KONIEC MĘCZARNI!!! (od. aut.) :P
Rozdział z obiecaną dedykacją dla mojej Kuzynki- Wiki <33
- Co wy tu robicie?- zapytałam nadal zszokowana.
- Nawet się z nami nie przywitasz?- odezwała się mama.
- Yyy... Cześć- powiedziałam krótko i wpuściłam rodziców do domu, a Michael'owi zagrodziłam przejście ręką.
- A mnie nie ugościsz?- zapytał z chytrym uśmiechem.
- Po co to robisz? Nie możesz dać mi i mojej nowej rodzinie świętego spokoju?!
- Przecież ta dwójka to też twoja rodzina, nie pamiętasz?
- Nie! Już nie! Od roku już nie...- krzyknęłam w jego stronę, ale wiedziałam, że muszę się opanować. Nabrałam powietrza w płuca i wypuściłam je powoli- Po co to wszystko?- zapytałam ze spokojem.
- Musisz jakoś zapłacić za to co zrobiłaś. Już nie pamiętasz, że wykorzystałaś każdego z tych chłopaków i naciągnęłaś ich na dzieci?!- wypominał mi to, co zrobiłam przez ostatni rok.
- Chcę ci przypomnieć, że zrobiłam to dla ciebie, bo kiedyś cię kochałam, a teraz spadaj!- po tych słowa po prostu zamknęłam mu drzwi przed nosem. Już miałam się rozpłakać, ale w ostatnim momencie przypomniałam sobie, że w salonie czekają na mnie moi rodzice.
Powoli zaczęłam iść w tamtą stronę, układając sobie w głowie, co mam im powiedzieć. "Cześć, jak miło was widzieć po roku." albo "Witam was w domu ludzi, którzy przygarnęli mnie po tym, jak wy mnie wyrzuciliście" Nie... To bez sensu. Trudno, jakoś to będzie.
Weszłam do salonu i spojrzałam na rodziców, siedzących na kanapie.
- Po co przyszliście?- zapytałam prosto z mostu.
- Chcieliśmy zobaczyć wnuki- powiedział spokojnie tata.
- CO?!- krzyknęłam- Po tym wszystkim przychodzicie tu, żeby zobaczyć wnuki?! Chyba zwariowaliście?!
- Kate! Jak ty się zachowujesz?! Nie tak cię wychowaliśmy!- tata stanął na równe nogi, a z ramienia spadł mu rękaw od kurtki.
Dopiero teraz zobaczyłam jak schudli i zapuścili się. Ich ubrania były stare i za duże na nich, a twarz pokrywała warstwa brudu. Co oni ze sobą zrobili?!
- Zachowuję się tak, jak przystało na porzuconą córkę! Nie zobaczycie MOICH dzieci!- krzyknęłam i opadłam bezsilnie na fotel. Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Widać, nie mamy tu czego szukać! Wychodzimy Mario!- krzyknął tata i zaczął iść w stronę wyjścia.
Nie zatrzymywałam ich. Nie chciałam ich zatrzymać. Chciałam się teraz po prostu wypłakać...
- Kate?- usłyszałam głos Liam'a. Dopiero teraz spostrzegłam się, że chłopców nie było przy tej ostrej wymianie zdań między mną na rodzicami. Ja nawet nie wiem, czy chcę nadal nazywać ich rodzicami. Teraz to są dla mnie zupełnie obcymi ludźmi.
Spojrzałam w stronę Liam'a, obok którego stał jeszcze Niall i Zayn.
- Przepraszam was za to, co się tu działo. Ja nie sądziłam, że Michael posunie się do czegoś takiego.
- Przecież to nie jest twoja wina- Niall usiadł na oparciu fotela i objął mnie ramieniem.
- Kate, kiedy byli tu twoi ro...- przerwałam Zayn'owi w pół słowa.
- Nie nazywaj tak tych ludzi. Oni już nie są tym kim byli kiedyś- powiedziałam całkiem poważnie.
- Ok. To... Kiedy byli tu ci ludzie to dzieci się obudziły i Hazza i Louis'em do nich poszli, więc może chodźmy zobaczyć czy wszystko u nich gra...?
- Jasne..- westchnęłam i podniosłam się z siedzenia.
Razem z chłopakami ruszyłam na górę i podeszłam pod drzwi do pokoju dzieci. Niall przyłożył ucho do drewna i zaczął nasłuchiwać.
- Cicho- powiedział po chwili.
- Za cicho- dopowiedział Liam.
- Coś jest nie tak- skończyłam i pchnęłam drzwi.
Weszliśmy do pokoju i zobaczyliśmy coś, czego ja bym się w życiu nie spodziewała.
Harry z Louis'em karmili Lou, a William spał sobie spokojnie w swoim łóżeczku.
- Yyy... Co im zrobiliście, że nie płaczą? Jakiś środek nasenny w mleku, czy jak?- zapytał Zayn, a ja skarciła go wzrokiem.
- Po prostu mamy rękę do dzieci- Loczek szeroko się uśmiechnął.
- Hahahahaha. Skoro tak, to możecie robić za opiekunki, co wy na to?- zaśmiałam się, ale oni chyba nie przyjęli tego zbyt radośnie.
- A będziesz nam choć trochę pomagać?- zapytał Pasiak i zrobił maślane oczka.
- Pewnie, że tak- uśmiechnęłam się.
- To w takim razie mówcie mi niania!- uniósł butelkę po mleku w górę, a ja i pozostali się zaśmialiśmy.
Położyłam nakarmioną Lou do łóżeczka i wtedy coś sobie przypomniałam.
- Chłopaki, wiecie o czy zapomnieliśmy?- spojrzałam na nich.
- Zmienić im pieluchy?- zapytał Niall.
- Nieee... Jest białe, kwadratowe i papierowe- opisywałam przedmiot, który miałam na myśli.
- Serwetka? Miałem im wytrzeć buzię?- zapytał Hazza, a ja przybiłam sobie facepalm'a.
- Koperta, durnie...- westchnęłam- Wyniki!
Chłopcy, jak jeden mąż, wybiegli z pokoju i zbiegli po schodach. Ja tylko cicho się zaśmiałam i ruszyłam za nimi.
Wbiegłam do salonu, gdzie zespół już na mnie czekał. Zabrałam kopertę z szafki i uniosłam lekko do góry.
- Kto czyta?- zapytałam.
- JA!- krzyknęli równocześnie, ale to Niall złapał papier w dłonie.
Zajęliśmy swoje miejsca i czekaliśmy aż Blondyn otworzy wyniki. Moje serce dudniło tak głośno, że bałam się o to, czy Liam siedzący obok to usłyszy. Byłam tak bardzo ciekawa co pisze na tej kartce, a z drugiej strony strasznie się tego bałam. Doskonale wiem, że każdy z tej piątki idiotów byłby cudnym ojcem dla tych małych gagatków.
- Jak to możliwe?!- krzyknął zdziwiony do granic możliwości Niall.
- CO?!- ja i pozostała czwórka unieśliśmy się lekko.
- No, bo... Ehh sami zobaczcie- westchnął i podał kartkę Harry'emu, który siedział obok niego.
- Co tam pisze?- dopytywałam się, wczytującego się w wyniki Hazzy.
- To musi być jakaś pomyłka!- powiedział i podał kartkę Liam'owi.
Ten tylko otworzył szeroko usta i szybko zamrugał.
- Pokaż mi to- zabrałam mu z dłoni kartkę i zaczęłam czytać.
"Badania na ojcostwo Lou i William'a Blunt. Wyniki pozytywne. Lou Blunt- córka Louis'a Tomlinsona, William Blunt- syn Zayn'a Malika."
- CO?!- wrzasnęłam i spojrzałam na dwójkę wymienioną na papierze- Jak to możliwe, że...?
- ŻE CO?!- Lou i Zayn nadal się dopytywali o co chodzi. Podałam im wyniki i patrzyłam na ich reakcję.
Oni spojrzeli po sobie zszokowani. Z resztą każdy z nas patrzył na innych z wielkim niedowierzaniem.
- Musimy jechać do szpitala, upewnić się, czy to nie jest błąd- powiedział Zayn.
- Jadę z tobą- Lou się wyprostował.
- Nie. Ja pojadę. Wy jesteście za mocno zszokowani. Jeszcze spowodujecie jakiś wypadek i tyle będzie- powiedział Harry i zabrał kluczyki do samochodu.
- Pojadę z tobą, tak na wszelki wypadek- Niall zaczął się ubierać, a potem wspólnie z Loczkiem wyszli z domu.
- Zobaczę co u dzieci- powiedział Liam i wszedł po schodach na górę.
Ja, Louis i Zayn nadal siedzieliśmy w salonie. Po ich minach widziałam, że są nieźle skołowani.
- Chłopaki... Jeśli nie chcecie to nie musimy nadawać dzieciom waszych nazwisk i nie musicie ich wychowywać. Ja sobie dam radę...
- Czyś ty zgłupiała!- krzyknął uradowany Louis i podniósł mnie z fotela. Zaczął obracać mnie wokół własnej osi, przez co ja również zaczęłam się śmiać.
- Lou, puść mnie!- mówiłam przez śmiech.
- Lou to moja córka!- kręcił mną dalej.
- Louis, puść mnie- poprawiła się.
Pasiak w końcu postawił mnie na ziemi, a ja spojrzałam na Zayn'a. Mulat siedział na kanapie i nad czymś myślał.
- Zayn? Wszystko ok?- zapytałam.
- Tak... Ja po prostu nie mogę uwierzyć, że zostałem ojcem, że... mam syna- spojrzał mi głęboko w oczy, w których dało się zauważyć nutkę radości połączoną ze strachem.
- A co będzie, jeśli się okaże, że badania są mylne i cieszymy się z czegoś co nie jest prawdą?- zapytał nagle Louis.
- No właśnie... Co będzie, kiedy się okaże, że tak na prawdę ojcem jest Harry, albo Liam, albo sam Zayn? Przecież ja tego nie przeżyję! To by było okropne!- Lou usiadł na podłodze w siadzie skrzyżnym i schował twarz w dłoniach.
- Albo sam Louis- Zayn usiadł koło niego z tej samej pozycji.
- Chłopaki, nie martwcie się... Dla mnie nie ważne kto jest ojcem. Ważne jest to, że każdy z was chce się opiekować dziećmi i dzięki temu możemy je wychowywać razem- objęłam ich ramionami i przytuliłam do siebie.
- A co to za przytulanki beze mnie?- usłyszeliśmy oburzony głos Liam'a, który schodził ze schodów.
- Aaa... To taki mały trójkącik- zaśmiałam się i zaprosiłam do nas Li gestem ręki- Teraz to kwadracik.
Siedzieliśmy na podłodze w takiej pozycji chwilę czasu, ale kiedy do domu weszli Harry i Niall'em, wstaliśmy na równe nogi.
- No i?- zapytał Zayn.
- Jest tak, jak pisze na wynikach. Dzieci Kate mają dwóch ojców- powiedział Blondyn.
- Tak, czy siak... Ja nadal zastanawiam się, jak to jest możliwe...- westchnął Harry- I żałuję, że to nie ja jestem jednym z tatusiów.
- Ale za to wiem, że będziesz świetnym wujkiem- dałam mu buziaka w policzek- Tak samo jak Niall i Liam- ich również ucałowałam.
- A my?- Lou i Zayn stali ze smutnymi minami i czekali na swojego buziaka.
- A wy możecie iść do swoich dzieci. Może się nad wami ulitują i nie zapłaczą na wasz widok- zaśmiałam się.
- Ha ha ha... Ale śmieszne...
---------------------------------------------
Zgodnie z obietnicą po 30. komentarzach dodaję rozdział.
No i jak czujecie się po poznaniu ojca/ojców dzieci.? Zaskoczone.? Rozczarowane.?
Mam nadzieję, że nie macie mi za złe, że wybrałam Louis'a i Zayn'a ale większość z Was prosiła mnie o to, aby to Lou był szczęśliwym tatusiem, a Zayn'a wybrałam dla Perrie M i Nath Malik :)
Dziękuję Wam za tyle miłych komentarzy i oczywiście czekam na kolejne.
Odpowiem na pytanka: Otóż mam (jeszcze) 15 lat, ale marcu kończę 16, a co do "tak świetnego" pisania to... Piszę tak jak umiem. Jeśli Wam się podoba to się bardzo z tego powodu cieszę, a jeśli nie to mówcie co mam zmienić. Nie bójcie się. Przyjmę krytykę bez płaczu ;P
Jeszcze sprawa do moich Anonimków. Pod ostatnim rozdziałem miałam od Was bardzo dużo komentarzy i mam do Was prośbę, abyście się podpisywały, bo chcę wiedzieć, czy jest Was tu tak dużo, czy po prostu jedna osoba pisze kilka komentarzy. Mam nadzieję, że rozumiecie.
Następny rozdział dodam około piątku...
Kama ;**
PS: Jeśli chcecie poznać mnie bliżej to piszcie do mnie na fb lub GG (adres i numer w zakładce obok). Zazwyczaj jestem niewidoczna, więc piszcie kiedy chcecie, a raczej odpiszę :P To tyle...