wtorek, 29 stycznia 2013

Chapter 21

KONIEC MĘCZARNI!!! (od. aut.) :P

Rozdział z obiecaną dedykacją dla mojej Kuzynki- Wiki <33


 - Co wy tu robicie?- zapytałam nadal zszokowana.
- Nawet się z nami nie przywitasz?- odezwała się mama.
- Yyy... Cześć- powiedziałam krótko i wpuściłam rodziców do domu, a Michael'owi zagrodziłam przejście ręką.
- A mnie nie ugościsz?- zapytał z chytrym uśmiechem.
- Po co to robisz? Nie możesz dać mi i mojej nowej rodzinie świętego spokoju?!
- Przecież ta dwójka to też twoja rodzina, nie pamiętasz?
- Nie! Już nie! Od roku już nie...- krzyknęłam w jego stronę, ale wiedziałam, że muszę się opanować. Nabrałam powietrza w płuca i wypuściłam je powoli- Po co to wszystko?- zapytałam ze spokojem.
- Musisz jakoś zapłacić za to co zrobiłaś. Już nie pamiętasz, że wykorzystałaś każdego z tych chłopaków i naciągnęłaś ich na dzieci?!- wypominał mi to, co zrobiłam przez ostatni rok.
- Chcę ci przypomnieć, że zrobiłam to dla ciebie, bo kiedyś cię kochałam, a teraz spadaj!- po tych słowa po prostu zamknęłam mu drzwi przed nosem. Już miałam się rozpłakać, ale w ostatnim momencie przypomniałam sobie, że w salonie czekają na mnie moi rodzice.
Powoli zaczęłam iść w tamtą stronę, układając sobie w głowie, co mam im powiedzieć. "Cześć, jak miło was widzieć po roku." albo "Witam was w domu ludzi, którzy przygarnęli mnie po tym, jak wy mnie wyrzuciliście" Nie... To bez sensu. Trudno, jakoś to będzie.
Weszłam do salonu i spojrzałam na rodziców, siedzących na kanapie.
- Po co przyszliście?- zapytałam prosto z mostu.
- Chcieliśmy zobaczyć wnuki- powiedział spokojnie tata.
- CO?!- krzyknęłam- Po tym wszystkim przychodzicie tu, żeby zobaczyć wnuki?! Chyba zwariowaliście?!
- Kate! Jak ty się zachowujesz?! Nie tak cię wychowaliśmy!- tata stanął na równe nogi, a z ramienia spadł mu rękaw od kurtki.
Dopiero teraz zobaczyłam jak schudli i zapuścili się. Ich ubrania były stare i za duże na nich, a twarz pokrywała warstwa brudu. Co oni ze sobą zrobili?!
- Zachowuję się tak, jak przystało na porzuconą córkę! Nie zobaczycie MOICH dzieci!- krzyknęłam i opadłam bezsilnie na fotel. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Widać, nie mamy tu czego szukać! Wychodzimy Mario!- krzyknął tata i zaczął iść w stronę wyjścia.
Nie zatrzymywałam ich. Nie chciałam ich zatrzymać. Chciałam się teraz po prostu wypłakać...
- Kate?- usłyszałam głos Liam'a. Dopiero teraz spostrzegłam się, że chłopców nie było przy tej ostrej wymianie zdań między mną na rodzicami. Ja nawet nie wiem, czy chcę nadal nazywać ich rodzicami. Teraz to są dla mnie zupełnie obcymi ludźmi.
Spojrzałam w stronę Liam'a, obok którego stał jeszcze Niall i Zayn.
- Przepraszam was za to, co się tu działo. Ja nie sądziłam, że Michael posunie się do czegoś takiego.
- Przecież to nie jest twoja wina- Niall usiadł na oparciu fotela i objął mnie ramieniem.
- Kate, kiedy byli tu twoi ro...- przerwałam Zayn'owi w pół słowa.
- Nie nazywaj tak tych ludzi. Oni już nie są tym kim byli kiedyś- powiedziałam całkiem poważnie.
- Ok. To... Kiedy byli tu ci ludzie to dzieci się obudziły i Hazza i Louis'em do nich poszli, więc może chodźmy zobaczyć czy wszystko u nich gra...?
- Jasne..- westchnęłam i podniosłam się z siedzenia.
Razem z chłopakami ruszyłam na górę i podeszłam pod drzwi do pokoju dzieci. Niall przyłożył ucho do drewna i zaczął nasłuchiwać.
- Cicho- powiedział po chwili.
- Za cicho- dopowiedział Liam.
- Coś jest nie tak- skończyłam i pchnęłam drzwi.
Weszliśmy do pokoju i zobaczyliśmy coś, czego ja bym się w życiu nie spodziewała.
Harry z Louis'em karmili Lou, a William spał sobie spokojnie w swoim łóżeczku.
- Yyy... Co im zrobiliście, że nie płaczą? Jakiś środek nasenny w mleku, czy jak?- zapytał Zayn, a ja skarciła go wzrokiem.
- Po prostu mamy rękę do dzieci- Loczek szeroko się uśmiechnął.
- Hahahahaha. Skoro tak, to możecie robić za opiekunki, co wy na to?- zaśmiałam się, ale oni chyba nie przyjęli tego zbyt radośnie.
- A będziesz nam choć trochę pomagać?- zapytał Pasiak i zrobił maślane oczka.
- Pewnie, że tak- uśmiechnęłam się.
- To w takim razie mówcie mi niania!- uniósł butelkę po mleku w górę, a ja i pozostali się zaśmialiśmy.
Położyłam nakarmioną Lou do łóżeczka i wtedy coś sobie przypomniałam.
- Chłopaki, wiecie o czy zapomnieliśmy?- spojrzałam na nich.
- Zmienić im pieluchy?- zapytał Niall.
- Nieee... Jest białe, kwadratowe i papierowe- opisywałam przedmiot, który miałam na myśli.
- Serwetka? Miałem im wytrzeć buzię?- zapytał Hazza, a ja przybiłam sobie facepalm'a.
- Koperta, durnie...- westchnęłam- Wyniki!
Chłopcy, jak jeden mąż, wybiegli z pokoju i zbiegli po schodach. Ja tylko cicho się zaśmiałam i ruszyłam za nimi.
Wbiegłam do salonu, gdzie zespół już na mnie czekał. Zabrałam kopertę z szafki i uniosłam lekko do góry.
- Kto czyta?- zapytałam.
- JA!- krzyknęli równocześnie, ale to Niall złapał papier w dłonie.
Zajęliśmy swoje miejsca i czekaliśmy aż Blondyn otworzy wyniki. Moje serce dudniło tak głośno, że bałam się o to, czy Liam siedzący obok to usłyszy. Byłam tak bardzo ciekawa co pisze na tej kartce, a z drugiej strony strasznie się tego bałam. Doskonale wiem, że każdy z tej piątki idiotów byłby cudnym ojcem dla tych małych gagatków.
- Jak to możliwe?!- krzyknął zdziwiony do granic możliwości Niall.
- CO?!- ja i pozostała czwórka unieśliśmy się lekko.
- No, bo... Ehh sami zobaczcie- westchnął i podał kartkę Harry'emu, który siedział obok niego.
- Co tam pisze?- dopytywałam się, wczytującego się w wyniki Hazzy.
- To musi być jakaś pomyłka!- powiedział i podał kartkę Liam'owi.
Ten tylko otworzył szeroko usta i szybko zamrugał.
- Pokaż mi to- zabrałam mu z dłoni kartkę i zaczęłam czytać.
"Badania na ojcostwo Lou i William'a Blunt. Wyniki pozytywne. Lou Blunt- córka Louis'a Tomlinsona, William Blunt- syn Zayn'a Malika."
- CO?!- wrzasnęłam i spojrzałam na dwójkę wymienioną na papierze- Jak to możliwe, że...?
- ŻE CO?!- Lou i Zayn nadal się dopytywali o co chodzi. Podałam im wyniki i patrzyłam na ich reakcję.
Oni spojrzeli po sobie zszokowani. Z resztą każdy z nas patrzył na innych z wielkim niedowierzaniem.
- Musimy jechać do szpitala, upewnić się, czy to nie jest błąd- powiedział Zayn.
- Jadę z tobą- Lou się wyprostował.
- Nie. Ja pojadę. Wy jesteście za mocno zszokowani. Jeszcze spowodujecie jakiś wypadek i tyle będzie- powiedział Harry i zabrał kluczyki do samochodu.
- Pojadę z tobą, tak na wszelki wypadek- Niall zaczął się ubierać, a potem wspólnie z Loczkiem wyszli z domu.
- Zobaczę co u dzieci- powiedział Liam i wszedł po schodach na górę.
Ja, Louis i Zayn nadal siedzieliśmy w salonie. Po ich minach widziałam, że są nieźle skołowani.
- Chłopaki... Jeśli nie chcecie to nie musimy nadawać dzieciom waszych nazwisk i nie musicie ich wychowywać. Ja sobie dam radę...
- Czyś ty zgłupiała!- krzyknął uradowany Louis i podniósł mnie z fotela. Zaczął obracać mnie wokół własnej osi, przez co ja również zaczęłam się śmiać.
- Lou, puść mnie!- mówiłam przez śmiech.
- Lou to moja córka!- kręcił mną dalej.
- Louis, puść mnie- poprawiła się.
Pasiak w końcu postawił mnie na ziemi, a ja spojrzałam na Zayn'a. Mulat siedział na kanapie i nad czymś myślał.
- Zayn? Wszystko ok?- zapytałam.
- Tak... Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że zostałem ojcem, że... mam syna- spojrzał mi głęboko w oczy, w których dało się zauważyć nutkę radości połączoną ze strachem.
- A co będzie, jeśli się okaże, że badania są mylne i cieszymy się z czegoś co nie jest prawdą?- zapytał nagle Louis.
- No właśnie... Co będzie, kiedy się okaże, że tak na prawdę ojcem jest Harry, albo Liam, albo sam Zayn? Przecież ja tego nie przeżyję! To by było okropne!- Lou usiadł na podłodze w siadzie skrzyżnym i schował twarz w dłoniach.
- Albo sam Louis- Zayn usiadł koło niego z tej samej pozycji.
- Chłopaki, nie martwcie się... Dla mnie nie ważne kto jest ojcem. Ważne jest to, że każdy z was chce się opiekować dziećmi i dzięki temu możemy je wychowywać razem- objęłam ich ramionami i przytuliłam do siebie.
- A co to za przytulanki beze mnie?- usłyszeliśmy oburzony głos Liam'a, który schodził ze schodów.
- Aaa... To taki mały trójkącik- zaśmiałam się i zaprosiłam do nas Li gestem ręki- Teraz to kwadracik.
Siedzieliśmy na podłodze w takiej pozycji chwilę czasu, ale kiedy do domu weszli Harry i Niall'em, wstaliśmy na równe nogi.
- No i?- zapytał Zayn.
- Jest tak, jak pisze na wynikach. Dzieci Kate mają dwóch ojców- powiedział Blondyn.
- Tak, czy siak... Ja nadal zastanawiam się, jak to jest możliwe...- westchnął Harry- I żałuję, że to nie ja jestem jednym z tatusiów.
- Ale za to wiem, że będziesz świetnym wujkiem- dałam mu buziaka w policzek- Tak samo jak Niall i Liam- ich również ucałowałam.
- A my?- Lou i Zayn stali ze smutnymi minami i czekali na swojego buziaka.
- A wy możecie iść do swoich dzieci. Może się nad wami ulitują i nie zapłaczą na wasz widok- zaśmiałam się.
- Ha ha ha... Ale śmieszne...


---------------------------------------------

Zgodnie z obietnicą po 30. komentarzach dodaję rozdział.

No i jak czujecie się po poznaniu ojca/ojców dzieci.? Zaskoczone.? Rozczarowane.?
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że wybrałam Louis'a i Zayn'a ale większość z Was prosiła mnie o to, aby to Lou był szczęśliwym tatusiem, a Zayn'a wybrałam dla Perrie M i Nath Malik :)

Dziękuję Wam za tyle miłych komentarzy i oczywiście czekam na kolejne.
Odpowiem na pytanka: Otóż mam (jeszcze) 15 lat, ale  marcu kończę 16, a co do "tak świetnego" pisania to... Piszę tak jak umiem. Jeśli Wam się podoba to się bardzo z tego powodu cieszę, a jeśli nie to mówcie co mam zmienić. Nie bójcie się. Przyjmę krytykę bez płaczu ;P

Jeszcze sprawa do moich Anonimków. Pod ostatnim rozdziałem miałam od Was bardzo dużo komentarzy i mam do Was prośbę, abyście się podpisywały, bo chcę wiedzieć, czy jest Was tu tak dużo, czy po prostu jedna osoba pisze kilka komentarzy. Mam nadzieję, że rozumiecie.
 
Następny rozdział dodam około piątku...

Kama ;**

PS: Jeśli chcecie poznać mnie bliżej to piszcie do mnie na fb lub GG (adres i numer w zakładce obok). Zazwyczaj jestem niewidoczna, więc piszcie kiedy chcecie, a raczej odpiszę :P To tyle...

sobota, 26 stycznia 2013

Chapter 20

 Rozdział dedykowany Zosi Skwierawskiej <33



Była 6.37. Chłopcy zaraz wstaną, jeśli już nie wstali i będą mnie szukać. Już sobie wyobrażam jaką będę miała awanturę na wejściu.
Powoli wstałam i zimnej ziemi i wsiadłam do samochodu. Przekręciłam kluczyki w stacyjce i ruszyłam w stronę domu.

----------------------------------------------------------------------

Powolnym krokiem ze spuszczoną głową weszłam do domu. Od razu usłyszałam głosy chłopaków, dochodzące z kuchni. Od razu udałam się w tamtą stronę. W planach miałam tylko zobaczyć co robią i wycofać się na piętro, dlatego starałam się być cicho. Schowałam się za futryną i wysunęłam głowę, aby zobaczyć, co się dzieje w środku.
Harry stał przy piekarniku i wyjmował z niego blachę z ciastkami, Louis i Niall siedzieli z dziećmi na rękach przy stole, a Liam szykował mleko w butelkach. Nie było tylko Zayn'a, więc pewnie jeszcze spał.
- Co ty tu robisz?- usłyszałam za sobą głos Mulata i gwałtownie się odwróciłam.
- Ja... ja...- zaczęłam się jąkać. Kompletnie nie spodziewałam się tego, że Zayn zaskoczy mnie od tyłu.
- Z resztą nie będziesz tłumaczyć się tylko mnie...-westchnął i złapał moją dłoń, a potem pociągnął do kuchni.
Stanęliśmy za progiem, a pozostali chłopcy od razu na nas spojrzeli. Nie wiedziałam, czy mam się odezwać, czy czekać, aż oni coś powiedzą. Byłam przestraszona. Nie miałam pojęcia, co będą chcieli teraz ze mną zrobić. Może wyrzucą mnie z domu, albo odbiorą dzieci pod pretekstem pozostawienia ich bez opieki na noc. Dobra, zaczynam dramatyzować, przecież chłopcy nie wiedzą, że mnie nie było w nocy.
- Możesz nam powiedzieć, gdzie byłaś w nocy?- Liam w końcu przerwał niezręczną ciszę.
- Ja... Byłam w swoim pokoju- wydusiłam z siebie.
- Też tak myśleliśmy, dopóki nie wszedłem do ciebie w nocy, zobaczyć, czy wszystko gra- Lou pokiwał smutno głową.
- Może byłam akurat wtedy w łazience, nie pomyślałeś o tym?- założyłam ręce na piersi.
- Po ciemku?- pytali dalej.
- Nie chciałam was budzić rażącym światłem- kłamałam.
- Kate!- wrzasnął w końcu Harry- Nie udawaj niewiniątka! Pojechałaś do niego, przyznaj się!
Zamurowało mnie... Nie spodziewałam się tego po nim. Kiedy w końcu oprzytomniałam, opadłam na podłogę, wybuchając płaczem.
- Ja... Przepraszam...- mówiłam przez łzy- Myślałam, że jeśli do niego pojadę i dam mu się przelecieć to odda mi te wyniki. Ale on potem wyrzucił mnie z domu, krzycząc, że zrobiłam to źle i nie zasługuje na te wyniki- beczałam niczym małe dziecko. Lou i William też się rozpłakali. Chłopcy próbowali wszelkich sił, aby choć trochę uspokoić maluchy. Na marne... Dzieci płakały równie głośno i rozpaczliwie co ja.
- Kate, opanuj się i pomóż nam- Zayn potrząsnął mną, abym się opamiętała.
Podniosłam się, przetarłam oczy wierzchem dłoni i wzięłam jedno z dzieci na ręce. Przytuliłam je do siebie i zaczęłam lekko kołysać.
- Ciii... Jestem przy tobie. Nie płacz już- mówiłam spokojnie.
Po paru chwilach maluch uspokoił się i Niall zabrał go ode mnie, natomiast ja wzięłam na ręce drugiego bobasa.
Zaczęłam cicho nucić jedną z piosenek zespołu, na co oni spojrzeli na mnie zdziwieni. Ja tylko wzruszyłam lekko ramionami i odwróciłam się do nich tyłem.
Kiedy sytuacja została opanowana, poprosiłam Niall'a, aby poszedł ze mną położyć Lou i William'a w ich pokoiku.
Położyliśmy ich w łóżeczkach i pozwoliliśmy się zdrzemnąć. Wróciliśmy na dół, gdzie chłopcy czekali na moje wyjaśnienia. Blondyn dołączył do "rzędu przytupywania nóżką" i przybrał poważną minę.
- Więc...?- odezwał się Zayn.
- Więc...- powiedziałam niepewnie i usiadłam na kanapie- Jeszcze raz was przepraszam. To nie tak miało wyglądać. Ja na prawdę liczyłam, że on mi odda te wyniki.
- Ok, już się nie tłumacz, tylko powiedz nam jedno, a mianowicie: Dlaczego nas okłamałaś?!- powiedział niespokojnym tonem Harry.
- Przepraszam... To się już więcej nie powtórzy- schowałam twarz w dłoniach.
- Mamy taką nadzieję- Louis objął mnie ramieniem- A czy... On ci zrobił coś złego?
Zdziwiona, podniosłam na  niego wzrok.
- Nie... To znaczy nic, po za wywaleniem mnie z domu w samej bieliźnie-zarumieniłam się- Tylko lekko zmarzłam...
- Co za...- zaczął Harry.
- Nie kończ!- przerwał mu Niall.
Wszyscy się zaśmialiśmy dla rozładowania napięcia.
- A kiedy jedziemy do szpitala na powtórne badania?- zapytał Louis.
- Możemy jechać dzisiaj, kiedy dzieci się obudzą- powiedziałam spokojnie.
- Dzieciaki, budzić się, bo wujo-tata chce jechać do szpitala- Zayn podniósł się z fotela i wyprostował jak struna.
- Wujo-tata?- zdziwiłam się.
- No wiesz... Jeszcze nie wiem, czy będę ich wujkiem, czy tatą, więc połączyłem te dwa słowa- zaśmiał się, a my do niego dołączyliśmy.

*dwie godziny później*

Maluchy obudziły się chwilę temu. Właśnie kończyłam ubierać Lou, kiedy do pokoiku wszedł Louis.
- Samochód gotowy do drogi, a jak nasi główni pasażerowie?- zapytał.
- Pasażer pierwszy- wskazałam na William'a- gotowy, a pasażerka druga jeszcze chwilę.
- Czyli mogę zabrać małego i zapiąć go w foteliku?- podszedł do chłopca, który leżał na pajacyku.
- Tak, tylko musisz mu założyć kurteczkę i buciki- uśmiechnęłam się do niego.
- Tak jest, szefowo- zasalutował i zabrał William'a na dół.
Spojrzałam na małą Lou, która słodko się do mnie uśmiechała. Wyglądała jak ja na jednym ze zdjęć, które moi rodzice trzymali w albumie fotograficznym.
- Jesteś tak słodka jak mamusia- zaśmiałam się i podniosłam ją na wysokość swoich oczu- Mam nadzieję, że twój tata cię pokocha.
Po tych słowach wstałam i wyszłam z pokoju. Zeszłam na dół, a na korytarzu zobaczyłam, jak Louis siłuje się z małymi sznuróweczkami przy niemowlęcych bucikach.
- Pomóc ci?- zapytałam, przechodząc obok niego, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
- Nie, nie trzeba- machnął ręką.
- Louis, czy nie zdziwiło cię to, że zakładasz chłopcu różowe buciki?- zapytałam, wstrzymując oddech, aby nie wybuchnąć niepohamowanym śmiechem.
Pasiak spojrzał na bucika, a potem na mnie i znowu na bucika.
- Fakt. Ale może chciałem zapoczątkować nowy trend, hmmm...?
- No skoro tak- już nie wytrzymałam i zaczęłam się brechtać. Nawet mała Lou się uśmiechnęła.
Chłopak podał mi buciki, które chciał założyć małemu i złapał odpowiednią parę.
Kiedy dzieci były gotowe, wyszliśmy z domu i dołączyliśmy do reszty zespołu.
- Dłużej się nie dało?- zapytał Zayn.
- Przepraszamy, ale Louis chciał zostać kreatorem mody- zaśmiałam się i wsadziłam małą Lou do fotelika.
- Aleś ty śmieszna...- Pasiak klepnął mnie w plecy, a potem podał mi William'a.
- Możecie jakoś dogłębniej nam to wyjaśnić?- zwrócił się do nas Liam.
- Po prostu...- zaczęłam, ale Louis mi przerwał.
- Po prostu ubierałem małego- powiedział.
- W różowe buciki- dokończyłam, śmiejąc się. Chłopaków wyraźnie też to rozbawiło, bo poszli w moje ślady i zaczęli się tarzać ze śmiechu po ziemi.
- Dobra, jedźmy już, bo nam w końcu szpital zamkną- pogonił nas Tommo i wsiadł za kierownicę.
My również zajęliśmy swoje miejsca i ruszyliśmy w stronę szpitala.

Po około 40. minutach byliśmy na miejscu. Od razu skierowaliśmy się do sali w której poprzednio robiono nam badania DNA. W gabinecie przywitaliśmy się w lekarzem i przeszliśmy do rzeczy.
- Co was do mnie sprowadza?- zapytał przyjaźnie.
- Chcemy powtórzyć badania na ojcostwo- powiedziałam.
- A co się stało? Nie dostaliście pierwszych wyników?
- Dostaliśmy, ale...- zawahałam się.
- Zgubiliśmy je- Liam mnie wyręczył.
- Aha... No dobrze. To może od razu przejdźmy do zabiegowego, gdzie pielęgniarka pobierze wam krew.
Przytaknęliśmy głowami i poszliśmy za lekarzem.
Pielęgniarka najpierw pobrała krew od Liam'a, potem kolejno od Zayn'a, Louis'a i Harry'ego.
- A teraz przepraszam, ale musicie wyjść, ponieważ chcę pobrać krew od dzieci- powiedziała miło, ale stanowczo pielęgniarka.
- Dlaczego?- zdziwili się chłopcy.
- Ponieważ będę pobierać krew z głowy, wywołując u nich płacz, a wiem z niektórych przypadków, że rodzice nie chcą a to patrzeć- wyjaśniła.
Posłusznie wyszliśmy na korytarz, a zaraz potem usłyszeliśmy płacz jednego z maluchów.
- To jest okropne!- krzyknęłam, wtulając się z Niall'a.
Czekanie dłużyło się w nieskończoność, a kiedy w końcu doktor po nas wyszedł, mogliśmy zabrać dzieci.
- Teraz musicie trochę poczekać na wyniki- powiadomił nas mężczyzna.
- Trochę, to znaczy ile?- zapytał Harry.
- Jakieś dwie godziny- westchnął lekarz- Postaramy się zrobić to jak najszybciej, ale niczego nie obiecuję- powiedział i odszedł od nas.
Teraz nie pozostało nam nic innego, jak czekać. Usiedliśmy na krzesłach i zaczęliśmy odliczać minuty...

*1,5 godziny później*

- Ja już dłużej nie wytrzymam!- Zayn chodził nerwowo po korytarzu od 20. minut.
- Uspokój się, bo dzieci przestraszysz- zwróciłam mu uwagę.
Nagle usłyszeliśmy dzwonek telefonu, a Louis sięgnął do kieszeni.
- Sorrki- powiedział szybko i odszedł od nas o kilka kroków.
Kiedy on niespokojnie rozmawiał z kimś przez telefon, my zauważyliśmy w końcu korytarza lekarza, który nas przyjmował. Mężczyzna podszedł do nas i szczerze się uśmiechnął.
- Proszę, oto wasze wyniki- wręczył mi białą kopertę.
- Dziękujemy- westchnęłam z ulgą.
Pożegnaliśmy się z nim, a Lou w tym czasie skończył rozmawiać prze komórkę. Podszedł do nas i zaczął mówić.
- Dzwonił Paul. Mamy jak najszybciej jechać do domu, bo on tam na nas czeka. Mówił, że to coś ważnego.
- No to jazda. Wyniki przeczytamy na miejscu- powiedział Niall i ruszyliśmy do wyjścia.

Kiedy wjechaliśmy na podwórko po prostu nie dało się nie zauważyć wściekłego Paul'a pod drzwiami. Czym prędzej wyszliśmy z auta i otworzyliśmy dom.
- No to o co chodzi?- zapytał Liam tuż za progiem.
- To ja idę położyć dzieci- powiedziałam i zabrałam maluchy na piętro.
Rozebrałam je, nakarmiłam i ułożyłam do snu. Należał im się...

Kiedy schodziłam ze schodów, przez przypadek usłyszałam dosyć niemiłą rozmowę chłopaków z menadżerem.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Mamy ją tak po prostu wyrzucić?!- awanturował się Blondyn.
- Nie! Macie uważać na paparazzi, bo oni czyhają na was na każdym kroku. W gazetach już są wasze zdjęcia z dziećmi i zaraz się wyda, że to któryś z was jest ojcem. A właśnie, który z was?- zapytał, a ja weszłam do salonu.
- Tu mam wyniki- pokazałam na kopertę w moich rękach. Usiadłam na fotelu, ale nie dane mi było jej otworzyć, bo po domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.
- Otworzę- Louis wstał z kanapy i ruszył w stronę korytarza. Chwilę go nie było, ale zaraz wrócił.
- Kate, ktoś do ciebie- powiedział niepewnie, a ja bardzo się zdziwiłam. Przecież nikt mnie nie odwiedza, bo nie ma kto.
Wstałam z fotela i przeszłam na korytarz. Podeszłam do drzwi i zamarłam. W progu stał Michael, ale nie sam...
- Mama, tata...


---------------------------------------------------

Trochę to trwało, ale w końcu udało mi się wydusić z siebie ten rozdział...

Dziś króciutko...
Czekam na Wasze opinie, a następny rozdział pojawi się dopiero po 30. komentarzach. Wiem, że to dużo, ale liczę, że dacie radę :)

Pozdro.!

Kama ;**

sobota, 19 stycznia 2013

Info...

Hey...
Przepraszam, że nie dodaję nowego rozdziału, ale go po prostu nie mam. Wena mnie opuściła i nie chce wrócić, dlatego mam dla Was wiadomość.
Zawieszam bloga na czas nieokreślony.!
Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Te z Was, które piszą opowiadania, wiedzą co to znacz mieć blokadę, a ja właśnie taką mam...
Mam też do Was wielką prośbę. Jeśli będziecie tak miłe i napiszecie mi na GG, Twitter'a lub Facebook'a swoje pomysły na dalsze rozdziały, albo nawet kolejny rozdział to będę wdzięczna.
Jeszcze raz przepraszam... :'(

Kama ;**



wtorek, 15 stycznia 2013

Chapter 19

 Dla niecierpliwej Aisy -,-

- Michael je ma...- westchnęłam ciężko.
- Ale jak to?! Skąd wiesz?- dopytywał się Zayn.
- Napisał mi: "Odzyskacie swoją własność, jeśli wykonasz jeden warunek"- przeczytałam treść SMS'a- Ale nadal nie wiem, skąd on je ma...?
- Koperta musiała mi wypaść, kiedy się z nim szarpałem- Niall nerwowo podrapał się po głowie.
- To nie twoja wina- podeszłam do niego i dałam mu słodkiego buziaka w policzek.
- A jaki jest ten jego warunek?- zapytał Harry.
- Odpiszmy mu na wiadomość i zobaczymy co dalej.
Złapałam za telefon i wystukałam na klawiaturze: "Co mamy zrobić za nasze wyniki?".
Czekaliśmy chwilę na jego odpowiedź, a gdy telefon zawibrował, Louis złapał go w swoje dłonie.
- I co napisał?- zapytałam.
Mina Louis'a wskazywała na to, że jest to coś niedorzecznego.
- Sama zobacz- podał mi komórkę.
Spojrzałam na ekran, z zamiarem spokojnego i dokładnego przeczytania SMS'a. Byłam pewna, że będzie tam napisane, żeby dać mu kasę, albo coś drogiego, na przykład samochód, ale myliłam się.
"Prześpij się ze mną"- tak brzmiała treść wiadomości.
Zatkało mnie. Bezradnie usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłonie, wcześniej odkładając telefon na stolik.
- Nie zrobisz tego- powiedział stanowczo Louis- Nie pozwolimy ci na to!
- A jak inaczej chcesz odzyskać te wyniki?!- krzyknęłam przez łzy. Spojrzałam na twarze pozostałych chłopców, którzy dopiero teraz zapoznawali się z treścią SMS'a.
- Zrobimy nowe badania- podsunął pomysł Zayn.
- I kolejny raz pozwolić lekarzom na pobieranie krwi od dzieci?! Nie ma mowy! Nie chcę zadawać im znowu takiego bólu!- mówiąc to, czułam jak moje ciało się trzęsie. Nie byłam w stanie opanować drgawek- Ja to muszę zrobić!
- Nie ma mowy! Nie będziesz jakąś tanią dziwką spod mostu!- Harry potrząsnął mną lekko.
- Chcę ci przypomnieć, że spałam z każdym z was, nie licząc Niall'a i pochodzę z biednej rodziny, więc tak jakby spod mostu- strzepnęłam jego dłoń z ramienia i pobiegłam na górę. Nie zważając na nic, wpadłam do pokoju William'a i Lou i podbiegłam do jednego z łóżeczek. Popatrzyłam na śpiące niemowlę i wyobraziłam sobie jak płacze podczas pobierania krwi. Ten krzyk był nie do zniesienia. Nie mogłam im tego zrobić. Po prostu NIE!
- Kate, to będzie jedyne, dobre rozwiązanie- usłyszałam szept jednego z chłopców. Odwróciłam głowę w stronę drzwi i zobaczyłam, że w progu stoi Liam.
- Nie rozumiesz, że ja im nie chcę tego robić?- spojrzałam na słodko śpiące dziecko i pogłaskałam delikatnie po małej główce.
- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale zrozum, że nie masz pewności co do Michael'a. Prześpisz się z nim i co zrobisz, jak nie będzie ci chciał oddać wyników? Pomyślałaś o tym?
- Nie...- spuściłam głowę.
- Jutro w południe pojedziemy do szpitala na powtórne badanie, zgoda?- zapytał, łapiąc mnie za podbródek i lekko uniósł moją głowę ku górze.
- Zgoda- zgodziłam się dla świętego spokoju, choć wcale nie miałam zamiaru zabierać dzieci znowu do szpitala. Już miałam plan...
Wspólnie z Liam'em patrzyłam na małe, śpiące istotki. Chłopak obejmował mnie ramieniem, a ja byłam w niego wtulona. Gdyby to on był ojcem, to wiem, że będzie się dobrze nimi zajmował.
Po kilku minutach wyszliśmy z pokoju i rozeszliśmy się do swoich pokoi. Miałam zamiar iść się umyć, ale nie zabrałam piżamy tylko jeansy. Przeszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Potem ubrałam wybrane ubranie, a spodnie podciągnęłam nad kolana. Na siebie założyłam szlafrok i spojrzałam w lustro. Wyglądałam tak, jakbym szła spać. Przekręciłam zamek w drzwiach i wyszłam na korytarz.
- Cześć- usłyszałam za sobą i aż podskoczyłam ze strachu. Niepewnie odwróciłam głowę do tyłu i zobaczyłam wesołego Louis'a, który szedł się myć.
- Cześć- odpowiedziałam.
- Boisz się mnie?- Pasiak uniósł brwi do góry.
- Nie  no, co ty- klepnęłam go w rękę- Po prostu mnie zaskoczyłeś.
- Aha... Ok, ja idę się myć, więc dobranoc- już miał wchodzić do łazienki, kiedy ja zagrodziłam mu drogę.
- Yyy... Louis?
- Tak mam na imię- zaśmiał się.
- Nie o to mi chodzi- przewróciłam oczami- Czy mógłbyś dzisiaj w nocy zająć się dziećmi, bo mnie bardzo boli głowa i chciałam wziąć jakieś proszki na sen, a po nich jestem nieprzytomna- wymyśliłam na szybko jakieś kłamstwo.
- Jasne- oznajmił radośnie- Tylko nie bierz za dużo tych prochów, bo jutro idziemy na badania, pamiętaj.
- Pamiętam, pamiętam, a teraz dobranoc, Lou- cmoknęłam go w policzek i weszłam szyko do pokoju.
Zdjęłam szlafrok i podeszłam do okna.
Wysoko- pomyślałam. Ale nie mogłam się poddać. Musiałam za wszelką cenę chronić moje dzieci.
Każdy z chłopców był już na górze, więc cały parter jest pusty.
Odczekałam godzinę, aby mieć pewność, że nikt nie przyłapie mnie na ucieczce. W domu panowała już kompletna cisza, więc spokojnie mogłam ruszać. Ostrożnie otworzyłam drzwi swojego pokoju i wyszłam na korytarz. Na palcach zeszłam na dół i ubrałam buty oraz kurtkę. Złapałam jeszcze kluczyki od auta Harry'ego i wyszłam z domu. Choć nie miałam prawa jazdy, wiedziałam jak się prowadzi, bo kiedyś, czyli dla mnie bardzo dawno temu tata mnie uczył.
Wsiadłam za kierownicę i odpaliłam silnik. Jak dobrze, że auto Loczka tak cicho chodzi...
Wyjechałam za bramę i ruszyłam w dobrze znanym mi kierunku.

Po kilkunastu minutach jazdy byłam na miejscu. Zaparkowałam przed furtką i wysiadłam z samochodu. Od razu zrobiło mi się chłodniej...
Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzono mi niemal od razu.
- Jednak przyszłaś- zaczął Michael tym swoim niskim głosem.
- Jestem tu tylko dlatego, że muszę odzyskać te wyniki- powiedziałam stanowczo, wchodząc do środka.
Zdjęłam buty i kurtkę, a Michael przyglądał mi się uważnie, przez co nie czułam się komfortowo. Chłopak mieszkał sam, więc nie musiałam się obawiać, że ktoś zaraz wyjdzie zza rogu.
- Oddam ci wyniki, bo tym, jak spełnisz swój warunek- po tych słowach, zaczął się do mnie przystawiać. Nie odepchnęłam go, bo wiedziałam, że to się musi stać.
Jeszcze na korytarzu zdjął ze mnie bluzę i koszulkę. Potem zaciągnął do swojego pokoju i tam kontynuował swoją czynność. On całował mnie dosłownie po całym ciele, a ja nie odwzajemniłam żadnego z pocałunków. Nie byłam w stanie się ruszyć. Leżałam na tym łóżku jak kłoda. Gdyby ktoś widział tą scenkę, zapewne pomyślałby, że Michael robi to z dmuchaną lalką, albo trupem, ale mniejsza...
Chciałam to już mieć za sobą, więc poddałam mu się. Wszedł we mnie, a ja tylko cicho pojękiwałam z bólu, który mi sprawiał.
Kiedy w końcu to cierpienie się skończyło, chłopak opadł na miejsce obok i odwrócił się w moją stronę.
- Nie postarałaś się, więc żadnych wyników nie dostaniesz, a teraz wypieprzaj!- wrzasnął, a ja podskoczyłam ze strachu.
- Przecież obiecałeś, że oddasz mi te wyniki jeśli się z tobą prześpię!- wstałam w łóżka i otuliłam się kocem, który leżał na fotelu obok.
- Trzeba było przewidzieć, że masz się postarać i robić to tak, jakbyś była napalona, a nie jak stara maleńka. Wypierdalaj stąd!!!- ryknął na mnie, przez co się rozpłakałam.
Pozwolił mi tylko pozbierać swoje rzeczy i wyrzucił mnie za drzwi i wielkim hukiem.
Stałam na tym progu owinięta kocem z ubraniami w rękach. I bez wyników... Na co ja liczyłam?! Że on na serio mi je odda...?! Jaka ja jestem naiwna! Chłopaki znowu mięli rację, a ja, głupia ich nie posłuchałam!
Wsiadłam na tylne siedzenia samochodu i ubrałam się. Potem tylko rzuciłam koc w stronę drzwi od domu Michael'a. Usiadłam na kierownicą i odjechałam spod tego domu...
Jechałam przed siebie, nie patrzyłam nawet jaki kierunek wybrałam.
Kiedy przejeżdżałam przez stalowy most, nad horyzontem zaczęło wschodzić słońce. Na drodze nie było żadnych innych samochodów, oprócz mojego. Zatrzymałam się więc w połowie mostu i wysiadłam z samochodu. Po moich rękach przeszedł nieprzyjemny dreszcz, bo nie miałam na sobie kurtki. Nie zdążyłam jej zdjąć z wieszaka, kiedy Michael wyrzucał mnie z domu.
Popatrzyłam chwilę na Tamizę, a potem bezsilnie usiadłam na krawędzi. Najchętniej skoczyłabym w dół, ale nie mogłam zostawić dzieci i chłopaków. Są dla mnie zbyt ważni.
Spojrzałam na zegarek na moim nadgarstku. Była 6.37. Chłopcy zaraz wstaną, jeśli już nie wstali i będą mnie szukać. Już sobie wyobrażam jaką będę miała awanturę na wejściu.
Powoli wstałam i zimnej ziemi i wsiadłam do samochodu. Przekręciłam kluczyki w stacyjce i ruszyłam w stronę domu.


----------------------------------------

Witam.!

No i mamy 19. rozdział. Przepraszam, że tak późno, ale wcześniej nie miałam czasu.

Trochę martwi mnie liczba komentarzy pod ostatnim rozdziałem.
Mam nadzieję, że pod tym będzie ich trochę więcej :) Liczę na Was :D

Kolejny rozdział za niedługo :P

Kama ;**   

sobota, 12 stycznia 2013

Chapter 18

 Specjalnie dla Oliwii Wowk <33

- Ojcem bliźniaków jest...
- Nie, stop!- zatrzymałam pielęgniarkę, która przyniosła wyniki.
Ona, podobnie jak i chłopcy spojrzeli na mnie z ogromnym zdziwieniem. W sumie sama się zdziwiłam na to co powiedziałam.
- Jak to?- Zayn przerwał tą krępującą ciszę- Nie chcesz wiedzieć, kto jest ojcem?
- Chcę, to znaczy nie, to znaczy... Ehhh nie wiem!- jąkałam się- Z jednej strony chcę się dowiedzieć, kto jest ojcem, a z drugiej wiem, że każdy z was byłby wspaniałym tatą i nie chcę urazić żadnego z was.
Wydusiłam z siebie te wszystkie słowa, choć przechodziły mi przez gardło z wielkim trudem.
- Ja... Przepraszam, chłopaki- spuściłam głowę.
- Czy mogę zabrać te wyniki?- zapytał Niall pielęgniarkę.
- Oczywiście. Proszę bardzo- kobieta dała mu kopertę i odeszła.
Ja po prostu usiadłam na krześle pod ścianą i zaczęłam płakać.
- Kate, na prawdę nie musisz się o nas martwić- Louis przejechał ręką po moich plecach, a ja się w niego wtuliłam- Przecież każdy z nas będzie się zajmował dziećmi, a nie tylko szczęśliwy tatuś.
- No właśnie!- krzyknął Blondyn- Przecież wiadomo, że ja nie będę ojcem, a przy zajmowaniu się dziećmi będę pomagał.
- To co, czytamy te wyniki?- zapytał Liam.
- A możemy to zrobić na spokojnie w dom? Nie mam ochoty robić tego w szpitalu- spojrzałam na nich z miną smutnego szczeniaczka.
- Jasne- Niall uniósł kciuk w górę i schował kopertę z wynikami do tylnej kieszeni.
Patrzyliśmy jeszcze kilka chwil na dzieci i wróciliśmy do mojej sali.
Usiadłam na łóżku i podwinęłam nogi pod brodę. Źle czułam się z tym, że to ja nie pozwoliłam przeczytać chłopakom wyników badań DNA. Przez mój kaprys, oni muszą się nadal męczyć.
- Niall, możesz już oddać wyniki- powiedziałam, kiedy każdy z nich usiadł obok łóżka.
- Nie mogę- odparł stanowczo i uniósł głowę do góry.
- Dlaczego?- zdziwiłam się.
- Postanowiłem, że to ja będę trzymał wyniki, bo wiemy doskonale, że mnie nie dotyczą i nie będzie mnie kusiło, żeby je otworzyć- wyjaśnił.
- No ok- zrobiłam kwaśną minę. Ale w sumie, Niall ma rację. Ani ja, ani chłopcy nie otworzą tej koperty przed czasem.
- My się już chyba będziemy zbierać, bo już późno- Liam spojrzał na zegarek.
- Racja...- westchnął niechętnie Harry.
- Ale jutro się zobaczymy, tak?- zapytałam, kiedy już wychodzili.
- Jeśli nas wpuścisz do sali, to tak- zaśmiał się Zayn. Ja i chłopcy również zachichotaliśmy.
- Więc dobranoc- przesłałam im buziaka na pożegnanie.
- Paa!- krzyknęli i wyszli z sali.
Teraz nie pozostało mi nic innego, jak tylko położyć się spać. Położyłam się wygodnie na łóżku i zamknęłam oczy.

*kilka dni później*

To właśnie dziś miałam zabrać dzieci do domu. Chłopcy czekali zwarci i gotowi do wyjścia, a ja czekałam jeszcze na swój wypis. Dzieci były już w nosidełkach i czekały na swoje pierwsze wyjście na dwór. Co prawda, tylko od szpitala do samochodu, ale to zawsze coś.
- Pani Kate Blunt- usłyszałam swoje nazwisko i pośpiesznie weszłam do gabinetu.
- Dzień dobry- zamknęłam za sobą drzwi.
- Witam. Proszę usiąść- lekarz wskazał krzesło, na przeciw siebie. Zajęłam wyznaczone mi miejsce i czekałam na kolejne słowa lekarza.
- Jak się pani czuje?- zapytał.
- Dobrze. Dziękuję- uśmiechnęłam się do niego.
- Pani dzieci, jak na wcześniaki, bardzo dobrze się miewają- zaśmiał się.
Ucieszył mnie fakt, że moje małe skarby są zdrowe i silne.
- Proszę, oto pani wypis- podał mi kartkę.
- Dziękuję bardzo.
- Nie ma za co. Ahaa! Proszę się do nas zgłosić na dwa tygodnie na zdjęcie szwów i badania kontrolne wcześniaków.
- Dobrze, na pewno się pojawię- wstałam i uścisnęłam dłoń doktora na pożegnanie- Do widzenia.
- Do zobaczenia, Kate.
Wyszłam z gabinetu i zadowolona z przebiegu spraw podeszłam do chłopaków, którzy pilnowali niemowlaków.
- Mamy wszystko, więc możemy iść- pokazałam im wypis i złapałam za jedno nosidełko. Harry wziął drugie.
Całą ósemką skierowaliśmy się do windy. Zjechaliśmy na parter i ruszyliśmy do drzwi.
- Już się nie mogę doczekać wybierania imion- Niall zaklaskał w dłonie.
- Hehe, ja też- zaśmiałam się.
- Mogę wam pomóc?- usłyszałam znany mi głos za naszymi plecami. Gwałtownie się odwróciłam, chłopcy również.
- Michael- powiedziałam cicho i wycofałam się do tyłu, ciągnąc za sobą Hazzę. Za wszelką cenę chciałam chronić dzieci.
- Mało ci jeszcze wrażeń?!- krzyknął w jego stronę Zayn.
- Ja chciałem tylko zobaczyć dzieci, do których poczęcia się przyczyniłem- zrobił niewinną minę (jeśli jego twarz można nazwać niewinną).
- TY?!- Liam się zdenerwował.
- Przecież to ja przyprowadziłem do was Kate- Michael wskazał na mnie dłonią- Więc to dzięki mnie one przyszły na świat. Dlatego pozwólcie mi je zobaczyć.
Jego mina przyjęła złowrogi wyraz.
- Nie masz prawa ich dotykać!- krzyknął Niall i rzucił się w jego kierunku.
Michael się tego spodziewał i kiedy tylko Blondyn do niego doskoczył, zaczął się z nim szarpać.
Liam i Zayn próbowali ich rozdzielić, ale na marne. Louis zasłaniał mnie i Loczka swoim ciałem, a my kurczowo trzymaliśmy nosidełka z dziećmi. Patrzyliśmy się na tą całą sytuację i nie mogliśmy nic zrobić.  W końcu ochrona szpitala wkroczyła do akcji i zakończyła bójkę.
Niall miał tylko lekko podpuchniętą wargę, a po za tym był cały. Li i Mulat wyszli bez szwanku. Za to Michael miał podbite oko i rozciętą brew. Nie zwróciliśmy jednak na niego uwagi i wyszliśmy ze szpitala.
- Kate, daj mi nosidełko i przypnę je w samochodzie. Harry, ty też- powiedział stanowczo Liam, a ja podałam mu to, o co prosił.
Kiedy już wszystko było gotowe, Louis odpalił silnik i mogliśmy ruszyć do domu.

*20 minut później*

Weszliśmy do środka i zaczęliśmy zdejmować kurtki i buty.
- O niczym innym nie marzę, tylko o ciepłym prysznicu- przymknęłam oczy i zaczęłam rozmyślać o ukochanej kąpieli.
- To my się zajmiemy dziećmi, a ty masz pół godziny dla siebie, co ty na to?- zaproponował Niall.
- Na prawdę? Zrobilibyście to dla mnie?- złożyłam ręce, jak do modlitwy.
- Jasne! Leć szybko!- Louis mnie popędził i zabrał jednego ze śpących maluchów do salonu.
Ja pobiegłam na górę i weszłam do swojego pokoju. Jak ja za nim tęskniłam!
Wybrałam z garderoby ubranie na zmienię i przeszłam z nimi do łazienki.
Zbiegłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic. Strumień gorącej wody oblewał moje ciało, przez co momentalnie zrobiło mi się przyjemniej. Namydliłam dłonie żelem pod prysznic i rozprowadziłam go po rękach i brzuchu, uważając na szwy. Powtórzyłam czynności i umyłam pozostałe części ciała. Potem spłukałam pianę i spokojnie wyszłam na wycieraczkę. Wytarłam się ręcznikiem i ubrałam wcześniej przyszykowany zestaw.
- Kate- ktoś zapukał do drzwi- Bo dzieci się obudziły i zaczynają płakać.
- Już idę- odpowiedziałam i skończyłam rozczesywać włosy.
Gotowa, wróciłam do chłopaków. Dzieci rzeczywiście zaczęły urządzać koncert.
- Pewnie są głodne- powiedziałam i wzięłam od Liam'a jednego z maluchów. Sama nie wiedziałam czy to chłopiec, czy dziewczynka, bo byli identyczni. Nawet ubranka były takie same.
- Teraz możecie trzymać go na rękach, żeby mu lub jej się odbiło- uśmiechnęłam się i zajęłam się drugim dzieckiem.
- No to może ja- zgłosił się Louis i wziął na ręce nakarmione niemowlę.
Po nakarmieniu, drugie wziął Harry. Oboje radzili sobie świetnie.
- A ty chcesz coś zjeść?- zapytał mnie Niall.
- Na razie dzięki. Muszę położyć dzieci spać- uśmiechnęłam się do niego.

*godzinę później*


Dzieci już spokojnie spały, a my szykowaliśmy kolację. Chłopcy zdecydowali, że po posiłku wybierzemy imiona dla dzieci i otworzymy kopertę z wynikami, którą nadal miał Blondyn.
Robiliśmy zapiekanki. Louis miał za zadanie rozkrajać bułki, Harry kroił pieczarki, ja je smażyłam, Liam tarł ser żółty, a Zayn na własne życzenie dodawał do wszystkiego kawałeczki szynki. Gotowe zapiekanki trafiły do piekarnika, a kiedy ser był już roztopiony, wyjęliśmy je i rozdaliśmy na talerzyki.
Usiedliśmy do stołu i zajęliśmy się jedzeniem.

- Pycha było- Niall poklepał się po brzuchu, kiedy skończyliśmy jeść.
- Zgadzam się- odezwałam się.
- Przecież ty nie jadłaś!- podniósł ton głosu Zayn.
No tak... Ja nie jadłam, bo nie mogę jeść smażonych rzeczy. Przynajmniej na razie muszę mieć odpowiednią dietę ze względu na dzieci.
- To teraz sprzątamy i idziemy do salonu, żeby na spokojnie uzgodnić imiona dla maluszków- nakazał Louis i wsadził swój talerz do zmywarki.

Siedzieliśmy na kanapie w pokoju i wspólnie myśleliśmy nad imionami.
- Może Selena i Justin?- zaproponował za którymś z kolei razem Harry.
- Nie, stanowcze nie, Harry- zaśmiałam się.
- Może ty coś zaproponujesz, Kate, bo jak na razie nic nie zaproponowałaś- Liam wskazał na mnie ręką.
- Zawsze marzyło mi się, żeby mój synek miał na imię William- westchnęłam, a chłopcy się zaśmiali- Co w tym śmiesznego?
- Po prostu ja mam William na drugie- odezwał się Lou- Więc jak dla mnie William może być.
- Dla mnie też- odezwał się Zayn.
- A wy?- zwrócił się Pasiak do Liam'a, Hazzy i Niall'a.
- Mnie również się podoba- uśmiechnął się Loczek.
- Ja nie mam już pomysłów, a storo Kate się podoba może być.- Niall również się zgodził.
- Ja od początku byłem za tym, żeby Kate wybrała imiona- powiedział Li.
- Więc postanowione- Pasiak klasnął w dłonie- Chłopak to William, a dziewczynka?
Każdy z nas zaczął się zastanawiać nad imieniem dla dziewczynki.
- Może Natalie?- zaproponował Mulat, ale zaraz mu się odwidziało.
- No to Vanessa?- teraz odezwał się Harry.
- Wiesz ile dziewczyn nosi takie imię? No właśnie, dużo!- Louis popukał się po głowie.
- Więc to ma być jakieś rzadkie imię?- zapytałam.
- Chyba tak, bo jaki sens nazywać dziecko jak każdy inny?
- No ok...- zgodziłam się.
Myśleliśmy dalej. Chodziły mi po głowie różne imiona, ale nie mogłam wpaść na takie, które by mi się podobało...
Nagle, bez żadnego powodu Harry zaczął się śmiać. My spojrzeliśmy a niego wielkimi oczami i czekaliśmy, aż chłopak się uspokoi.
- Wyobraziłem sobie, że dziewczynka to córka Louis'a i ma na imię Louisa- powiedział przez śmiech. Chłopcy nie wytrzymali i również zaczęli się chichrać. Ja jednak zaczęłam się głębiej zastanawiać nad imieniem, które zaproponował Loczek.
- Kate, chyba nie myślisz, że damy jej na imię Louisa...?- Louis najwyraźniej się przestraszył.
- Nie Louisa, ale może Lou. Tak jak wasza stylistka. Przecież to moja dobra koleżanka, która zajmowała się mną podczas waszych koncertów i na pewno zrobiłoby jej się miło.
- To nie jest takie głupie- zgodził się ze mną Liam, a potem Zayn.
- Ale...- zaczął Lou, ale mu przerwano.
- Ja się zgadzam- Niall podniósł rękę.
- Ale...- znowu odezwał się Louis, ale nikt nie zwracał na niego uwagi.
- Ja też- Zayn powtórzył gest Blondyna.
- Więc postanowione!- krzyknął uradowany Harry- William i Lou!
Po tym okrzyku każdy z nas spojrzał na Niall'a, który miał odczytać wyniki. Lou siedział jakiś przygaszony, ale postanowiłam później z nim pogadać.
Blondyn wspat i sięgnął do tylnej kieszeni po kopertę. Nagle przybrał zaskoczony wyraz twarzy i sięgnął do drugiej kieszeni, potem do przednich, ale nic nie wyjmował.
- Nie mam jej w spodniach- powiedział wystraszony.
- To może przełożyłeś do kurtki, albo zostawiłeś w samochodzie?- zapytał Mulat.
Niall od razu poszedł to sprawdzić, ale po chwili wrócił.
- Nie ma.
- A w pokoju?- zapytałam, a chłopak pobiegł na górę.
- Nie mówcie, że on zgubił te wyniki!- schowałam twarz w dłonie.
- Na pewno się znajdą- Liam próbował mnie pocieszyć, ale na próżno.
Nagle usłyszałam sygnał SMS'a mojego telefonu. Wzięłam go to ręki i otworzyłam wiadomość. W tym samym momencie z piętra wrócił Niall.
- Nie ma- powiedział zdyszany.
Kiedy to powiedział, ja odczytałam SMS'a.
- Już wiem, gdzie są wyniki- powiedziałam i po prostu się rozpłakałam.

----------------------------------------

Jak obiecałam, dodaję rozdział w sobotę :P

Mam nadzieję, że się Wam podoba :)

Moje pytanka:
1) Jak myślicie, co się stało z wynikami.? 
2) Co to za SMS, który dostała Kate.? 
3) Jak podobają Wam się imiona dla dzieci.? :)

Coś stało się z moim Twitter'em...;/ Nie mogę wysyłać tweetów, oglądać trendów i czytać starszych wiadomości. Czy któraś z Was wie, jak to naprawić.?

Do Oliwii: Jeśli masz gg lub facebook'a to napisz do mnie i będę Cię informować tak, jak na Twitterze :)

Kolejny rozdział pojawi się około wtorku, środy...
Czekam na Wasze komentarze.!
Kocham Was ;** <33

Kama ;**

środa, 9 stycznia 2013

Chapter 17

 Dla Mojej Kochanej Aisy i Kochanej Siostry- Kamili <33

Powoli podniosłam ciężkie powieki i rozejrzałam się dookoła. Po mojej lewej stronie siedział Louis i Niall z podbitym okiem, a po prawej Liam i Harry z zadrapaniami na twarzy. Zayn stał naprzeciwko mnie. Każdy z nich miał spuszczoną głowę.
- Gdzie ja jestem i co się stało?!- spytałam, nie czekając na jakąkolwiek reakcję z ich strony.
- Jesteś w szpitalu. Nie wiemy co ci się stało, bo w parku "zajmowaliśmy się" Michael'em, a lekarze nic nam nie chcą powiedzieć- powiedział z lekką pogardą w głosie Zayn.
- Więc może ty nam powiesz co się stało?- Liam delikatnie dotknął mojej dłoni.
Spróbowałam się podnieść na łokciach, ale nie dałam rady i od razu upadłam na poduszkę.
- Proszę się nie podnosić!- usłyszałam zza Harry'ego kobiecy głos.
Loczek odsłonił mi widok i zobaczyłam, że na krześle przy biurku siedzi jakaś pielęgniarka. Kobieta spojrzała w moją stronę.
- Po operacji ruch nie jest wskazany.
- Jakiej operacji?!- zrobiłam na nią wielkie oczy, a potem przeniosłam wzrok na chłopaków. Oni jednak nic nie mówili, więc lekko uniosłam kołdrę i zajrzałam pod nią. Pomijając fakt, że byłam nago (-,-), jedna rzecz przykuła moją uwagę. Byłam chuda a na moim podbrzuszu widniała dość duża blizna po cięciu.
- Gdzie są moje dzieci?!- wydarłam się.
Ani chłopcom, ani pielęgniarce nie było dane odpowiedzieć, bo do sali weszli dwaj lekarze i kolejna pielęgniarka.
- Siostro, proszę podać pacjentce dożylnie podwójną dawkę środków nasennych, bo nie może się teraz denerwować- powiedział jeden, a drugi w tym czasie rozmawiał z pielęgniarką, która była tu wcześniej.
- CO?! NIE! JA NIE CHCĘ! GDZIE SĄ MOJE DZIECI?!- krzyczałam jednak nikt nie raczył mi odpowiedzieć.
Moi przyjaciele zostali wyproszeni z sali, a kobieta w biały fartuchu wstrzyknęła mi coś do wenflonu, po czym momentalnie zasnęłam.

Siedziałam na kanapie, a w rękach trzymałam druty i kłębki kolorowej wełny. Z korytarza dobiegł mnie drzwi otwieranych drzwi.
- Kochanie, wróciłem!
- Jestem w pokoju, skarbie!
Po chwili w progu pojawił się mój mąż. Stary, ale nadal przystojny. Jak za dawnych czasów.
On usiadł obok mnie i podał zieloną wełnę.
Siedzieliśmy tak oboje i rozmawialiśmy o naszej wspólnej przeszłości.
- Mamo? Tato?- usłyszeliśmy bardzo dobrze znany nam głos.
- Tutaj, skarbie!- odkrzyknęłam i chwilę później do salonu weszła moja mała ciężarna córcia z mężem, a zaraz po nich nasz syn z żoną.
- Zapomnieliśmy o jakimś rodzinnym obiedzie?- zaśmiał się mój mąż i podszedł do dzieci, aby ich przywitać.
- Dziś jest wasza rocznica. Zapomnieliście?- zdziwiła się córka.
Oczywiście! Dziś mija pół wieku, odkąd jesteśmy małżeństwem.
- Proszę, to dla was- syn podał mi dość sporych wielkości prezent.
- Co to takiego, Kate?- zapytał mąż, kiedy zaczęłam odpakowywać podarek.
- Jeszcze nie wiem, bo nie otworzyłam- zaśmiałam się.- O jejku!


- Kate, pobudka- usłyszałam głośny głos za uchem.
Niechętnie otworzyłam oczy, ale zamknęłam je z powrotem, bo potwornie chciało mi się spać.
- Jak widać, pacjentka nie chce z nami rozmawiać.
CO?!- krzyknęłam w głowie- Jak to nie chcę?!
Spróbowałam ponownie otworzyć oczy, ale lampa na suficie potwornie mnie raziła. Przysłoniłam twarz dłonią i spojrzałam na lekarzy, stojących wokół mojego łóżka.
- Jak się czujesz?- zapytał jeden z nich.
- Chyba dobrze, ale...- urwałam, bo nagle zaschło mi w gardle.
- Skoro wszystko w porządku, to można zdjąć szwy i przewieźć pacjentkę na normalny oddział. Nie ma potrzeby, aby leżała na OIOM'ie.
-  Ale...- próbowałam coś powiedzieć, ale nie dane mi to było.
- To wszystko- powiedział stanowczo jeden z lekarzy i wyszli. Po prostu wyszli.
Opadłam na poduszkę i bezradnie zasłoniłam twarz dłońmi.
- Dlaczego nikt mi nie chce powiedzieć, gdzie są moje dzieci?!- krzyknęłam, myślałam, że sama do siebie, ale jak się okazało, dostałam niespodziewaną odpowiedz.
- Twoje dzieci to bliźniaki?- zapytała pielęgniarka.
- Yyy... taaak...- odpowiedziałam niepewnie.
- Leżą w inkubatorach i mają się dobrze, ale jeszcze przez jakiś czas będą musiały u nas zostać. Z resztą ty również, bo po zabiegu minimum trzy dni musisz leżeć.
Ulżyło mi... Zostałam mamą. Boże, zostałam mamą!!!
- A kiedy będę mogła je zobaczyć?- spytałam.
- Najwcześniej za trzy dni.
- ILE?! Ja nie wytrzymam tyle czasu! Proszę mi pozwolić je zobaczyć jeszcze dziś!
- To nie jest możliwe, choćby ze względu na to, że ty nie możesz wstawać z łóżka.
Zrezygnowana, położyłam głowę na poduszce i odwróciłam wzrok w drugą stronę.
- A jak to możliwe, że urodziłam i tego nie pamiętam?
- Byłaś nieprzytomna i zrobiona ci cesarskie cięcie, jednak podczas porodu doszło do krwotoku wewnętrznego i lekarze musieli operować. Stąd tak duża blizna na twoim brzuchu- wyjaśniła kobieta.
- A czy moi przyjaciele wiedzą, że urodziłam?
- Tak, wiedzą. Już nawet chcieli robić badania DNA, ale lekarze chcieli poczekać na twoją decyzję.
- Aha...- westchnęłam.
No właśnie. Badania i wyniki ojcostwa. Teraz liczyło się dla mnie tylko to, aby zobaczyć w końcu moje dzieci i dowiedzieć się, kto jest ojcem.

*kilka godzin później*

Przewieziono mnie na oddział około godziny temu. Chłopców przy mnie nie było. Pewnie Paul ich uziemił. Mówi się trudno. Przecież wiem, ż gdyby tylko mogli, to nie opuszczaliby mnie. Najbardziej jednak martwił mnie fakt, że moi rodzice o niczym nie wiedzą. Brakuje mi ich bardzo...
Po moim policzku spłynęła jedna łza, a za nią kolejne. Wytarłam je wierzchem dłoni i zaczęłam myśleć o czymś innym.
Michael... (co za zmiana tematu) Nie wiem co bym zrobiła gdyby tu przyszedł. Boję się go. Tak potwornie się boję.
- Cześć!- znany głos wyrwał mnie z rozmyśleń. Dzięki Bogu...
- Przepraszamy, że tak długo, ale nie mogliśmy się wcześniej wyrwać.
- Ok, spoko, rozumiem...-westchnęłam ciężko.
- Ej, co jest?- Lou usiadł na krześle obok łóżka.
- Po prostu myślałam o Michael'u...
- On nie jest wart, aby o nim myśleć. Lepiej pomyśl o tym, że już jutro dowiemy się, że to ja jestem ojcem twoich dzieci- Harry dumnie wypiął pierś do przodu.
- Albo ty, albo ja, albo Zayn, ewentualnie Louis- powiedział poważnie Liam.
- Czemu ja "ewentualnie"?- oburzył się Lou- Jestem jakiś gorszy, czy jak?
- Nie no, co ty. Ja uważam, że byłbyś idealnym ojcem. Podobnie jak każdy z was- popatrzyłam na każdego z nich.
- Dzięki- uśmiechnęli się.

Tak minęła nam końcówka dnia. Kiedy chłopaki wyszli, ja odwróciłam się na  drugi bok i zasnęłam.

*następnego dnia po południu*

Za kilka chwil miałam zobaczyć moje dzieci. Wspólnymi siłami udało nam się namówić lekarzy, aby pozwolili nam spojrzeć na małe osóbki w inkubatorach.
Szliśmy właśnie korytarzem w stronę pomieszczenia dla noworodków i wcześniaków. Tak właśnie niektórzy lekarze nazywają niektórzy z personelu- wcześniaki. Urodziłam miesiąc przed terminem, więc nie powinnam się dziwić, jednak nieprzyjemnie mi mówić tak o dzieciach. Mniejsza...
Weszliśmy do wąskiego korytarza i stanęliśmy przed wielką szybą, za którą było widać nowo narodzone dzieci.
- Ta są pani i któregoś z panów- powiedziała pielęgniarka i wskazała dwa inkubatory, stojące pod ścianą.
- Chłopiec...- powiedział Liam.
- I dziewczynka- dopowiedział Harry.
- Są prześliczne- wydusiłam z siebie, a zaraz potem wtuliłam się z jednego z chłopaków. Jak się za chwilę okazało, był to Zayn.
- Za chwilę powinniśmy dostać wyniki badania DNA- powiedziała pielęgniarka.
- Za chwilę dowiemy się, który z was jest szczęśliwym tatą- uśmiechnął się Niall i położył dłoń na moim ramieniu- Teraz żałuję, że to nie ja.
Nie wytrzymałam i wtuliłam się w Blondyna. On objął mnie, a zaraz potem poczułam jak pozostali obejmują nas. Grupowy uścisk.
Nie trwało to jednak za długo, bo pielęgniarka przerwała nasze pieszczoty.
- Przyszły wyniki.


-------------------------------------------

No i co myślicie.? Ujdzie.?
Mnie się nawet podoba, ale opinię pozostawiam Wam :)
Jak myślicie, jaki wyszedł wynik badań DNA.? ;>
Jestem bardzo ciekawa Waszych komentarzy.

Następny rozdział pojawi się (niestety) dopiero około soboty, bo przez trzy dni zostaję sama z bratem w domu i nie wiem, czy uda mi się cokolwiek napisać.

Jeszcze moja prośba  do Was: Czy możecie gdzieś polecić tego bloga, bo mam wrażenie, że jest tu Was bardzo mało :'(

Więc, do następnego.!

Kama ;**

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Chapter 16

Dla Autorki wiadomości na GG ;**

*pół roku później*

Przez te sześć miesięcy wszystko układało się wspaniale. Z chłopakami dogadywałam się doskonale, a może i lepiej. Chodziłam na każdy z ich koncertów i oglądałam wszystkie wywiady, albo zza kulis, albo sprzed telewizora. Jak na razie nikt nie wie, że jestem w ciąży. W świetle reflektorów jestem widziana jako bliska kuzynka Lou- stylistki zespołu. Swoją drogą, z tą dziewczyną dogaduję się świetnie. Chłopcy na razie nikogo sobie nie znaleźli, ale to tylko kwestia czasu. W końcu jaka dziewczyna nie chciałaby takich ciasteczek, jakimi oni są. Z dziećmi również jest wszystko w porządku. Nie znamy ich płci, bo i ja, i chłopcy chcemy, żeby to była niespodzianka. Pokoiki powoli nabierają dziecięcego wyglądu, a wyprawki czekają gotowe w szafach. Co do Michael'a i moich rodziców to... nie widziałam ich. Teraz uważam, że może to i lepiej, że trafiłam do chłopców. Moja życie przynajmniej ma sens.
Byłam w domu sama z Niall'em. Pozostali pojechali do sklepu meblowego po jakieś ozdoby na ściany do pokoi dzieci. Nie wiem, czy był to dobry pomysł, wysyłać ich tam samych, ale ja nie mogłam z nimi jechać, bo co by było gdyby nas przyłapali...? No właśnie, nie za ciekawie...
- Kate, możesz mi pomóc?!- usłyszałam krzyk Niall'a z dołu.
Wyszłam ze swojego pokoju i udałam się w stronę schodów.
- Co się takiego stało?- zapytałam, kiedy byłam już na parterze.
Weszłam na kuchni i zobaczyłam Blondasa, stojącego przy blacie kuchennym. Chłopak zawzięcie się nad czymś zastanawiał. Podeszłam do niego i spojrzałam w stronę, w którą patrzył on.
- Które wybrać?- zapytał, a ja po prostu zaczęłam się śmiać.
- Niall, błagam cię! Czy ty na serio po to mnie wołałeś?!-
- Ale ja na serio nie wiem, które jabłko wybrać- powiedział zrezygnowany- No bo popatrz tylko. To czerwone jest takie krwiste i soczyste, a to zielone- zdrowsze i bardziej jabłkowe.
- "Bardziej jabłkowe"?- zdziwiłam się- To znaczy, że jakie?
Już kompletnie zgłupiałam, no bo kto normalny nie umie wybrać, jakie jabłko się zje i na dodatek wymienia się dobre strony każdego z nich...
- Bardziej jabłkowe, czyli no takie... No ma taki kształt bardziej jabłkowy- mówiąc to, pokazywał, jaki według niego jabłko ma kształt.
- Weź to czerwone. Jest słodsze- uśmiechnęłam się i poklepałam chłopaka po policzku.
Już miałam się odwracać, kiedy nagle poczułam lekki ruch w środku.
- Oho, ktoś tu się obudził- powiedziałam i powoli przeszłam do stołu.
Usiadłam na jednym z krzeseł głaskając lekko brzuch, spojrzałam na Niall'a.
- Chcesz zobaczyć jak kopiom?- zapytałam.
- Jasne!- ucieszył się jak małe dziecko.
Podszedł do mnie i przyklęknął obok. Ja złapałam jego dłoń i położyłam w miejscu, w którym czułam lekkie kopnięcia. Nie minęło kilka sekund, a dzidziuś znowu się poruszył.
- Czuję!- Niall szczerze się uśmiechnął, ale nadal nie zdejmował ręki z brzucha- A to cię nie boli?
Zaśmiałam się cicho.
- Czasami, kiedy kopiom oboje na raz, ale jak wezmą większy zamach.
- To muszą być dzieci Louis- powiedział stanowczo.
- Czemu tak uważasz?- zrobiłam wielkie oczy.
- Bo to on jest piłkarz-amator- teraz zaczął śmiać się w niebo głosy, a ja tu wtórowałam. Powiem szczerze, że ten żart mu wyszedł. Owszem, Lou lubił grać w piłkę, a co ważne umiał w nią grać, ale szansami po prostu szkoda na niego patrzeć... Piłkarz-amator.
- Ładnie to tak śmiać się, kiedy bossy wchodzą do domu?- usłyszeliśmy oburzony głos Zayn'a z korytarza.
Spojrzałam w tamtą stronę, a w progu stali już Louis z Harry'm i kilkoma reklamówkami ze sklepu meblowego.
- I jeszcze się obmacują!- powiedział podniesionym tonem Loczek w stronę korytarza.
- Błagam was! Wszędzie, tylko nie w kuchni!- Mulat darł się na cały dom, podchodząc do mnie i Niall'a.
- Nie obmacujemy się, tylko Kate pozwoliła mi zobaczyć jak dzieciaki kopiom- wytłumaczył Blondyn i podniósł się na równe nogi, ponieważ cały czas klękał przy mnie.
- Ja też chcę!- krzyknął Lou i już stał obok- Mogę?
- Pewnie- uśmiechnęłam się, a on delikatnie położył rękę na miejscu dłoni żarłoka.
- Moje dzieci- powiedział, kiedy poczuł pierwsze kopnięcie.
- A skąd wiesz, że twoje?! Równie dobrze mogą być moje- Zayn położył rękę po drugiej stronie brzucha.
- Albo moje!- krzyknęli równo Liam i Harry'm i również zaczęli kłaść swoje ręce na mnie.
Po dłuższej chwili Liam się odezwał.
- No przecież to czuć, że te maluchy są moje. Mają identyczne ruchy nóg jak ja, kiedy byłem w brzuchu mamy.
- A skąd ty to do cholery możesz wiedzieć?!- Zayn się wyprostował.
- Pamiętam- powiedział dumnie Li i wypiął pierś do przodu.
Wtedy już nie wytrzymałam i zaczęłam się niepohamowanie głośno śmiać. Chłopcy również.
- A tak szczerze to wiadomo, że to moje skarby nosi Kate- teraz mówił Harry.
- A co, też pamiętasz swoje ruchy przed narodzinami?- zapytał przez śmiech Niall.
- Nie e... Ja to po prostu czuję! A jeśli się mylę, obiecuję przyznać się publicznie, że nie jestem wszechwiedzącym, chociaż wiadomo, że jestem, chłopakiem.
- Przejmuję zakład- Zayn podał mu dłoń, a Loczek ujął ją swoją- Kate, przetnij.
- Czemu ja?- zdziwiłam się.
- Bo ty jesteś matką- to argument nie do podważenia.
Przecięłam ich dłonie i wyjrzałam przez okno.
Na dworze było jeszcze trochę śniegu, choć zbliżał się koniec marca.
- Mam ochotę na spacer- powiedziałam nagle, a chłopcy na mnie spojrzeli- No co...?
Oni wzruszyli ramionami i ruszyli w stronę drzwi. Poszłam za nimi, a kiedy zobaczyłam, że się ubierają, bardzo się zdziwiłam.
- Co wy robicie?
- Ubieramy się. Przecież nie pójdziesz sama- powiedział Liam i podał mi moją kurtkę, którą dostałam od niego na urodziny. Tak, miałam już 19-ste urodziny. Dokładnie 8. marca, czyli ponad dwa tygodnie temu.
Ubrałam się i razem wyszliśmy w domu. Szliśmy chodnikiem w stronę parku. Lubiłam chodzić tam na spacer, bo nigdy nie było tam zbyt dużo ludzi. Tym razem również tak było.
Przechodziliśmy właśnie obok stawu, kiedy za sobą usłyszałam swoje imię. Myślałam jednak, że się przesłyszałam, więc szłam dalej i przysłuchiwałam się rozmowom chłopaków, która dotyczyła imion dla dzieci.
- Jeśli to będą dziewczynki, to...- zaczął Zayn, ale nie skończył, bo przerwał mu Louis.
- Jeśli to będą chłopcy, to będą nosić imiona....- znowu nie dokończył.
- Ja wam mówię, że to będą dwie dziewczynki- powiedział stanowczo Niall.
- A ja uważam, że chłopcy- tym razem był to Harry.
Ehhh... Co ja już z nimi mam. Nie ważne, czy to będą chłopcy, czy dziewczynki. Dla mnie liczy się tylko to, czy będą zdrowe i kto jes ojcem...? To pytanie nurtuje mnie już od ośmiu miesięcy, dzień w dzień... Szczerze, to chciałabym, żeby ojcem został...
- Kate- usłyszałam wyraźniej swoje imię. Chłopcy też to musieli usłyszeć, bo odwrócili się gwałtownie. Ja również się obejrzałam i zobaczyłam jego. Michael stał na środku ścieżki i przyglądał się mnie i zespołowi.
- Czego chcesz bydlaku?!- krzyknął w jego stronę Zayn, a Lou złapał mnie za rękę. Poczułam, że strach mnie paraliżuje. Wiem, że kiedy ostatnio się z nim widziałam, byłam sama, a teraz są ze mną chłopcy, jednak strach mnie przewyższał.
- Chciałem tylko sprawdzić jak się trzyma ta podła suka! Widzę się przyporządkowałaś ich sobie!- krzyczał w moją stronę, a ja tylko mocniej zaciskałam palce na dłoni Louis'a.
- Nie waż się do niej odzywać i to jeszcze w taki sposób!- Harry zasłonił mnie swoim ciałem.
- I jeszcze zrobiłaś sobie z nich ochroniarzy!- darł się dalej.
-Przestań do cholery!!!- krzyknął Liam i rzucił się biegiem w kierunku Michael'a. Za nim ruszyli Harry i Zayn. Michael jednak to przewidział i popchnął  Li do stawu, a Mulat i Loczek wylądowali na chodniku. Niall i Louis widząc to, poszli z ślady pozostałej trójki i ruszyli na Michaela.
Moje przerażenie rosło w siłę, jednak podbiegłam do brzegu stawu, aby pomóc Liam'owi się wydostać. Wyciągnęłam rękę w jego stronę, ale potem pamiętam już tylko bardzo mocny ucisk w brzuchu i ciemność.


----------------------------------------------

Hey Wam.!

Mam nadzieję, że rozdział się podoba.
Wiem, że akcja nabrała ogromnego przyśpieszenia, ale chyba nie było sensu ciągnąć ciąży Kate, przez dziewięć miesięcy, dzień po dniu, dlatego przeskoczyłam pół roku do przodu. Mam nadzieję, że się na mnie nie gniewacie.
Moje pytanko do Was:
Co będzie dalej.?
Oczywiście czekam na Wasze komentarze :))

WAŻNE!!!

Wczoraj wieczorem dostałam wiadomość na GG od Jednej z Was z ważną dla mnie informacją. Zawierała ona link do pewnego opowiadania <KLIK>. Proszę Was, abyście weszły na niego i jeśli coś zwróci Waszą uwagę, napiszecie to tamtej "autorce" w komentarzu.
Będę Wam ogromnie wdzięczna.
A Dziewczynie, która wczoraj do mnie napisała jeszcze raz bardzo dziękuję <33