecie chciały, o pod następnym rozdziałem napiszę co dostałam ja :)

Kama ;**

niedziela, 23 grudnia 2012

Chapter 13

*następnego dnia rano*

 
Otworzyłam zaspane oczy, a to, co zobaczyłam wpiło mnie w materac łóżka.
- Co ty tu robisz?!- wydarłam się.
- Czekam, aż się obudzisz- uśmiechnął się jeszcze szerzej, a myślałam, że bardziej się nie da -,-
- Więc skoro już wstałam, to możesz stąd wyjść, prawda?- odwzajemniłam uśmiech.
- Nie- powiedział krótko i stanowczo.
- Nie...? Czemu?- zrobiłam wielkie oczy.
- Liam i Zayn powiedzieli, że mamy nie schodzić na dół, dopóki nas nie zawołają- wyjaśnił.
- Yyy... Dooobra. A gdzie Niall i Louis?
- Niall w łazience, a Louis chyba u siebie- wzruszył ramionami i położył się obok mnie.
Leżeliśmy bez słowa może z dziesięć minut, ale ta cisza stawała się powoli nie do wytrzymania. Musiałam jakoś zagadać.
- Harry...?- zaczęłam.
- Hmmm...?- podniósł się na łokciu i spojrzał na mnie.
- Jeśli to będą twoje dzieci to wyrzucisz mnie? W końcu ty chciałeś, abym usunęła ciążę- posmutniałam, a po moim policzku spłynęła łza. Ostatnio tylko płaczę. Nie umiem się pozbierać, po tych wszystkich wydarzeniach.
- Oczywiście, że nie! Przecież nie jestem bez serca i jestem pewien, że pokocham te maluchy. No, bo sama zobacz: jeśli odziedziczą po mnie urodę to będą tu biegać małe Hazziątka z loczkami- ucieszył się, a ja zrobiłam poker face.
- Aleś ty skromny- przewróciłam oczami, a ten szeroko się uśmiechnął.
Podniosłam się z łóżka i skierowałam się do drzwi.
- Gdzie idziesz?- zapytał Harry.
- Do łazienki. Potrzeby wzywają- powiedziałam i wyszłam na korytarz.
Wiedziałam, gdzie jest łazienka, bo chłopcy wczoraj wieczorem pokrótce mnie oprowadzili. Z resztą na drzwiach do ich pokoi były wywieszone plakietki z ich imionami, a łazienka pozostała pusta.
Pchnęłam drzwi i chciałam wejść do środka, jednak ktoś zagrodził mi drogę. Ten osobnik był ode mnie wyższy, więc uniosłam głowę i spojrzałam prosto w oczy... Louis'a.
- Hej!- uśmiechnął się.
- Hej- odwzajemniłam uśmiech- Mogę przejść?
- Ależ proszę cię bardzo- ustąpił i pokazał ręką wnętrze łazienki.
Zaśmiałam się cicho i weszłam do środka. Zamknęłam za sobą drzwi i przekręciłam zamek. Teraz mogłam dokładnie przyjrzeć się wszystkiemu. W swoim domu łazieneczka była malutka i brzydka, a ta?! Czułam się jak w pałacu! W sumie to byłam w pałacu, ale takim nowoczesnym.
Zaśmiałam się pod nosem i odkręciłam wodę. Chłopcy dali mi wczoraj nową szczoteczkę, którą umyłam zęby, a potem przemyłam twarz. Potem pożyczyłam sobie grzebień, który leżał na półce pod lustrem i rozczesałam nim włosy.
Gotowa wróciłam do pokoju, gdzie Harry'ego na szczęście już nie było. Zdjęłam swoją "piżamę", którą była koszulka jednego z chłopaków i ubrałam swoje wczorajsze ubranie, bo nie miałam tutaj kompletnie nic...
Zeszłam do dół i skierowałam się do kuchni, skąd dochodziły różne zapachy. Kiedy tylko przekroczyłam próg, doskoczył do mnie Niall.
- Witamy naszą nową współlokatorkę pysznym śniadaniem, które wykonali Zayn z Liam'em. Brawa!- krzyknął i zaczął klaskać, a za nim pozostała czwórka. Ja tylko zaśmiałam się i dosiadłam się do stołu.
Stały na nim same pyszne rzeczy: wędliny i sery wszelkiego rodzaju, ogórki, pomidory, twarożek, dżemy, jajka na miękko i twardo, a na samym środku deserek- babeczki czekoladowe!
- Czy wy czytaliście mi w myślach, że wiedzieliście, co przygotować na śniadanie?- zapytałam, spoglądając na twórców posiłku.
- Po prostu naszykowaliśmy wszystko, co lubimy my i wiedzieliśmy, że coś na pewno ci posmakuje- zaśmiał się Mulat.
Zaczęliśmy jeść. Każdy brał coś dla siebie, po za Niall'em, bo ten jadł wszystko po kolei. Gdzie ten chłopak to mieści, to ja nie wiem...

- Musimy jechać do centrum handlowego na zakupy- powiedział Liam, kiedy siedzieliśmy przed TV w salonie.
- Po co?- zapytałam- Przecież macie tyle ubrań, że głowa mała!
- Nie dla nas. Dla ciebie!- wyjaśnił.
- Ale ja nie mam pieniędzy. Nie mam nawet jak zapłacić za zwykłego batonika- posmutniałam.
- My zapłacimy!- krzyknęli uradowani.
- Nie, nie, nie! Nie ma mowy! Nie będziecie za mnie płacić!- zezłościłam się.
- To zróbmy tak: my zapłacimy za twoje ubrania, a w zamian każdy z nas wybierze ci po jednej rzeczy, którą będziesz musiała kupić, ok?- zaproponował Louis.
- Dobra, ale to za mało.- pomyślałam chwilę- Zrobię wam dzisiaj obiad, może być?
- TAK!- krzyknął uradowany Niall, a my zaśmialiśmy się.

*późnym popołudniem*

Te zakupy mnie wykończyły. I jeszcze te fanki i paparazzi. Jak chłopcy mogą tak żyć? Ja nie wytrzymałabym po kilku godzinach, a oni mają tak na co dzień.
Do domu weszliśmy obładowani po brzegi, bo co mi się spodobało, było kupowane. Nie jestem przyzwyczajona do takich zakupów. Mało tego! Odkąd pamiętam kupowałam w samych tanich sklepach, a dzisiaj mam ciuchy z najdroższych butików w mieście!
Gdyby nie to, że co chwilę się szczypałam, pomyślałabym, że to sen.
Z chłopakami czułam się bezpiecznie i wyjątkowo. Każdy z nich jest inny, ale pasują do siebie jak puzzle z jednej układanki. Są perfekcyjni! I gdyby nie to, że noszę w sobie potomków jednego z czwórki, zakochałabym się w nich do szaleństwa! Piękni, młodzi, utalentowani, kochani przez miliony- czego chcieć więcej...?
- Kate, gdzie ten obiad?!- krzyknął z góry Niall.
- Zaraz będzie gotowy!- odkrzyknęłam.
Właśnie kończyłam przygotowywać sos do kaczki z żurawiną(za dużo reklam Lidla :P- od aut.).

 Stół był już nakryty, a kaczka czekała w piekarniku.
- Gotowe- westchnęłam, stawiając sos na stole.
Podeszłam do piekarnika i wyciągnęłam mięso.
- Chłopcy!- krzyknęłam na cały dom.
Po chwili siedzieli już przy stole, a ja postawiłam przed nimi półmisek z daniem głównym.
- Wow!- powiedzieli na widok mojej kaczki.
- Nic nie mówcie, póki nie spróbujecie- zaczęłam nakładać sobie porcję na talerz.
Po kilkunastu minutach każdy był już po jedzeniu. Oparłam się o krzesło i czekałam na opinie. Oni jednak nic nie mówili, tylko siedzieli i patrzyli się na puste talerze.
W końcu Liam zamlaskał i nabrał powietrza.
- Co jest dzisiaj?- zapytał.
- Środa, a co?- odpowiedziałam.
- A więc od dzisiaj w każdą środę będziemy jedli kaczkę z żurawiną- zarządził, a ja wytrzeszczyłam oczy.
- Że jak?- pokręciłam głową.
- No normalnie. Przecież to było pyszne!- krzyknął, a chłopcy mu przytakiwali.
- Cieszę się, że wam smakowało- uśmiechnęłam się.
- "Smakowało" to mało powiedziane!- Mulat objął mnie ramieniem, bo to on siedział obok mnie.
- No to teraz trzeba posprzątać i dać Kate nasze prezenty dla niej- powiedział Harry i zaczął wkładać naczynia do zmywarki.
Po skończonej pracy, przeszliśmy do salonu, gdzie każdy miał mi dać obiecane podarki. Już się bałam. Pierwszy był Zayn, który kupił mi "zestaw fryzjerski". Szczotki, grzebienie, lokówka, prostownica itp...
- Dziękuję, ale nie musiałeś- spojrzałam na niego.
- Ale to nie tylko dla ciebie, ale też dla mnie- wyszczerzył się.
- Ok- zaśmiałam się.
Następny był Liam, który dał mi śliczną bransoletkę.
- O Boże...- szepnęłam- To jest piękne.
Założyłam ją na rękę i otarłam łezkę szczęścia z policzka.
- Nigdy jej nie zdejmę- przytuliłam go.
Kolejny był Niall. Otworzyłam prezent od niego i myślałam, że padnę ze śmiechu. Piżama z ciastkami.
- Ojej! Czekoladowe! Moje ulubione! Dzisiaj w niej śpię- zaśmiałam się i odebrałam prezent od Harry'ego. Po nim mogłam się spodziewać wszystkiego, ale to to była przesada.
- Harry, czy ty twoja wyobraźnia kiedyś cię zawiodła?- zapytałam całkiem poważnie.
- Nie, a co?- zdziwił się.
- To twoja myśl o tym, że mnie w tym zobaczysz będzie twoim pierwszym zawodem!- krzyknęłam, ale zaraz potem zaczęłam się niepochromowania śmiać, a chłopak razem ze mną. Tylko Hazza siedział z założonymi rękami i udawał obrażonego.
Nadszedł czas na Louis'a i jego prezent. Pasiak podał mi torbę. Zajrzałam do niej, a zaraz potem wyciągnęłam z środka śliczną sukienkę.
- Założysz ją na nasz koncert z okazji końca lata. Co ty na to?- uśmiechnął się do mnie promiennie.
- Oczywiście, że założę- padłam mu w ramiona- Jest cudna. Dziękuję.
Dałam każdemu buziaka w policzek i zebrałam prezenty.
- A kiedy macie ten koncert?- zapytałam.
- Za pięć dni w centrum Londynu. Menadżer każe nam wystąpić z okazji kończących się wakacji.
- Kate, a jak ty stoisz ze szkołą?- zapytał Liam.
- Skończyłam wyższą szkołę muzyczną, a co?- spojrzałam na nich, a ci wytrzeszczyli na mnie oczy.
No tak... Śmieszne to brzmi, że taka biedna dziewczyna chodziła do szkoły muzycznej.
- Kiedyś wygrałam konkurs, gdzie główną nagrodą było miejsce w takiej szkole- wyjaśniłam.
- Umiesz śpiewać?- zapytał Zayn.
- Tak trochę, ale nic wam nie zaśpiewam, bo nie dorastam do pięt takim gwiazdom jak wy- powiedziałam stanowczo.
- Jeszcze zobaczymy- Lou potarł ręce i zaśmiał się złowieszczo. Wyglądał przy tym komicznie.
Pogadaliśmy jeszcze jakiś czas, ale poczułam się senna i postanowiłam udać się na górę.
Zabrałam swoje prezenty i zaniosłam je do pokoju. Wzięłam piżamkę od Niall'a i poszłam z nią do łazienki. Wzięłam prysznic, ubrałam prezent od Blondyna i wróciłam do siebie.
Położyłam się na łóżku i wtulając się w poduszkę, zasnęłam.



-----------------------------------------------

Jak obiecałam.!

Specjalnie dodaję rozdział dzisiaj, bo chcę Wam Wszystkim życzyć:
Radosnych Świąt Bożego Narodzenia, Spełnienia Marzeń, Uśmiechu, Miłości, Wspaniałych Przyjaciół, Prezentów Pod Choinką I Oczywiście Spotkania 1D :)

Czujecie już Magię Świąt.? Ja tak :P Piosenki Świąteczne, Kolędy, Potrawy Wigilijne, Prezenty, Choinka, Pasterka, Urodziny Lou ahhh... Mogłabym tak wymieniać do upadłego :D

 Ode mnie to chyba na tyle... Spadam do kuchni :P

Ahaa... Następny rozdział pojawi się dopiero po Świętach, bo przez te dni nie ma mnie w domu. Obiecuję napisać coś sensownego ;)

Bajo.! <33

Kama ;**

piątek, 21 grudnia 2012

Chapter 12

Ocknęłam się nie wiem po jakim czasie. Otworzyłam powoli oczy, a światło w pokoju bardzo mnie raziło. Zaraz, zaraz... W pokoju?!
Gwałtownie podniosłam się z kanapy, na której leżałam i rozejrzałam się dookoła. Mój wzrok zatrzymał się na pięciu chłopakach, którzy siedzieli na drugiej kanapie. Już chciałam uciekać, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Oparłam się i głęboko westchnęłam.
- Co ja tu robię?- zapytałam.
- Sami chcielibyśmy to wiedzieć...- odezwał się Zayn.
Ja na serio nie pamiętałam, skąd się tu wzięłam. Ostatnie co mi przemknęło przed oczami to... Michael i jego cios. Nieświadomie dotknęłam policzka i oka. Bolało.
- Późnym wieczorem przyszłaś tu. Louis ci otworzył, a ty padłaś przed nim jak długa- Niall zaczął nerwowo wymachiwać rękami.
- Co ci się stało?- zapytał Harry, patrząc na mój policzek.
- Eee... To nic takiego, ale...- urwałam, bo nie wiedziałam, czy to, co muszę im powiedzieć przejdzie mi przez gardło.
- Co "ale"?- zapytali wszyscy.
- Bo ja mam dla was złą wiadomość...- spojrzałam na nich.
- Czy to ma jakiś związek z tym typem, który cię popchnął wtedy na chodniku?- zapytał Blondyn.
- Niezupełnie, ale on też brał w tym udział- odpowiedziałam, a oni spojrzeli na mnie i czekali, aż zacznę mówić o co chodzi.
Nabrałam powietrza w płuca i zaczęłam swój monolog...
- Od kilku dni bardzo źle się czułam. Wymiotowałam i tak dalej... W końcu mama zabrała mnie wczoraj do lekarza, gdzie oprócz normalnego przepadania zrobiono mi też badanie ginekologiczne- po tym słowie chłopcy wyprostowali się niczym struny, a ja kontynuowałam- z którego wyszło, że jestem w ciąży z bliźniakami- spuściłam głowę, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Opamiętałam się jednak i mówiłam dalej- rodzice od razu wyrzucili mnie z domu, a Michael nie chce mnie znać. Dlatego właśnie przyszłam do was.
Teraz już nie wytrzymałam i po prostu się rozpłakałam. Położyłam się na kanapie a nogi podkuliłam pod brodę. Beczałam gorzej niż małe dziecko.
Chłopcy momentalnie doskoczyli do mnie i przytulili mocno. Ja jednak nadal ryczałam i wycierałam łzy rękawem od bluzy.
- Przepraszam was! Naprawdę was przepraszam! Ja nie chciałam, ale on mnie zmusił! Groził mi!- krzyczałam przez płacz.
- Ciiii...- Louis zaczął gładzić moje włosy, a ja wtuliłam się w niego bardziej.
- Skrzywdziłam was, okłamałam, a potem okazało się, że to kłamstwo to prawda i przychodzę do was jak gdyby nigdy nic! Co ja sobie myślałam!- krzyknęłam i wstałam z kanapy.
Zaczęłam kierować się w stronę drzwi. Jednak nie dane mi było wyjść z domu. Ktoś złapał mnie od tyłu i zatrzymał w pół kroku. Odwróciłam się i spojrzałam prosto w oczy Liam'a.
- Puść mnie- powiedziałam, spuszczając głowę.
- I dokąd pójdziesz?- złapał mój podbródek- Sama mówiłaś, że każdy cię wyrzucił.
- Pójdę na dworzec albo pod most. Tam gdzie miejsce zwykłej i niechcianej dziewczyny.
Wyrwałam mu się, ale ten znowu mnie zatrzymał. Już się nie opierałam, tylko po prostu padłam na podłogę i zaczęłam jeszcze głośniej beczeć.
Nie wiedziałam co mam robić. Byłam kompletnie rozbita. Sama. Kompletnie sama!
- Yyy... A czy możemy w końcu poznać twoje prawdziwe imię? Bo nie wiemy, jak mamy się do ciebie zwracać- Zayn położył rękę na moim ramieniu.
- Przepraszam was też za te różne imiona... Jestem Kate- powiedziałam i schowałam twarz w kolana.
- Ładne imię dla ładnej dziewczyny- odezwał się Harry i złapał mnie za ręce, pomagając mi wstać- Chodź do salonu. Nie będziesz płakać na korytarzu- zaśmiał się. Mnie to jednak humoru nie poprawiło.
Usiadłam na kanapie, a chłopaki przeszli do kuchni. Kiedy tylko zniknęli za drzwiami, ja położyłam się i dotknęłam dłońmi swojego brzucha. Nadal nie mogłam uwierzyć, że noszę pod sercem dwa małe serduszka. Uśmiechnęłam się na tą myśli, choć mnie to przerażało.
Po chwili zespół wrócił do salonu. Chłopcy porozsiadali się do fotelach i kanapie, a ja siedziałam w miejscu jak truś.
- Mamy dla ciebie propozycję...- zaczął Zayn.
- Ale najpierw musisz nam odpowiedzieć na kilka pytań- dokończył Liam.
Patrzyłam na nich i czekałam na ich pytania.
- Czy chcesz z nami zamieszkać, skoro nie masz się gdzie podziać...?- zapytał Mulat.
- Ja... Nie mogę. Nie mogę was wykorzystywać- powiedziałam stanowczo, a oni jak gdyby nigdy nic się zaśmiali.
- Wykorzystywać, powiadasz...?- wydusił z siebie Harry- Przecież to my ci proponujemy, abyś u nas zamieszkała.
Zmieszałam się... Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć.
- Z resztą po co my się o to pytamy... Jasne, że zostajesz!- krzyknął uradowany Lou i złapał mnie za rękę. Chłopak zaczął mnie ciągnąć na piętro. Nie protestowałam, bo po prostu nie miałam siły.
- Który pokój wybierasz?- zadali kolejne pytanie. Stanęliśmy całą szóstką przed parą drzwi. Niall otworzył jedne z nich, a Harry drugie. Zajrzałam do pierwszego pokoju, a potem do drugiego.
- Chyba ten- wskazałam na pierwszy, a Blondyn się uśmiechnął, bo to on go otworzył.
- Dwie sprawy załatwione. Jeszcze dwie- powiadomił mnie Liam.
- Słucham...
- Chrapiesz w nocy, czy musimy kupić zatyczki do uszu?- zapytał Zayn.
- Yyy... Nie, nie chrapię- ci odetchnęli w ulgą.
- I czy jesteś naszą fanką?- zapytał Harry.
- Przeprasza, ale wcześniej o was nie słyszałam. Nie mam komputera i nie wychodzę z domu, chyba że Michael sobie tego życzył.
- Tym lepiej. Będziesz mogła nas pokochać za to jacy jesteśmy, a nie za to jak wyglądamy, czy śpiewamy- Louis objął mnie ramieniem, a ja tylko wywróciłam oczami.
- Mamy jeszcze jedno pytanie, ale proszę cię, nie denerwuj się- Liam spoważniał.
Zadrżałam. Nie wiedziałam o co może chodzić. Może o to, że pomieszkam u nich do końca ciąży, a potem wywalą mnie na zbity pysk...?
- Kto jest ojcem?- zapytali.
Zamarłam. Co miałam im powiedzieć...?
- Nie wiem...- wydusiłam.
- Wiemy już, że nie spałaś tylko z Niall'em, więc jego możemy wykluczyć, ale który z nas jest tym szczęściarzem...?- pytał Zayn, a ja czułam jak po moim policzku spływają kolejne łzy.
- Ja naprawdę nie wiem, który z was. Po USG jeszcze tego dokładnie nie widać, ale lekarka mówiła, że to przełom pierwszego i drugiego miesiąca- powiedziałam.
- Kiedy dziecko się urodzi musimy zrobić testy DNA. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko?- zapytał Harry.
- Nie mam... Sama miałam zamiar to zrobić, ale nie wiedziałam jak mam was prosić o próbki do badania.
- Więc załatwione!- krzyknął uradowany Louis- Mieszasz z nami, a za osiem miesięcy na świat przyjdzie jeszcze dwoje małych człowieków- pokolenie One Direction!- wydarł się, a ja i pozostali chłopcy zaczęliśmy się śmiać.
Już wiedziałam, że będzie mi się tutaj dobrze mieszkało.


---------------------------------------------

Tak jak obiecałam, rozdział jest w piątek. Wiem, że późno, ale dzisiaj miałam kilka spraw na głowie.
Jestem z niego średnio zadowolona, ale tą prawdziwą opinię pozostawiam Wam :)
Ten pomysł z zamieszkaniem u chłopaków jest oklepany, ale nie wpadłam na lepszy. Nie chciałam wysyłać Kate na dworzec... Przepraszam, jeśli Was zawiodłam :'(

Dziękuję za ostatnie komentarze i oczywiście czekam na kolejne :)

Następny rozdział postaram się dodać w niedzielę lub w poniedziałek, bo nie wiem czy się wyrobię. Wiecie, ciasta, sałatki itd... Na szczęście nie muszę szykować dań na Wigilię, bo jadę do wujka do Oleśnicy koło Wrocławia. Pozdrawiam ludzi z okolic.! :P

Odpowiadam jeszcze ma pytanie od Amonimka: "Ile masz lat?"
A więc mówię, że w marcu skończę 16 :) Tak, mało, wiem...

Nie zanudzam więcej...
Bajo.! <33

Kama ;**

środa, 19 grudnia 2012

Chapter 11

Dla Wszystkich Komentujących <33

*następnego dnia, rano*
 

Tym razem obudziła mnie mama. Niechętnie podniosłam się z łóżka i skierowałam się prosto do łazienki. Bolał mnie brzuch i ogólnie byłam jakaś taka obolała...
Wykonałam poranną toaletę i wróciłam do pokoju. Ubrałam się w TO, bo na dworze znowu nie było za ciekawie. Zabrałam jeszcze bluzę i dołączyłam do rodziców, którzy jedli śniadanie. Nadal dziwił mnie fakt, że nie chodzą do pracy. Przecież jeszcze tydzień temu ciągle nie było ich w domu, a teraz...? Przekraczają próg, jeśli muszą wyjść na zakupy. To chore!
- Mogę wam zadać jedno pytanie?- zapytałam, a oni nawet na mnie nie spojrzeli. Zachowywali się tak, jakby mnie przy nich w ogóle nie było.
- Halo!- podniosłam lekko głos.
- Cicho siedź!- krzyknął ojciec, a ja schyliłam głowę, jakbym próbowała uniknąć uderzenia w głowę- Po tym co wczoraj zrobiłaś, nie masz prawa unosić głosu!
- A co ja niby wczoraj zrobiłam?- zdziwiłam się.
- Podważyłaś nasze zaufanie- mama włączyła się do kłótni.
- Że co?!
- Kazaliśmy ci się nie ruszać z łóżka, kiedy wychodziliśmy do sklepu. Wracamy, a tu mało tego, że nie leżysz w łóżku, to jeszcze nie ma cię w domu!
- Musiałam wyjść, nie rozumiecie?!
- Nie, nie rozumiemy- westchnęła mama i wstała od stołu.- Zaraz wychodzimy.
Nie odpowiedziałam. Wstałam i odniosłam swój talerz na blat obok zlewu.
- Dlaczego nie zjadłaś?- mama spojrzała na mnie kątem oka.
- Nie jestem głodna- powiedziałam cicho i wróciłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i czekałam, aż mama mnie zawoła.
Po kilku minutach rodzicielka po mnie przyszła.
Ubrałam się i razem wyszłyśmy z domu. Chodnikiem udałyśmy się w stronę przychodni. Nie miałyśmy daleko, więc po dziesięciu minutach szybkiego spaceru byłyśmy na miejscu.
Weszłyśmy do budynku i skierowałyśmy się do gabinetu lekarskiego. Mama cicho zapukała i po chwili usłyszałyśmy szybkie "Proszę".
- Dzień dobry pani doktor- przywitała się moja mama, kiedy przekroczyła próg gabinetu.
- Dzień dobry- odpowiedziała i spojrzała na mnie.
- Dzień dobry- powiedziałam cicho, a lekarka się uśmiechnęła.
Usiadłyśmy na krzesłach po drugiej stronie biurka, przy którym siedziała kobieta.
- A więc o co chodzi?- zapytała.
Nie dane mi było się odezwać, bo matka mnie wyprzedziła, co szczerze zdziwiło lekarza.
- Od kilku dni z Kate nie jest najlepiej. Wymiotuje i widzę, że całościowo nie czuje się najlepiej- wyjaśniła.
- Mhm... Jakieś bóle brzucha lub głowy?
- Już otworzyłam usta, ale rodzicielka znowu mnie wyprzedziła.
- Nie- powiedziała stanowczo.
- Ale może damy Kate się wypowiedzieć, a pani poczeka na korytarzu- powiedziała uprzejmie, ale mamie wyraźnie się to nie spodobało. Nie miała jednak wyjścia.
Posłusznie wstała i wyszła z gabinetu. Kobieta spojrzała na mnie.
- A więc, powiedz co ci dolega?- uśmiechnęła się szczerze do mnie.
- Mama przesadza- zaśmiałam się- Nie jest ze mną aż tak źle.
- Więc powiedz z czym do mnie przyszłaś?
Westchnęłam ciężko i znowu nabrałam powietrza.
- Rzeczywiście od kilku dni wymiotuję i mam duże zawroty głowy. Brzuch boli mnie sporadycznie, a głowa prawie cały czas- powiedziałam na jednym wydechu.
- I to ma był to twoje nic?- doktor zrobiła wielkie oczy.
- Jest jeszcze coś- powiedziałam niepewnie.
- Co takiego?
- Wczoraj upadłam na chodnik na brzuch. Nie wiem, czy to ma jakieś znaczenie?
- Dobrze, że powiedziałaś również o tym. Coś jeszcze ci dolega?- zapytała, zapisując moje dolegliwości na karcie pacjenta.
- Nie, to wszystko- spuściłam głowę.
Kiedy skończyła pisać, spojrzała na mnie.
- Połóż się na kozetce. Zbadam ci brzuch.
Wykonałam jej polecenie. Podciągnęłam bluzkę i bluzkę do góry, a ona zaczęła dotykać mojego brzucha.
- Wstań. Osłucham cię jeszcze- powiedziała cofając się o krok.
Stanęłam przed nią i uśmiechnęłam się pod nosem, bo byłam od niej wyższa o głowę.
Lekarka założyła słuchawki i zaczęła mnie badać.
- Oddychaj głęboko- poleciła.
Po chwili skończyła, a ja mogłam się ubrać. Doktor usiadła za biurkiem i zaczęła uzupełniać kartę pacjenta.
- Musisz jeszcze przejść badanie ginekologiczne i to będzie wszystko- powiedziała nie odrywając wzroku od kartki.
- Ginekologiczne?- zdziwiłam się. No bo niby po co miałby mnie badać ginekolog?
- Twój brzuch nie jest taki, jaki być powinien i wolę się upewnić, że wszystko jest w porządku.
Pokiwałam tylko głową. Jak to "nie jest taki, jaki być powinien"? Czy to ma związek z moim wczorajszym upadkiem? Tak, to na pewno to, ale na co ginekolog?!
- Choć ze mną do gabinetu pani ginekolog- powiedziała, podchodząc do drzwi.
Ruszyłam na nią. Wyszłyśmy z gabinetu, co od razu zobaczyła moja mama.
- I co jej jest?- zapytała, doskakując do mnie.
- Z mojej strony wszystko w porządku, ale chcę, aby zobaczył ją ginekolog- powiedziała pani doktor.
- Po co ginekolog?!- mama wyraźnie się zdziwiła i przestraszyła.
- To tak na wszelki wypadek.- zaśmiała się doktorka- Czy chce pani być przy badaniu?
- Tak!- krzyknęła rodzicielka i ruszyła razem z nami.
Nie byłam za tym, aby ona ze mną była przy tym badaniu. A co jeśli się dowie, że wczoraj upadłam na chodnik? Chciałam uniknąć tej rozmowy.
Weszłyśmy do gabinetu ginekologicznego, gdzie siedziała młoda kobieta.
- Czy mogłaby pani wykonać tej oto dziewczynie- doktor wskazała na mnie- badanie ginekologiczne?
- Oczywiście, pani doktor- uśmiechnęła się i spojrzała na mnie- Rozbierz się od pasa w dół i usiądź na fotelu.
Niechętnie to wykonałam, bo jednak czułam lekki dyskomfort, ale co począć. Zdjęłam spodnie i majtki i usiadłam na tym specjalnym fotelu.
Młoda lekarka zaczęła badanie.
- Tylko się nie spinaj. To nic strasznego- uśmiechnęła się.
Ja spojrzałam na stojącą obok biurka mamę i moją panią doktor. Obie miały niepewne miny. Odwróciłam wzrok na panią ginekolog. Ta zaś wpatrywała się w ekran, który pokazywał moją macicę. Taaa... ale widoki -,-
- Ahaaa...- odezwała się nagle.
- Coś się stało?- zapytałam.
- Gratulację- spojrzała na mnie, a a zamarłam. Czego ona mi gratuluje?!- Widzę tutaj dwa małe serduszka! Będziesz miała bliźniaki!
ZGON!!! Co będę mieć?! Jak to bliźniaki?! Przecież to nie mogło się dziś naprawdę!!! Nie, nie, nie!!!
- Jak to? To ty jesteś w ciąży?!- mama odezwała się cicho.
- Ja...ja... nie wiedziałam. Przysięgam, że nic nie wiedziałam!- zaczęłam się tłumaczyć.
Lekarka skończyła badanie, a ja mogłam się ubrać.
- Jesteś między pierwszym, a drugim miesiącem. Na razie nie da się tego dokładnie określić, ale myślę, że za miesiąc, na kolejnej wizycie kontrolnej już będziemy wiedziały, który to tydzień. Na razie to wszystko i zapraszam za miesiąc- młoda ginekolog się uśmiechnęła.
- Do widzenia- powiedziała stanowczo moja mama i wyciągnęła mnie w gabinetu niemalże siłą.
- Porozmawiamy w domu- powiedziała i ruszyłyśmy w drogę powrotną.
Wiedziałam, że to się tak skończy! To wszystko przez Michael'a i ten jego genialny plan! Ale najważniejsze pytanie... Kto jest ojcem?
Doszłyśmy do domu. Chciałam iść do siebie, jednak mama pociągnęła mnie do salonu, gdzie był tata.
- I jak było u lekarza?- zapytał nie odrywając wzroku od telewizora.
- Będziesz dziadkiem- powiedziała mama. Ojciec w momencie na nas spojrzał.
- Kim będę?!- podniósł głos- Jakim dziadkiem do cholery- podniósł się z fotela.
- Mało tego. To będą bliźniaki!- mama nadal mówiła swoje.
Ja stała ze spuszczoną głową i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
Tata podszedł do mnie i uderzył z otwartej dłoni w policzek, przez co straciłam równowagę, ale nie upadłam.
- I jak ty to sobie wyobrażasz?!- zaczął się wydzierać- Kiedy my straciliśmy pracę, ty postanowiłaś się puścić, bo chciałaś stracić dziewictwo, tak?!
Podniosłam głowę.
- Straciliście pracę?- zapytałam.
- Nie przerywaj mi!- uderzył mnie drugi raz, ale tym razem lżej.- Wynoś się stąd! Wynoś się! Już nie jesteś naszą córką, rozumiesz?!
Zaczęłam płakać. Łzy spływały po moich policzkach. Jak on mógł tak powiedzieć?! Spojrzałam na mamę, jednak ona popierała ojca.
Odwróciłam się na pęcie i wybiegłam z domu.
Szłam chodnikiem przed siebie. Nogi poprowadziły mnie pod dom Michael'a, bo gdzie miałam się podziać...?
Zapukałam. Po chwili drzwi otworzyły się.
- Kate?!- Michael wyraźnie się zdziwił na mój widok- Co ty tu robisz?
- Jestem w ciąży- powiedziałam i rozpłakałam się jeszcze bardziej.
- Co jesteś?!- wydarł się i uderzył mnie w twarz.
Upadłam. Chłopak stanął nade mną i przywalił pięścią w policzek i oko. Ból był nie do wytrzymania.
Nic więcej nie zrobił tylko wyprostował się.
- Nie pokazuj mi się więcej na oczy! Nic nie jestem ci winien!- krzyknął i wszedł do domu, zostawiając mnie na brudnym i zimnym chodniku całkiem samą.
I gdzie miałam się podziać? Rodzice mnie nie chcą. Michael się mnie wypiął.
Jedyna moja szansa to... Nie! O czym ja myślę?! A może jednak...?
Podniosłam się i powoli skierowałam w stronę willi zespołu.
Po pewnym czasie dotarłam na miejsce. Podeszłam do drzwi i zapukałam. Po chwili ktoś otworzył, jednak jedyne co zdążyłam zapamiętać, to krzyk.
- O Boże!
Po tym straciłam przytomność.


-----------------------------------------------

To w ramach rekompensaty za moją nieregularność i ostatni króciutki rozdział.
Ten może i jest mało ciekawy, ale przynajmniej jest trochę dłuższy. Mam nadzieję, że już chociaż trochę mniej się na mnie gniewanie...

Dziękuję za ostatnie komentarze i wyczekuję kolejnych :)

Następny rozdział pojawi się około piątku.

Kama ;**

wtorek, 18 grudnia 2012

Chapter 10

*następnego dnia, 12.30*
 

Przez całą noc i ranek źle się czułam. Nie wychodziłam z łóżka i gdy tylko chciałam się napić, mama przynosiła mi szklankę z wodą. Obok, na podłodze, stała miska (tak na wszelki wypadek), która była już dziś wymieniana trzy razy. Na prawdę nie wiem, co się ze mną dzieje. Jeszcze nigdy tak mocno się nie zatrułam.
- Kate, wychodzę z tatą do sklepu. Nie ruszaj się z łóżka i odpoczywaj- powiedziała mama, kiedy zajrzała do mojego pokoju.
- Ok- odpowiedziałam i zamknęłam oczy.
Nie minęło dużo czasu, a zaczęłam przysypiać. Niedużo brakowało, a zasnęłabym ze zmęczenia, ale nie, bo po co! SMS!
Ciężko westchnęłam i złapałam za telefon. Otworzyłam wiadomość. "Za 5 minut na skrzyżowaniu"- tak brzmiała jego treść. Nie no błagam! Ja tu umieram, a on mi każe przyłazić nie wiadomo gdzie.
Podniosłam się z łóżka i założyłam na siebie bluzę z kapturem, bo na dworze nie było dziś za ciekawie. Ubrałam jeszcze buty i ciemne okulary, aby ukryć ciemne wory pod oczami.
Wyszłam z domu i skierowałam się chodnikiem w stronę skrzyżowania, które było zakończeniem mojej ulicy. Dotarłam na miejsce po około dziesięciu minutach. Już z daleka mogłam zobaczyć postać Michael'a.
- Spóźniłaś się- powiedział, kiedy do niego podeszłam.
- Wiem, ale jestem chora i...- przerwał mi.
- Jak to chora?!- złapał mnie za nadgarstek.
- No po prostu. Chora- powiedziałam ciszej.
- Ty nie możesz być chora! Rozumiesz to, czy nie?!- krzyknął i popchnął mnie z całej siły na chodnik, tak, że upadłam na brzuch. Michael tylko czekał, aż się pozbieram. Ja jednak nie miałam siły, byłam kompletnie wykończona.
- Czyś ty zwariował?!- usłyszałam czyjś głos. Podniosłam lekko głowę i zobaczyłam duży czarny samochód, z którego wysiedli chłopcy z zespołu. Przestraszyłam się.
- Przecież ona jest w ciąży!- krzyknął każdy z nich równocześnie, po za Niall'em, bo ten pomagał mi wstać.
Zdziwienie. Tylko to teraz widziałam na twarzach każdego z chłopaków.
- Skąd wiecie, że ona jest z ciąży?- zapytał Harry.
- Bo to moje dziecko- odpowiedzieli Liam, Louis i Zayn.
Blondyn tylko stał i przyglądał się całej tej sytuacji.
- To ze mną jest w ciąży, prawda Megan?- Loczek spojrzał na mnie.
- Megan?!- zdziwili się pozostali.
- To jest Susan- powiedział Liam.
- Nieprawda, bo Alex- wtrącił się Niall.
- Mnie przedstawiła się jako Angelika- oznajmił Zayn.
- A mnie Sarah- skończył Louis.
Każdy z nich patrzył po sobie, jakby nie wiedzieli, co ze sobą zrobić.
- Debile, ona nie jest w żadnej ciąży!- teraz Michael mówił- Wymyśliłem to, żeby wydoić od was kasę i prawie mi się to udało!
- To prawda?- zapytali chłopcy i spojrzeli na mnie.
- Ja...ja...- jąkałam się, a po moich policzkach spływały łzy. Po prostu odwróciłam się i uciekłam w stronę domu ile sił w nogach.
Słyszałam jak reszta woła za mną, ale nie zwracałam na nich uwagi.
Kiedy dobiegłam do drzwi od domu w progu stanęli rodzice. Na twarzach mięli wymalowaną wściekłość.
- Mówiłam ci, żebyś się nie ruszała z łóżka!- krzyczała mama, ciągnąc mnie do mojego pokoju.
- Wiem, ale musiałam wyjść- próbowałam się wytłumaczyć.
- Jedyne co musiałaś, to leżeć w łóżku! Jesteś chora, nie rozumiesz tego?!- teraz krzyczał tata.
Nie odpowiedziałam.
Bez słowa położyłam się do łóżka i spojrzałam na mamę, która stała nade mną.
- Dziś nie poszłyśmy do lekarza, bo jest brzydka pogoda i nie chciałam, żebyś się bardziej przeziębiła, ale jutro idziemy i bez dyskusji!- powiedziała stanowczo i wyszła.
Co miałam zrobić? Nic... I jeszcze ta sytuacja z Michael'em i zespołem. Koniec ze mną! Mam tego po prostu dosyć! Wszystko, co się dzieje w moim życiu jest beznadzieje! Po co mam żyć, skoro nie mam dla kogo? Dla rodziców jestem tylko utrapieniem i utrzymankiem. Beze mnie byłoby im o wiele lepiej!
Byłam wykończona całym tym dniem. Odwróciłam się na drugi bok i zaczęłam mocniej płakać. Łzy lały się hektolitrami, a mnie nawet się nie śniło, aby skończyć płakać. Myślałam o tym wszystkim, co się dzisiaj stało.
Na dworze zrobiło się już ciemno, a ja nadal płakałam. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć, jednak ten sen przyszedł z czasem.



---------------------------------------

Joł.!

Przepraszam, że tak długo musiałyście czekać na ten rozdział, ale ten szpital i te badania mnie przerosły. Jeszcze nie mam do końca sprawnej ręki, co mnie przeraża, bo nie mogę jej utrzymać w powietrzu dłużej niż 15 sekund... Masakra...;/

No nic...
Jak rozdział.? Może być.?
Pisałam go dosłownie chwilę przed dodaniem, bo wcześniej nie miałam jak i kiedy...:(

Liczę na Wasze komentarze i tym razem Was nie szantażuje. Liczę na to, że jednak będzie Wam się chciało skomentować to choć jednym wyrazem...

Z ankiety wynika, że jest Was tu 14. To mało, zdecydowanie za mało :'(
W związku z tym mam do Was prośbę. Jeśli chcecie, abym nie przerywała pisać tego bloga, to polecajcie go na swoich blogach lub na Twitterze. Bardzo Was o to proszę i z góry dziękuję :)

Kolejny rozdział pojawi się po jakiejś konkretnej liczbie komentarzy, więc spinać tyłki i komentować (oczywiście tylko Ci, którzy mają ochotę na dalsze rozdziały)

Kocham i ściskam jedną ręką :P

Kama ;**

piątek, 14 grudnia 2012

Chapter 9

 To dla mojej Aisy, która się upominała o dedykację :P

Nie musieliśmy długo czekać na to, aby ktoś otworzył nam drzwi. Tym razem było to Zayn. Chłopak zdziwił się jeszcze bardziej, niż Liam wczoraj. Wpuścił nas do środka i zaprosił do salonu.
- Jesteś sam?- zapytał Michael.
- Nie... Harry jest na górze- powiedział i oparł się o szafkę. My usiedliśmy na kanapie.

Na słowa Mulata, że ktoś jeszcze jest w domu, zamarłam ze strachu, ale Michael nic sobie z tego nie zrobił. Wręcz przeciwnie- zadowoliło go to. Pewnie miał w związku z tym jakieś plany, które mnie na pewno nie przypadną do gustu...
- Pewnie wiesz, że nie przychodzimy tu bez powodu...- zaczął Michael.
- Domyślam się, że to nie będzie nic przyjemnego, ale mówcie prosto z mostu o co chodzi- odpowiedział.
- Ona jest w ciąży- dowalił Michael, a Zayn padł na fotel.
- Ja...ja... jak to?- jąkał się.
- No wiesz... Dwoje ludzi, razem w jednym łóżku robią ten tego...- myślałam, że wybuchnę śmiechem, jak mój towarzysz zaczął to tłumaczyć.
- Wiem jak to działa, ale JAK?!- Zayn nie mógł w to wszytko uwierzyć.
Właśnie wtedy poczułam odruch wymiotny. Wystrzeliłam do łazienki jak z procy i zamknęłam się w niej. Padłam na  podłogę obok muszli i zaczęłam zwracać wszystko co we mnie było. Myślałam, że zejdę w tym kiblu. Kiedy się w końcu skończyło, powoli wstałam i wypłukałam buzię, potem jeszcze przemyłam twarz i wróciłam do salonu.
- Co się stało?- zapytał Zayn.
- Mdłości- powiedziałam tak, że niby to objawy ciążowe. Wiedziałam, że to tylko zatrucie, ale nie mogłam tego ujawnić.
Usiadłam na swoim poprzednim miejscu i zaczęłam słuchać rozmowy chłopaków.
- Więc, którą opcję wybierasz?- zapytał Michael.
- Tą drugą- powiedział niepewnie, a ja spojrzałam na niego pytająco- Usunięcie... I proszę was o dyskrecję.
Przeraziłam się. Nie wiedziałam, że Zayn nie będzie chciał mieć dziecka.
- W takim razie dobrze. Teraz musimy iść do Harry'ego i wyjaśnić jedną sprawę- powiedział Michael i już zaczął kierować się do schodów. Ruszyłam za nim, jednak poczułam czyjś dotyk na ręce. Odwróciłam się szybko i zobaczyłam, że Zayn złapał mnie za nadgarstek.
- Przepraszam- wyszeptał i wyszedł z domu.
Mnie o mało co łzy nie polały się po policzkach. Nadal nie mogłam uwierzyć w to, że Mulat chciałby, abym usunęła dziecko. On na prawdę mi się spodobał, ale skoro nie chce mieć dzieci to nie.
Weszłam na górę i doszłam do Michael'a, który stał przed drzwiami z tabliczką "Harry".
Jak słodko- pomyślałam, a chłopak zapukał do drzwi. Po chwili w progu pojawił się Loczek z słuchawkami w uszach. Momentalnie jego oczy poszerzyły się kilkakrotnie. Wyciągnął jedną słuchawkę z ucha i spojrzał na mnie.
- Nie mamy dużo czasu, a musimy coś załatwić- powiedział Michael i wszedł do pokoju Harry'ego.
- Nooo... dobra- westchnął Loczek i zamknął za mną drzwi- O co chodzi?
- O ciążę chodzi- Michael rzucił tą informacją, jakby mówił coś oczywistego.
Harry'emu szczęka po prostu opadła.
- Co?!- spojrzał na mnie zdziwiony, a ja nie mogłam się odezwać.
- Normalnie. Ale masz dwie opcje...- zaczął Michael, ale Harry mu przerwał.
- Jakie?!- zapytał, jakby zostało mu kilka minut życia.
- Albo dajesz kasę na aborcję, albo płacisz alimenty. Co wybierasz?
Loczek chwilę się zastanawiał, ale w końcu nabrał powietrza, aby dać swoją odpowiedź.
- Wybieram... a co ty chcesz?- spojrzał na mnie.
Wzruszyłam ramionami.
- W takim razie wybieram... aborcję- westchnął ciężko.
- Dobrze i masz zachować dyskrecję, chyba że chcesz, żeby twoja kariera się skończyła- odparł Michael i wyszedł z pokoju.
- Megan, przepraszam, ale postaw się w mojej sytuacji- mówił.
- Ok, nie ma sprawy...- westchnęłam i zeszłam na dół.
Michael już czekał na mnie przy drzwiach. Założyłam buty i wyszliśmy w domu. Jednak nie dane nam było wsiąść do samochodu, bo na podjazd wjechał czarny samochód. Za kierownicą siedział Sam- ten znajomy Michael'owi ochroniarz zespołu. Na miejscu pasażera siedział Liam, który się nieźle przestraszył, kiedy nas zobaczył, a z tylnego siedzenie wysiadł Louis...
Sam i Liam bez słowa nas minęli, a Pasiak zdziwiony podszedł do mnie.
- Cześć Sarah- uśmiechnął się, co lekko odwzajemniłam, ale zaraz potem spuściłam głowę, bo Michael do nas podszedł.
- Musimy ci coś powiedzieć- zaczął i złapał moje ramię.
- Coś się stało?- zapytał.
- Ona jest w ciąży- powiedział- i masz dwie opcje- płacisz alimenty, albo dajesz kasę na aborcję. Co wybierasz?
Louis stał jak słup soli, jakby nie słyszał tego, co właśnie powiedział mu Michael. Jednak po chwili się ocknął.
- Ja... nie wiem. Jestem w szoku!- mówił, ale na jego twarzy widniał lekki uśmiech.
- Co wybierasz?- Michael nie dawał za wygraną.
- Alimenty. Oczywiście, że alimenty- już chciał zacząć mnie ściskać, ale mój towarzysz mu nie pozwolił.
- Dobra... Ale pamiętaj, że to ma pozostać między nami- powiedział i pociągnął mnie w stronę samochodu.
Wsiadłam na miejsce pasażera i spojrzałam na Louis'a. Chłopak wyraźnie się ucieszył, że zostanie ojcem. To znaczy nie zostanie, bo nie jestem w ciąży.

Ruszyliśmy w kierunku mojego domu.
- Co to miało być to rzyganie?- zapytał chłopak.
- Zatrułam się czymś...-westchnęłam.
- Ahaaa, ok...
Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. Kiedy w końcu dojechaliśmy, ja od razu wyszłam z auta i weszłam do domu. Rodzice siedzieli w salonie i oglądali jakiś film.
- Cześć!- krzyknęli.
- Hej- odpowiedziałam i zabrałam z szafki w kuchni płatki czekoladowe. Poszłam z nimi do pokoju i usiadłam na łóżku. Zaczęłam jeść i tak jak się spodziewałam, ponownie mnie zemdliło. Pobiegłam do łazienki, ale nie zdążyłam zamknąć za sobą drzwi.
Kiedy mnie wypłukało, poczułam na plecach czyjąś dłoń. Odwróciłam się i ujrzałam mamę.
- Jutro idziemy do lekarza- powiedziała i pomogła mi wstać. Nie miałam już siły protestować. Wzięłam prysznic i po prostu położyłam się spać.




--------------------------------------

No cześć.!
I mamy kolejny denny rozdzialik...

Dziś myślałam, że wyjdę, ze szpitala, jednak stoi to pod znakiem zapytania, bo nie mam jeszcze wyników badania z wtorku ;/ Polski NFZ -,- Mam ogromną nadzieję, że jednak uda mi się wyjść na weekend do domu...

Mam już pomysł na kolejny rozdział, ale nie wiem, kiedy go napiszę. Przepraszam Was bardzo, ale to leżenie mnie męczy i po prostu nie mam siły.

Tym razem darowałam Wam te ostatnie pięć komentarzy, ale tym razem proszę o 15 sztuk. Pod poprzednim rozdziałem właśnie tyle się znalazło, więc liczę, że to nie będzie dla Was jakiś wielki problem.
Przypominam o ankiecie z prawej strony --->

Ściskam Was mocno jedną łapką :P

Kama ;**

PS. Jak myślicie, co zdarzy się dalej.? Bardzo ciekawią mnie Wasze propozycje i mam nadzieję, że mi je napiszecie. Ja chętnie poczytam :P

środa, 12 grudnia 2012

Chapter 8

 Rozdział z dedykacją dla Andżusia,
która mnie wczoraj odwiedziła :P

Staliśmy pod drzwiami i czekaliśmy, aż ktoś otworzy nam drzwi.
Usłyszałam dźwięk przekręcania klucza, a w progu stanął Liam... Na nasz widok nieźle się zdziwił, ale nie odezwał się ani słowem. Spojrzałam ukradkiem na Michael'a. Ten nabierał powietrza, aby zacząć mówić.
- Musimy pogadać- powiedział poważnym tonem. Liam tylko lekko skinął głową i wpuścił nas do środka.
W całym domu było cicho. Żadnej muzyki, żadnych krzyków i śmiechów imprezowiczów. Teraz był to normalny dom, tylko o rozmiarach XXL... Najbardziej jednak zastanawiało mnie to, gdzie są pozostali gospodarze...?
- Jesteś sam?- zapytał Michael.
- Tak...-westchnął Liam, pokazując, abyśmy usiedli na kanapie. Sam klapnął na fotelu na przeciwko.
Ciekawa jestem, skąd Michael wie, co się dzieje u tych chłopaków. Ahaaa... no tak, głupia ja... Sam- ten ochroniarz zespołu, to on donosi o wszystkim. Pewnie ten bydlak obiecał mu jakąś część zdobytej kasy, a tak na prawdę nic a nic mu nie da.
- Pewnie wiesz, że przyszliśmy tu, bo mamy jakiś powód, prawda?- Michael nie odpuszczał.
- Wiem... Ale co to za powód?- pytając, spojrzał na mnie.
- Ona jest w ciąży- powiedział prosto z mostu mój towarzysz.
Mina Liam'a była wręcz nie do opisania. Zaskoczenie, złość, radość i strach w jednym. Siedział nieruchomo i czekał na nasz kolejny ruch.
- Masz dwie opcje. Albo dać nam kasę na aborcję, albo ona urodzi to dziecko, a ty będziesz dawał alimenty. Którą z nich wybierasz?
Liam spuścił głowę i schował twarz w dłonie. Ja nadal siedziałam cicho, bo miałam nie przeszkadzać, więc wolę się nie wychylać.
- Susan, a ty chcesz urodzić to dziecko?- zapytał mnie Liam.
- Ja... ja...- zaczęłam się jąkać, bo nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
- Jej jest to obojętne- odpowiedział za mnie Michael- Może je usunąć, ale równie dobrze może je urodzić.
- Skoro tak, to ja wybieram opcję urodzenia dziecka- powiedział, patrząc się mi prosto w oczy.
- Na pewno?- wiedziałam, że ani mnie, ani Michael'owi nie było to na rękę, bo skąd mam wytrzasnąć ciążę, skoro w ciąży nie jestem...?
- Tak, na pewno. Ale ja również mam jeden warunek. Nikt, ale to nikt nie może się dowiedzieć o tej sytuacji.
- Jasne, ale za to alimenty będą dwa razy wyższe, zgadzasz się?
- Tak- po tej zgodzie, chłopaki podali sobie dłonie, a ja nadal siedziałam cicho.
- Idziemy- Michael dotknął mojego ramienia i pociągnął w stronę drzwi.
Bez jakiegokolwiek pożegnania wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do samochodu. Odjeżdżając w stronę domu, w bocznym lusterku widziałam jeszcze sylwetkę Liam'a.
Nienawidzę siebie!!!- wrzeszczałam w swojej głowie, a po moim policzku zaczęła spływać łza.
- Tylko mi tu nie rycz! Musimy to powtórzyć jeszcze trzy razy, rozumiesz?!- ja w odpowiedzi tylko lekko kiwnęłam głową.
Trzy, a nie cztery... I to ma być pewnie moje pocieszenie...
Podjechaliśmy pod dom. Bez słowa wysiadłam z auta i podbiegłam do drzwi. Otworzyłam je i wpadłam do środka.
- Co się stało?- zapytałam mama. Zaraz, mama?!
- Co ty tu robisz?! Co wy tu robicie?!- popatrzyłam na tatę, który jadł kanapkę.
Rodzice patrzyli po sobie i tylko się uśmiechnęli.
- Dziś mamy wolne- powiedziała radośnie moja rodzicielka.
- Tak jak i jutro i pojutrze- dodał ojciec.
- Dobra...- to było dosyć podejrzane.
- Chcesz coś zjeść?
- Nie, dzięki- powiedziałam szybko i weszłam do swojego pokoju.
Padłam na łóżko i po prostu się rozbeczałam. Już nie daję sobie rady z tą całą sytuacją! Muszę okłamywać każdego, kogo napotkam na swojej drodze! Nienawidzę życia!
Chyba musiałam zasnąć, bo nic więcej nie pamiętam.

Obudziłam się dopiero następnego dnia po 9.00. Spałam ponad 12 godzin, no nieźle. Musiałam być nieźle zmęczona, choć wcale tego nie czułam.
Poszłam do łazienki, wykonałam poranną toaletę, uczesałam włosy i wróciłam po pokoju.
Wyciągnęłam z szafy pierwsze lepsze ciuchy, ubrałam się i postanowiłam iść na śniadanie.
W kuchni spotkałam tatę. Był jakiś przygnębiony, ale gdy tylko mnie zobaczyć, uśmiechnął się.
- Hej. Tutaj masz śniadanie- wskazał na stół, na którym stał talerz i kanapkami.
- Dzięki- posłałam mu uśmiech i zajęłam się jedzeniem.
Ojciec naszykował mi pięć kanapek i wszystkie je zjadłam, co nigdy mi się nie zdarzyło. Wypiłam jeszcze herbatę i już miałam wchodzić do pokoju, kiedy nagle mnie zemdliło. Wpadłam do łazienki niczym huragan i nachyliłam się nad muszlą. Wyleciało ze mnie chyba wszystko z przeciągu ostatniego tygodnia. Byłam wykończona... Oparłam się o ścianę i mocno odetchnęłam.
- Kate, wszystko w porządku?- usłyszałam głos mamy zza drzwi.
- Tak, wszystko dobrze- skłamałam i doczołgałam się do umywalki, aby wypłukać buzię.
Wtedy usłyszałam dźwięk SMS'a. Wyszłam z łazienki i poszłam po telefon do pokoju. Usiadłam na łóżku i odebrałam wiadomość. Michael: "Za chwilę będę". CO?! A ja w takim stanie! Szybko wpadłam do łazienki, przemyłam twarz i uczesałam włosy. Spojrzałam jeszcze na ubranie- może być...- machnęłam ręką i weszłam jeszcze do kuchni po coś słodkiego. Wybrałam Kinder Bueno i wyszłam z domu, krzycząc tylko szybkie "Wychodzę!" w stronę rodziców.
Michael stał już pod domem. Wsiadłam do samochodu i ruszyliśmy w stronę willi.


--------------------------------------

Heloł.!

Udało mi się wypierdzieć nowy rozdział... Wiem, że jest taki sobie i że stać mnie na więcej, ale ta atmosfera szpitalna mnie dobija.! Ale muszę się Wam pochwalić, że po wczorajszym badaniu, gdzie miałam elektrowstrząsy wyżej podnoszę rękę o jeszcze wczoraj nie było możliwe. Moje 'leczenie' zmierza w dobrym kierunku :)

Kolejny rozdział napiszę nie wiem kiedy, ale wiem, że dodam go po 20 komentarzach. Wiem, że to mały szantaż, ale chcę jakoś sobie poprawić humor Waszymi opiniami na temat moich wypocin :)

Czekam na kolejne rozdziały na Waszych blogach.!

Ściskam Was mocno jedną ręką i całuję ;** <33

Kama ;**

wtorek, 11 grudnia 2012

Chapter 7

*następnego dnia, po południu*
 

Od rana Michael próbował się do mnie dodzwonić. Już nawet kilka razy był pod moim domem, jednak ja nie zamierzałam mu otworzyć. Bałam się, że mógłby mi coś zrobić. Rodziców jak zwykle nie było w domu, sama również nie mogłam nigdzie wyjść.
Cały czas myślałam o tym co się stało wczoraj wieczorem. Rozpoznali mnie... Każdy z nich mnie rozpoznał,a ja głupia uciekłam jak ostatni tchórz! Ale co innego miałam zrobić? Upadłam na tą piramidę szkła, przez co mam przecięte policzka i ręce.
Kiedy tak myślałam nad wczorajszymi wydarzeniami, po raz kolejny dzisiaj zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz: "Michael". No przecież któż by inny. Tym razem postanowiłam odebrać.
- Halo?- odezwałam się do telefonu.
- Wiesz, że ta rozmowa cię nie ominie- usłyszałam jego głos po drugiej stronie.
Nie odpowiedziałam, tylko czekałam na jego kolejne słowa.
- Musisz dokończyć to, co zaczęłaś. Musisz zacząć łgać w żywe oczy, rozumiesz?!- podniósł na mnie głos.
Wiedziałam, że on nie ustąpi. Był zdolny posunąć się do najgorszych czynów, a nie chcę, aby cokolwiek spotkało mnie lub moich rodziców.
- Co mam robić?- zapytałam.
- I to mi się podoba- zaśmiał się- Masz jechać ze mną do tego zespołu i mówić to, co ci będę kazał, jasne?!
- Jasne...- westchnęłam- Kiedy?
- Jutro o 13.00 bądź gotowa- powiedział i się rozłączył.
Odłożyłam telefon i schowałam twarz w dłoniach.
Przecież ja nie potrafię kłamać, a co dopiero łgać w takiej sprawie! Mam już tego wszystkiego dosyć!- krzyczałam w myślach, chodząc nerwowo po domu.
W końcu zatrzymałam się w łazience. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze i skrzywiłam się na sam widok ran na policzkach.
Nie chciałam już o tym wszystkim myśleć, więc rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam gorącą wodę i rozkoszowałam się nią przez kilkanaście minut.
Po gorącej kąpieli wyszłam spod prysznica, owinęłam się ręcznikiem i uczesałam z włosów warkocza. Wyszedł jako tako, ale jakoś to wyglądało. Wytarłam dokładniej swoje ciało i narzuciłam na siebie szlafrok. Było już przed 20.00, więc nie widziałam sensu, aby zakładać nowe ubranie, dlatego przeszłam do pokoju i założyłam piżamę.
Kiedy odwieszałam szlafrok na haczyk w łazience, usłyszałam, że zamek w drzwiach się przekręca. Podeszłam do drzwi wejściowych i przez próg przeszli zmęczeni rodzice.
- Hej- odezwałam się- Co wy dziś tak wcześnie?
- Tak jakoś wyszło...- westchnął smutno tata i spojrzał ukrytkiem na mamę. Nie wiedziałam, o co mu chodziło, ale nie zwróciłam na to uwagi.
- Jesteście głodni? Zrobić wam coś do jedzenia?- zaproponowałam.
- Nie, dzięki... Teraz marzę tylko o łasnym łóżku- powiedział ojciec i zniknął za drzwiami łazienki. Spojrzałam na mamę, która była jakby trochę podłamana.
- Coś się stało?- zapytałam.
- Co...? Nie... Dlaczego tak uważasz?- mama wyraźnie się zdenerwowała.
- No, bo jesteś jakaś smutna, więc myślałam, że może o czymś powinnam wiedzieć.
- Na razie nic nie musisz wiedzieć, córciu. Dobranoc- dotknęła lekko mojego ranienia i weszła do sypialni rodziców.
Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć, więc po prostu postanowiłam się w tym problemem, jak i z każdym innym przespać. Weszłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Jeszcze chwilę myślałam nad dzisiejszym i jutrzejszym dniem, aż w końcu udało mi się zasnąć.

*kolejny dzień, 12.45*

Do przyjazdu Michael'a zostało tylko 15 minut. Byłam już ubrana i gotowa do wyjścia.
Siedziałam w kuchni i jadłam Twix'a. Od rana zastanawiał mnie fakt, dlaczego rodzice nie poszli dzisiaj do pracy, ale w końcu jest niedziela, więc może dali im dzisiaj wolne, dlatego byli wczoraj tacy dziwni. Nie wnikam głębiej.
Wyrzucałam papierek po batonie do kosza, kiedy usłyszałam trąbienie samochodu przed domem. Od razu ruszyłam do wyjścia. Założyłam buty i wyszłam na zewnątrz. Zamknęłam drzwi na klucz i wsiadłam do auta.
- Wiesz co masz robić?- zapytał chłopak, kiedy ruszył w drogę do willi.
- Mówić to, co mi każesz- powiedziałam bez emocji i wbiłam wzrok w przednią szybę.
Po kilku minutach byliśmy pod domem zespołu. Wysiedliśmy z samochodu i podążyliśmy  stronę drzwi. Michael zadzwonił dzwonkiem i wtedy nastąpiło to, czego bałam się najbardziej. Drzwi otworzyły się...


--------------------------------------

Jeszcze raz bardzo przepraszam za to opóźnienie i teraz jeszcze za taki nudny rozdział. Ale moja wymówka to to, że leżę na niewygodnym łóżku szpitalnym, w jednej ręce mam wenflon, a w drugiej nie mam czucia (ruszam tylko od dłoni do łokcia) więc same rozumiecie...;/ Jednym słowem masakra...

Nie wiem czemu, ale mam takie wrażenie, że tego bloga czyta tylko te kilka osób, które komentują rozdziały. Dlatego proszę Was o oddawanie głosów w ankiecie, abym widziała, że piszę tego bloga nie tylko dla siebie...

Postaram się napisać jeszcze dziś kolejny rozdział i dodać go jutro, ale nic nie obiecuję.

Więc, do następnego.!

Kama ;**

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Wyjaśnienia...

Przepraszam Was bardzo, że nie dodałam nowego rozdziału, ale trafiłam do szpitala z niedowładem prawej ręki, więc nie mogłam kompletnie nic napisać. Teraz jest już lepiej i mogę ruszać (tylko jak na razie) dłonią.
Postaram się napisać i dodać kolejny rozdział, ale nic nie obiecuję...

Teraz o opowiadaniach, które czytam. Każdy z nowo dodanych i nie skomentowanych przeze mnie rozdziałów bardzo mi się podoba, ale po prostu nie dałabym rady napisać komentarza pod każdym z osobna, więc piszę tak. Oczywiście czekam z wielką niecierpliwością na dalsze rozdziały :D

To ode mnie tyle...
Jeśli macie do mnie jakieś pytania, to śmiało możecie pytać. Jak chętnie odpowiem :)

Kocham Was bardzo mocno i ściskam tą zdrową ręką :P

Kama ;**

piątek, 7 grudnia 2012

Chapter 6

*kolejny tydzień później*
 

I stało się... Kolejny piątek, kolejna impreza...
Siedziałam w kuchni na parapecie i czekałam na Michael'a. Byłam już ubrana i gotowa do wyjścia. W ręce trzymałam miskę z truskawkami, które po prostu uwielbiam.
Po około 10. minutach pod dom podjechał dobrze mi znany samochód. Zeskoczyłam z parapetu, przeszłam do drzwi, ubrałam buty i wyszłam. Drzwi zamknęłam na klucz i podeszłam do auta. Niepewnie otworzyłam przednie drzwi i usiadłam na miejscu obok kierowcy. Bez słowa ruszyliśmy w drogę na imprezę.
- Dzisiaj jest przedostatnia- poinformował mnie Michael.
- Taaa...- westchnęłam.
- I masz jeszcze szansę na poprawę trzeciego zadania- na to nic nie odpowiedziałam, tylko patrzyłam się pusto w przednią szybę.
Nie byłam zdolna do tego, żeby spróbować znowu zabrać się za Niall'a. Po prostu nie mogłam! Ale on tego nie rozumie! Dlaczego on tego nie rozumie?!
- Dzisiaj najstarszy. Będzie miał na sobie koszulkę w paski i kolorowe spodnie, więc nie trudno będzie ci go znaleźć- powiedział chłopak, kiedy podjechaliśmy pod willę.
- Ok...- odezwałam się cicho i wysiadłam z samochodu.
Od razu ruszyłam do drzwi i nie zważając na nic zaczęłam szukać owego chłopaka w paski. Rzeczywiście, nie trudno go było znaleźć. Pasiak siedział na kanapie i rozglądał się po pokoju, szukając kogoś z kim można pogadać. Był wyraźnie znudzony całą tą imprezą.
Podeszłam do kanapy i usiadłam obok. On od razu zwrócił na mnie uwagę.
- Cześć- odezwałam się pierwsza.
- Hej- uśmiechnął się. O BOŻE!!! Rozpływam się...
- Widzę, że ci się nudzi, hmmm...?
- Aaa... jakoś tak, nie mam się do kogo odezwać i zabawić.
- No to może masz ochotę zabawić się ze mną. Ja też nie mam z kim pogadać- lekko przygryzłam dolną wargę.
- Wiesz... Jestem gospodarzem, więc powinienem zadbać o to, aby każdy z moich gości dobrze się bawił- zaśmiał się.
- Skoro tak mówisz...
- A tak w ogóle, jestem Louis- przedstawił się i podał mi dłoń, która nawiasem mówiąc, była gładka jak pupcia niemowlęcia.
- Sarah- uśmiechnęłam się i ujęłam jego dłoń.
Wyszliśmy na parkiet i zaczęliśmy tańczyć, śmiejąc się przy tym i wygłupiając. Po kilku piosenkach podeszliśmy do stołu z alkoholami, a potem powracaliśmy na parkiet.
Spędziliśmy razem dobre kilka godzin. Polubiłam Louis'a, ze względu na jego poczucie humoru, ale wiedziałam, co muszę zaraz zrobić.
Podczas szybkiej piosenki postanowiłam zacząć działać.
- Louis- odezwałam się, kiedy chłopak na mnie nie patrzy
- No?- spojrzał się, a ja nic nie mówiąc, pocałowałam go. On zaczął pogłębiać pocałunek, lekko się przy tym uśmiechając. Ja również zaczęłam się szczerzyć, jeśli tak to można nazwać.
- Wiesz na co mam ochotę?- zapytał, kiedy się od siebie oderwaliśmy.
- Nie wiem, ale myślę, że zaraz mi powiesz- uśmiechnęłam się.
- Na ciebie- pocałował mnie jeszcze raz i złapał za rękę.
- Ja na ciebie też- po moich słowach, Louis był pewny, że również tego chcę. Tyle, że ja bardziej musiałam to zrobić.
Bez zbędnych ceregieli ruszyliśmy do jego pokoju. Już na górnym korytarzu zaczęliśmy się całować, a kiedy tylko przekroczyliśmy próg pokoju, pozbywaliśmy się po kolei naszych ubrań. Po chwili rzuciliśmy się na łóżko i zaczęło się.
Położyłam się na wygodnym materacu, a on na mnie. Zaczęliśmy się nawzajem pieścić i całować po każdej części naszych ciał. Już teraz było mi cudownie, a co miało się stać za moment, przekraczało moje najśmielsze myśli.
- Pieprz mnie!- krzyknęłam, a Louis zaczął we mnie powoli wchodzić. Moje podniecenie sięgało zenitu. On zaczął się lekko poruszać, wywołując we mnie jeszcze większy zachwyt. Już nie wytrzymywałam i zaczęłam jęczeć z podniecenia.
Stało się! Doszliśmy oboje! Moje ciało stało się lekkie jak nigdy dotąd. Czułam, że mogłabym zrobić wszystko, dlatego kiedy Louis opadł obok mnie ze zmęczenia, ja położyłam się na nim i zaczęłam go całować. Zaczęłam od szyi i schodziłam coraz niżej, zatrzymując się na dłużej przy jego kroczu. Chciałam mu podziękować za emocje, jakie mi sprawił przed chwilą.
- Jesteś genialna!- jęczał i próbował odszukać rękami mojej twarzy. W końcu pozwoliłam na to, aby ujął moje policzki w dłonie i czule pocałował.
- Dziękuję- szepnął, a ja tylko się uśmiechnęłam i położyłam głowę na jego torsie.
Mogłabym tak leżeć do końca życia- pomyślałam i zamknęłam oczy. Nie spałam, chociaż miałam na to wielką ochotę. Wiedziałam jednak, że na dole czeka na mnie Michael.
Spojrzałam na Louis'a. Spał...
Powoli podniosłam się na łokciach i pocałowałam jego policzek. Następnie zaczęłam się ubierać.
Gotowa wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Rozejrzałam się, czy innych gospodarzy nie ma w pobliżu, a kiedy droga była wolna, podeszłam do opierającego się o ścianę Michael'a.
- Jestem- powiedziałam i wyszyliśmy w domu.

- Za tydzień ostatnia impreza i ostatnia szansa zajęcia się Blondynem- powiedział, kiedy podjechaliśmy pod dom.
- Wiem... Cześć- rzuciłam szybko i wysiadłam z samochodu.

Położyłam się zmęczona na swoim łóżku i zaczęłam myśleć... Jednak nie trwało to długo bo zaraz potem zasnęłam.

*tydzień później*

- Mam nadzieję, że masz już plan, jak zaciągniesz go do łóżka- powiedział Michael, kiedy szliśmy w stronę drzwi od willi
Nie odpowiedziałam mu na to pytanie, tylko na niego spojrzałam.

Ostatnia impreza, ostatnie ubranie, ostatnie godziny w tym domu.
Weszliśmy do środka i od razu naszą uwagę przykuła wielka piramida z kieliszków do wina pod ścianą salonu. Każdy gość, który wchodził do domu, patrzył się w tamtą stronę. Ale nie Michael, bo tego szukał w tłumie Blondasa.
- Tam jest- powiedział i złapał mnie za ramię. Spojrzałam w tamtym kierunku. rzeczywiście tam stał, ale ja nie miałam zamiaru do niego podchodzić. Ruszyłam w odwrotnym kierunku, czyli do atrakcji dzisiejszego wieczoru. Piramida była wyższa ode mnie, a mała nie jestem.
- Co ty wyrabiasz?- Michael chwycił mnie mocno za ramię.
- Nie zrobię tego- powiedziałam, patrząc mu w oczy.
- Jak to nie zrobisz?!- zaczął się wściekać.
- Normalnie! Nie mam zamiaru więcej wykonywać twoich rozkazów- powiedziałam.
W Michael'u zaczęło się gotować. Jego ręka na moim ramieniu zacisnęła się jeszcze mocniej. Zaczęłam się strasznie bać, co on może mi zrobić na oczach innych ludzi.
I stało się...
Popchnął mnie w tył. Runęłam z wielkim hukiem na wielką piramidę. Kieliszki roztrzaskały się, a niektóre kawałki szkła raniły mnie w ciało. Ludzie gwałtownie odwrócili się w moją stronę, a Michael uciekł. Jeden z kawałków trafił w moje policzko. Zabolało i to strasznie.
Leżałam na ziemi, opierając się jednym łokciem o ziemię i zaczęłam się rozglądać dookoła. Czułam na sobie wzrok każdego z obecnych w domu. I wtedy stało się coś, czego obawiałam się najbardziej.
- To ty!!!- usłyszałam pięć męskich głosów.
Spojrzałam w kierunku, z którego dobiegały. I byli tam. Każdy z gospodarzy tej willi stał i mi się przyglądał. A ja?! Wstałam najszybciej jak mogłam i przecisnęłam się do wyjścia.
Udało się. Uciekłam.


---------------------------------------------

No Hey...! :P

Mnie ten rozdział się nawet podoba :P
A jak Wasze wrażenia.? Mam nadzieję, że powiecie szczerze :)

Dziękuję za ostatnie komentarze.! Kocham Was.! <33

Kolejny rozdział w poniedziałek :)

Czekam na komentarze i ściskam Was mocno.! <33

Kama ;**

środa, 5 grudnia 2012

Chapter 5

Rozdział specjalnie dla Andżeliki, Perrie M. i Nath Malik :P

*tydzień później*

"Pamiętaj, że dziś piątek. O 18.00 bądź gotowa."
Tak brzmiał SMS od Michael'a, który przed chwilą dostałam.
Nie chciałam iść na tą imprezę, bo po tym co się stało po ostatniej cholernie się bałam. Bałam się, że znowu może mi się nie udać i znowu Michael się na mnie odegra. Po ostatnim razie mam jeszcze sine policzki, które codziennie muszę zakrywać grubą warstwą pudru. Nie lubiłam ciężkiego makijażu, ale niestety byłam do niego zmuszona.
Siedziałam przy stole w kuchni i jadłam kolejne kostki czekolady. Była to już druga tabliczka dzisiaj, ale nie mogłam się powstrzymać. Kocham słodycze, ale nie tylko dlatego. Nerwy- to właśnie przez nie jadłam więcej niż zazwyczaj.
Była godzina 16.15, więc czas najwyższy zacząć się przygotowywać.
Przeszłam do łazienki i umyłam włosy. Potem je wysuszyłam i spięłam w kucyka na bok. Następnie zajęłam się "tapetą". Nałożyłam podkład, który zasłonił siniaka, trochę różu i cienie na powieki.
- Gotowe- westchnęłam i poszłam do swojego pokoju.
Ubranie miałam już naszykowane, więc tylko przebrałam się i pozostało mi czekać na Michael'a. Wróciłam do kuchni, ułamałam jeszcze linijkę czekolady i usiadłam z nią na parapecie.
Po kilku minutach pod mój dom podjechał samochód chłopaka. Od razu wyszłam na zewnątrz, zamknęłam drzwi i wsiadłam do auta.
- Dzisiaj zajmiesz się czwartym, a do poprzedniego wrócimy na koniec- powiedział, kiedy ruszyliśmy w drogę na imprezę.
- Jasne- westchnęłam ciężko- Jakieś znaki szczególne?
- Mulat, czarne włosy- zaczął wymieniać.
Wyobraziłam go sobie w głowie, myśląc, jak go uwieść. Postawiłam na zwykłe zachowanie. Jeśli się nie zainteresuje, wtedy zaczną działać ostrzej.
- Wysiadaj!- krzyknął Michael, kiedy samochód się zatrzymał.
Otworzyłam drzwi i ruszyliśmy do wejścia. Byłam tu czwarty raz, a nadal nie mogłam się nadziwić, jaki ten dom jest wielki!
Weszliśmy do zatłoczonego salonu i od razu się rozdzieliliśmy. Podeszłam do stołu z alkoholem i wzięłam do ręki jednego w drinków. Usiadłam na kanapie i obserwowałam tańczących ludzi.
Mulat, Mulat- myślałam, przyglądając się jednej z par. Wtedy poczułam, że ktoś siada obok mnie. Niepewnie odwróciłam głowę i zobaczyłam MULATA! EUREKA!!!
- Cześć- zaczął rozmowę- Widziałem cię tu wczoraj.
- Hej. Naprawdę? A ja ciebie nie, więc może się poznamy?- uśmiechnęłam się.
- Jasne. Jestem Zayn i jestem jednym z organizatorów, ale ty to pewnie wiesz- zaśmiał się. Szczerze? Nie wiedziałam, ale na to liczyłam.
- Angelika- przedstawiłam się fałszywym imieniem.
- A więc, co byś chciała robić?- zapytał.
- Hmmm...- zamyśliłam się- Może by tak po prostu się dobrze bawić?
- Jasne, a więc, czy mogę prosić do tańca?- wstał i podał mi dłoń. Złapałam ją, a Zayn pociągnął mnie na parkiet. Od razu zaczęłam się do niego przybliżać, bo nie mogłam czekać. Ocierałam się o niego, przytulałam się i dotykałam, przez co chłopak zaczął się podniecać i powoli napalać. Widziałam to po jego kroczu, które nagle stało się większe. Zaśmiałam się i cmoknęłam go w usta. On to odwzajemnił, więc wiedziałam, że jest już mój.
- Chcesz?- zapytałam, patrząc głęboko w jego czekoladowe oczy.
- Jak nigdy- uśmiechnął się i zaciągnął na piętro.
Kolejny pokój, kolejne łóżko, kolejny chłopak zaliczony.
Zayn zaczął mnie rozbierać. Ja jego również. Oboje padliśmy nadzy na łóżko i kontynuowaliśmy całowanie i przeróżne pieszczoty. Było mi tak cudownie, że nie mam nawet siły tego opisywać. Chłopak był świetny w łóżku. W końcu stało się, oboje doszliśmy! O DROGI BOŻE!!!
Zayn padł obok mnie na łóżko i pozwolił mi położyć na tego torsie głowę. Umięśnione ciało przyprawiało mnie o przyjemne dreszcze. Wiedziałam jednak, że to mnie więcej nie spotka, że robię to wszystko, bo Michael mi kazał. Został mi jeszcze jeden, którego nie znam i Niall, ale z nim nie wiem, czy mi się uda.
Wróćmy do teraźniejszości...
Spojrzałam na Zayn'a, chłopak spał. Spał sobie słodko, a ja musiałam uciekać. Wygramoliłam się w łóżka i ubrałam swoje ubrania, które były dosłownie wszędzie. Taki stanik... Wisiał na lampce, która stała na biurku. Nie wnikam.
Wyszłam po cichu z pokoju i zeszłam na dół. W tłumie znalazłam Michael'a.
- Zaliczony- powiedziałam.
- Dobrze- poklepał mnie po ramieniu- A teraz wychodzimy!
Pociągnął mnie w stronę samochodu. Wsiadłam na miejsce pasażera, a on za kierownicę i z piskiem odjechał spod willi.

Weszłam do domu na palcach i od razu przeszłam do pokoju. Przebrałam się w piżamę i położyłam na niewygodnym łóżku.
- Ostatni za tydzień- westchnęłam i zamknęłam oczy, odpływając w sen.


----------------------------------

Wiem, że rozdział krótki i beznadziejny, al pisałam go na szybko, bo obiecałam, że dziś dodam.
No i pytanka:
1) Czy uważasz, że po tak miłych przeżyciach Kate zakocha się w Zayn'ie.?
2) Uważasz, że rozdział jest beznadziejny.? (tu liczę na szczerą opinię)
3) Domyślasz się co będzie dalej, kiedy Katie "zaliczy" już wszystkich.? (te odpowiedzi mnie bardzo ciekawią)

Czekam na Wasze komentarze.!
Jeszcze raz bardzo przepraszam, że musiałyście tak długo czekać i na dodatek dostajecie takie gówno...;/ Poprawię się, obiecuję.!

Następny najwcześniej w piątek, bo wcześniej nie dam rady...

Kama ;**

wtorek, 4 grudnia 2012

INFO.!

Przepraszam, że nie dodawałam ostatnio rozdziałów, ale nie miałam czasu nic napisać. Musiałam przeczytać lekturę na polski i zająć się innymi duperelami do szkoły ;/
Obiecuję, że jutro (tj. środa) rozdział się pojawi :)

Jeszcze raz przepraszam...

Kama ;**

niedziela, 2 grudnia 2012

Chapter 4

*tydzień później*
 

Kolejny piątek- kolejna impreza.
Dziś nie mam ani siły, ani ochoty się gdziekolwiek ruszać. Gdybym nie była zmuszona przez Michael'a, to zostałabym w domu przed ekranem telewizora. Ale nie, bo po co dać bezbronnej Kate spokój? Przecież można ją sobie powykorzystywać do własnych celów.
Nie znosiłam takich sytuacji, kiedy wiem, że nie mogę nic zrobić, aby się obronić. Muszę być posłuszna...
Spojrzałam na zegarek- była 16.45.
Czas się szykować- pomyślałam i ruszyłam do łazienki.
Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Wzięłam gorącą kąpiel, umyłam włosy i czysta i pachnąca postawiłam stopy na zimnej podłodze. Wytarłam się ręcznikiem, a mokre włosy związałam gumką. Podeszłam do lusterka i zaczęłam się malować. Dzisiaj postawiłam na różowy odcień, bo w planach miałam założyć tego koloru ubranie. Pomalowałam się i zajęłam się włosami. Wysuszyłam je, a następnie spięłam w luźnego koka.
Przeszłam do pokoju i zaczęłam się ubierać. Założyłam sukienkę. Dobrałam do niej te buty i te kolczyki. Gotowa przeszłam do kuchni. Zdążyłam zjeść kilka kostek czekolady, którą darzyłam ogromną miłością, kiedy do domu wpadł Michael.
- Idziemy!- powiedział, kiedy tylko mnie zobaczył. Założyłam buty i wyszłam z domu. Zamknęłam drzwi na klucz, odwróciłam się w stronę furtki i westchnęłam ciężko.
Wsiadłam do samochodu, a chłopak ruszył spod mojego domu z piskiem opon.

Weszliśmy do domu, gdzie odbywała się impreza. Michael od razu pociągnął mnie do rogu pokoju i zaczął mówić co mam robić.
- Dzisiaj trzeci z nich. Blandyna znajdziesz w kuchni- popchnął mnie właśnie w tamtą stronę- I nie wracaj, jeśli nie wypełnisz zadania!
Ruszyłam w stronę drzwi od kuchni. Wiedziałam gdzie to jest, bo byłam tam na pierwszej imprezie. Niepewnie otworzyłam drzwi, bo myślałam, że w środku ktoś będzie, ale myliłam się. Kuchnia była pusta. Usiadłam na blacie kuchennym i czekałam na owego chłopaka z blond włosami. Nalałam sobie do szklanki soku, który stał obok mnie i dla zabicia czasu zaczęłam go sączyć przez słomkę.
- Po co tu siedzisz?- usłyszałam męski głos. Przestraszyłam się. Uniosłam głowę i spojrzałam na chłopaka, który stał naprzeciw mnie.
- Yyy... Ja...- zaczęłam się jąkać- Siedzę tu, bo nie mam się  kim bawić.
Po tych słowach zaczęłam chłopak spojrzał na mnie krzywo. Musiałam zacząć działać.
- Jestem Alex, a ty?
- Niall- powiedział, nadal nie odrywając ode mnie wzroku.
Zeskoczyłam z blatu i podeszłam do niego.
- Więc może będziesz tak miły i dotrzymasz mi towarzystwa, hmmm...?- położyłam rękę na jego ramieniu, a potem przejechałam nią po tego torsie.
- Yyy... Wiesz, taka ładna dziewczyna jak ty, na pewno znajdzie sobie kogoś innego do zabawy- powiedział niepewnie i wybiegł z kuchni.
Otworzyłam usta ze zdziwienia, a oczy mi się powiększyły kilkakrotnie.
Olał mnie, normalnie mnie olał- pomyślałam. Nie mogłam się jednak poddać, bo wiem, czym by to groziło. Nie mogłam ryzykować.
Ruszyłam do salonu i próbowałam znaleźć Niall'a wzrokiem. Na marne. Blondyn tak jakby zapadł się pod ziemię.
Podeszłam do stołu z alkoholem, gdzie kręciło się kilka osób. Zaczepiłam jednego chłopaka.
- Nie widziałeś jednego z gospodarzy? Tego Blondyna- zaczęłam.
- Może widziałem, a może nie widziałem- powiedział. Czuć było od niego sporą ilość alkoholu.
- To tak, czy nie- powoli traciłam cierpliwość.
- A co będę z tego miał, jak ci powiem, że poszedł do kibelka?- zapytał, a jego oczy się rozszerzyły- Kurwa!
- Wielkie dzięki- poklepałam o po ramieniu i ruszyłam w stronę łazienki.
Rozglądałam się dookoła, aby wyłapać wzrokiem Michael'a, ale zamiast niego z tłumu wyłonił się Liam.
- Cholera- przeklęłam pod nosem. Przecież on nie może mnie zobaczyć!
Odwróciłam głowę w drugą stronę i zatrzymałam się przy ścianie. Starałam się nie rzucać w oczy i chyba mi się to udało, bo Liam przeszedł obok mnie obojętnie.
Podeszłam do drzwi od toalety i czekałam, aż Niall wyjdzie. Po chwili zamek się przekręcił i z środka wyszła moja "zguba".
- Hej- dotknęłam jego ramienia. Odwrócił się i przyjrzał mi się uważnie.
- Znowu ty?
- Tak, ja. Masz coś przeciwko?- uśmiechnęłam się zalotnie.
- Nie, ale...- przerwałam mu.
- No właśnie! Więc może się ze mną zabawisz?- złapałam go za rękę i pociągnęłam na parkiet, jednak ten mi się wyrwał.
- Sorry, ale nie mam ochoty. Daj sobie spokój- powiedział i zostawił mnie samą na środku pokoju. Myślałam, że zacznę płakać.
No świetnie...- pomyślałam- To robotę na dziś mam z głowy. Przecież nie dam rady go dzisiaj na nic namówić. No, ale co z Michael'em? Kazał mi nie wracać dopóki nie wykonam zadania. Mogłabym się zająć kolejnym chłopakiem, ale nie wiem którzy to. I co ja teraz zrobię?
Chwilę się nad tym zastanawiałam, ale w końcu postanowiłam wrócić do domu na własną rękę.
Wyszłam z wielkiego domu i ruszyłam w stronę swojego domu. Czekała mnie długa droga.

Po godzinie szybkiego spaceru dotarłam na miejsce. Otworzyłam drzwi i po cicho weszłam do środka.
- Gdzie byłaś?- usłyszałam głos za sobą.
Gwałtownie się odwróciłam i zobaczyłam tatę. Stał z założonymi rękami i czekał na moją odpowiedź.
- Ja... Byłam... z Michael'em- wymyśliłam szybko, choć w połowie była to prawda.
- To dlaczego cię nie odwiózł?- pytał dalej.
- Bo on trochę wypił i wolałam wrócić na nogach- kłamałam dalej.
- Dobrze...- westchnął i poszedł do sypialni.
Odetchnęłam z ulgą.
Weszłam do swojego pokoju. Przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka.

*następnego dnia, rano*

Jadłam śniadanie, kiedy usłyszałam, że pod domem parkuje jakiś samochód. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam wściekłego Michael'a. Podbiegłam do drzwi i próbowałam się je zamknąć na klucz, ale nie zdążyłam. Chłopak był ode mnie o wiele silniejszy i pchnął nimi z całej siły, a ja upadłam na podłogę.
- Dlaczego nie wypełniłaś zadania?!- zaczął się wydzierać. Podniosłam niepewnie głowę ku górze, aby na niego spojrzeć, ale od razu tego pożałowałam, bo przyłożył mi z liścia w policzek.
Zaczęłam zwijać się z bólu, a on nadal nie ustępował. Kopnął mnie w brzuch, a potem jeszcze raz uderzył w twarz. Ból był nie do wytrzymania.
- Jeszcze raz nie zrobisz tego co ci każę, a mnie popamiętasz!- krzyknął i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Powoli podniosłam się z podłogi i weszłam do łazienki, aby zobaczyć, czy coś mi się stało. Siniak na policzku i lekko rozcięta brew. Opatrzyłam ją, a sińca zatuszowałam makijażem. Przeszłam do pokoju, usiadłam na fotelu i po prostu zasnęłam.




--------------------------------

Przepraszam, że wczoraj nie dodałam, ale napisałam ten rozdział dosłownie chwilę temu.
1) I jakie są Wasze wrażenie.?
2) Spodziewałyście się tego, czy nie.?
3) Kiedy chcecie kolejny rozdział.?
Czekam na Wasze odpowiedzi w komentarzach.
Serdecznie dziękuję za ostatnie opinie, które jak wiadomo wywołały uśmiech na mej mordce :P

Kama ;**